Koszerna świnia z rogami
10/09/2012
493 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
Ach, jaka szkoda, że Hitler tego nie dożył!
A ściślej mówiąc – nie tylko on, bo jestem pewien, że i Józef Stalin nie posiadałby się z radości na wieść, że rząd niemiecki „opowiada się” za wprowadzeniem obowiązku instalowania w prywatnych samochodach kamer pozwalających na obserwowanie w czasie rzeczywistym zarówno kierowców, jak i pasażerów. No i słuszna jego racja – bo czyż w IV Reichu, budowanym właśnie przez Naszą Złotą Panią można sobie wyobrazić sytuację, w której przestrzeń w prywatnych samochodach wymyka się kontroli Gestapo? Tego nie można wyobrazić sobie nawet w gorączce, zwłaszcza gdy zwrócimy uwagę, że powierzchnia prywatnych samochodów w dzisiejszcych czasach jeswt porównywalna z powierzchnia niewielkiego państwa. A czyż w IV Reichu można pozostawić taką dużą powierzchnię poza zasięgiem Gestapo? Jasne, że nie można, toteż tylko patrzeć, jak obowiązek instalowania kamer podlgądających kierowców i pasażerów prywatnych samochodów zostanie wprowadzony nie tylko w Niemczech, ale całej IV Rzeszy, a zatem – również w naszym nieszczęśliwym kraju.
Wprawdzie banda konfidentów poprzebieranych za dziennikarzy tych wszystkich – ach, chciałem już wymienić nazwy tych wszystkich ubeckich stacji telewizyjnych, a nawet nazwiska konfidentów poprzebieranch za dziennikarzy – ale skoro kolega Ziemkiewicz został zmuszony do dobrowolnego rewokowania w procesie z panem redaktorem Durczokiem, to znaczy, że niezawisłe sądy musiały już otrzymać stosowne instrukcje. Ha! W takim razie mój proces z TVN-em dobrze nie wygląda i tylko patrzeć, jak pełnomocnikujący tej stacji pan profesor Kruszewski, u którego boku w procederze zaprawia się również córka, (niedaleko pada jabłko od jabłoni!) za sprawą niezawisłego sądu przytroczy sobie do pasa również i mój skalp. Niech mu tam będzie na zdrowie; w państwie takim, jak nasz nieszczęśliwy kraj, miejsce ludzi normalnych jest w więzieniu, natomiast kryminalistów i łajdaków – w rządzie, a w najgorszym razie – w opozycji. Nie widzę jednak powodu, by ułatwiać mu sytuacji. W końcu nawet w Piśmie Świętym jest powiedziane, że każdy będzie zdobywał swój kawałek chleba w pocie czoła. Tedy – chociaż jestem pewien, że i on wie i ja wiem – to milcz serce! Zatem wprawdzie banda konfidentów… – i tak dalej – kręci nosem na te regulacje, bredząc coś o „przestrzeni wolności” – ale nie zwracajmy najmniejszej uwagi na tę perfumowaną kupę gówna. To tylko z powodu niedzieli, kiedy to oficerowie prowadzący grillują na daczach i zaprawiają się bimbrami – ale kiedy w poniedziałek przyjadą do swoich biur, to niezależne media dostaną stosowne iskrówki („i skoczyła iskrówka, zawrzały redakcje”), a poprzebierani za dziennikarzy konfidenci zaczną śpiewać z innego klucza. Zresztą nie tylko konfidenci – bo przecież zdecydowana większość dziennikarzy w naszym nieszczęśliwym kraju, to banda idiotów, którzy – podobnie jak Dajakowie na Borneo – nie potrafia uchwycić zwiazku przyczynowego miedzy spółkowaniem, a rodzeniem się dzieci. Stąd w tych środowiskach taka popularność zapładniania w szklance; skoro są pewni, że mleko robi się w fabryce, to pewnie myślą, że dzieci też. Wystarczy przypomnieć klangor podniesiony przed kilkunastu laty, kiedy na polecenie Gestapo, w naszym nieszczęśliwym kraju w prywatnych samochodach wprowadzano obowiazek zapinania pasów bezpiedczeństwa. Kiedy jedyny normalny człowiek wśród tworzącej tubylcze elity bandy idiotów, to znaczy – Janusz Korwin-Mikke przeciwko temu obowiazkowi protestował ostrzegając, że jeśli zgodzimy się na ingerencję biurokratycznej szajki w przestrzeń wolności, to za tym pierwszym krokiem pójdą następne i następne – aż skończy się na tym, że przez całą dobę albo będziemy poprzypinani kajdankami do najbliższego kaloryfera, albo w związku z ustanowieniem godziny policyjnej, będziemy musieli siedzieć w aresztach domowych – oczywiście dla własnego bezpieczeństwa – bo wiadomo, iluż nieszczęść można by uniknąć, gdyby ludzie nie wychodzili z domów! Żyją jeszcze ludzie pamiętający szyderstwa, jakich mu nie szczędzili „mądrzy i roztropni” mikrocefale – no a teraz właśnie nastała kolejna godzina prawdy. Czy nie można by wszystkich postępaków skoszarować gdzieś w Bieszczadach i ogrodzić teren? Mogliby tam rżnąć się wszyscy ze wszystkimi we wszystkie możliwe otwory ciała, zapładniać kopulantki w szklance, przestrzegać zasad partnerstwa no i oczywiście pilnować, żeby wszyscy ludzie byli braćmi, pamiętając, iż brat brata w d… harata – a resztę nieszczęśliwego kraju zostawić w spokoju? „Jak pięknie by mogło być” – „ale próżno marzyć o tem”.
Więc szkoda, że Hitler tego nie dożył – zresztą nie tylko tego. Oto w „Najwyższym Czasie!” (dlaczego wartościowe koresponedencje z kraju i zza granicy w zasadzie można spotkać tylko w tzw. pismach „niszowych”, podczas gdy i pana red. Lisa, co to wraz z panią red. Lisową przez swoje przewody pokarmowe każdego miesiąca przepuszczają krocie – niestety również publiczne – czy u pana red. Baczyńskiego – tylko sam Scheiss, również w wykonaniu niedouków w rodzaju pana Wojewódzkiego?) czytam w korespondencji Katawa Zara z Tel Aviwu, że tamtejszy dygnitarz, były szef sztabu generalnego Mosze Jaalon oświadczył, że „Iran musi wybrać między przeżyciem, a pitraszeniem broni atomowej”. Kataw Zar z właściwą sobie przenikliwością spenetrował prawdę, że w tym oświadczeniu kryje się groźba użycia przeciwko Iranowi broni jądrowej, której Izrael, jak wiadomo, „nie ma” – bo jakże inaczej mały kraj chciałby postawic na krawędzi „przeżycia” „wielomilionowe, rozległe państwo” – jeśli nie przy pomocy głowic nuklearnych? Możemy sobie wyobrazić, jak ucieszyłby się Adolf Hitler, gdyby mógł usłyszeć tgę deklarację! Non omnis moriar – miałby prawo tak powiedzieć bez najmniejszej przesady – bo przecież Izrael, przyznający sobie prawo unicestwienia każdego, kto stanie na drodze urojeń wyznawanych przez kierujących tym państwem szowinistów w rodzaju „oszusta pokojowego” Szymona Peresa, jest ideologicznym, a może nawet – również politycznym spadkobiercą przywódcy III Rzeszy. W swoim czasie, to znaczy – za życia Adolfa Hitlera świat, a w kazdym razie – mieszkańcy naszego nieszczęsliwego kraju pocieszali się, że „nie dał Pan Bóg świni rogów, bo by ludzi bodła”. Wygląda jednak na to, że Pan Bóg, w swoich niepojętych zamiarach, postanowił przeprowadzić eksperyment z przyprawieniem świni rogów. Ma się rozumieć, że dla świata nic dobrego z tego wyniknąć nie może – ale nie można wykluczyć, że taki właśnie efekt jest w ramach tego eksperymentu wkalkulowany. Skoro na świecie namnożyło się tylu durniów, to może rzeczywiście coś z tym fantem trzeba zrobić? Kiedyś był potop, no to tym razem – zwłaszcza, że Pan Bóg obiecał potopu nie powtarzać – może nuklearny pożar?
Stanisław Michalkiewicz