W czasach chaosu gospodarczego każdy rodzaj pomocy ma swoją użyteczność. A, jak wiadomo, gdy wyczerpane zostaję te „ziemskie” rodzaje, sięga się często po „nieziemskie”. Oglądu tego zjawiska można dokonać co najmniej z trzech punktów widzenia.
Po pierwsze wprowadzenie korpokapelanów do spółek skarbu państwa to wymarzona okazja do zwiększenia obecności Kościoła w naszym codziennym profanum w dodatku ulokowanego blisko gremiów zarządczych. Po drugie to wspaniałe synekury, dobrze płatne i bezpieczne w długiej perspektywie. Na rynku państwowego oligopolu paliwowo-energetycznego konkurencji nie ma. Zastanawiamy się w kontekście tego aspektu, czy na pasku wypłaty pracowników pojawi się pozycja – opieka duchowa? Po trzecie wreszcie we wspomnianym czasie chaosu gospodarczego, niemożności przewidzenia koniunktury, zagrożenia na rynkach finansowych etc., to wspaniały bufor bezpieczeństwa dla każdego zarządu i rady nadzorczej. Jak coś nie wyjdzie, to zawsze będzie można zwalić winę na kaprysy niebios. To również wymarzona sytuacja dla obecnego w korporacji Kościoła. Można prawie dowolnie zwiększać ilość modłów, wotów etc. w zbożnej intencji poprawy sytuacji. Np. każdą roboczą zmianę można rozpoczynać modlitwą proszalną albo dziękczynną w zależności od sytuacji bieżącej. W ramach posiadanych wolnych mocy produkcyjnych można, w celu wsparcia tejże modlitwy uruchomić dodatkowe stanowisko, na którym dajmy na to będzie można produkować różańce, św. obrazki i tym podobne artefakty idące w sukurs firmie w ciężkich czasach. Można w sposób celebracyjny i hieratyczny zawierzać firmę kolejnym świętym.
W sposób szczególny sądzimy trzeba dobierać kadrę kapelanów w korporacjach państwowych. Najlepiej, aby łączyli wykształcenie teologiczne z ekonomicznym. W czasach robienia po kilka fakultetów na raz nie powinno być z tym problemu. Trzeba, aby korpokapelan wiedział, o co ma się modlić. Przecież nie o bardzo ogólny wzrost wyniku finansowego netto. Jakąś tam ebitdę, czy tym podobne. Lepiej rozbić modły na drobniejsze prośby o bardziej konkretne wskaźniki w różnych aspektach funkcjonowania firmy. Szansa na przychylność niebios będzie większa, a funkcja kapelana obecnego z definicji „stąd do wieczności” znajdzie większe uzasadnienie. Chyba najłatwiej byłoby powołać na uniwersytetach teologicznych nowe i odpowiednie kierunki kształcenia. To wydaje się łatwe, bo widzimy, że silnej woli nie zabraknie a determinacja w gremium kierownictwa narodu od spraw sacrum i profanum jest. Czyli korpokapela gra. Do już istniejącego rozbuchanego do granic możliwości etatyzmu państwowego, dochodzi jego kolejna wersja. Etatyzm państwowo-kościelny. I tu nasuwa nam się na myśl kolejne pojęcie nieźle pasujące do tego, co się u nas wyprawia w gospodarce i w sferze obyczajów. Gospodarka wyznaniowa. Roztrząsanie tego zostawmy jednak na inny raz.
No to byłoby chyba wszystko. Pozostaje jedna wątpliwość, ale niestety nie da się jej rozstrzygnąć. Czy aby, używając żargonu młodzieżowego, nie przegniemy pały i nie przekroczymy wszystkimi tymi „nieziemskimi” pomysłami granicy boskiej cierpliwości?
Z pozdrowieniami red. nacz. Liber
rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję