Rządowe nominacje dla Jarosława Gowina oraz Joanny Muchy nie tylko zaskoczyły polityków opozycji, ale również ludzi, którzy życzą PO jak najlepiej.
To było prawdziwe zaskoczenie. Jarosław Gowin, z wykształcenia filozof, został ministrem sprawiedliwości. Premier Donald Tusk tłumacząc tę decyzję powiedział, że Gowin ma "pozytywną szajbę, oraz zawziętość, która często prowadzi do deregulacji". Zbigniew Girzyński w programie Bogdana Rymanowskiego słusznie zauważył, że minister sprawiedliwości powinien mieć dokładnie odwrotne cechy. Włodzimierz Cimoszewicz, którego nie można posądzać o wrogość do PO, powiedział, że "nie słyszał o takim eksperymencie w żadnym innym państwie, ale być może Polska rozpocznie nowy trend". Z kolei były minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski, zaznaczył, że to nie jest dobry resort do "filozofowania".
Podobnie rzecz się ma z Joanną Muchą, nową minister sportu. Jagna Marczułajtis z PO nie ukrywała swojego niezadowolenia z tej kandydatury: "Wydawało mi, się, że ten kandydat będzie ze środowiska sportowego. W szczególności w czasie Euro 2012 oraz ważnych wydarzeń sportowych dla naszego kraju.Trudno jest się jej dziwić, przecież Platforma Obywatelska ma najsilniejszą reprezentację sportowców ze wszystkich ugrupowań sejmowych. Należą do niej: wspomniana snowboardzistka, Cezary Kucharski, Roman Kosecki oraz Andrzej Blanik.
Wielu komentatorów doszukuje się w tych nominacjach "politycznej gry" Donalda Tuska. Podziela tę opinię Leszek Miller, który twierdzi, że premier Tusk dobrał sobie ministrów według klucza partyjnego. Z kolei dziennikarz TVN24 Bogdan Rymanowski pyta wprost: "Najpierw nominacja dla Rafała Grupińskiego na szefa PO, teraz nominacja dla Jarosława Gowina na ministra sprawiedliwości, w taki sposób Grzegorz Schetyna zostaje sam w ostatniej ławce. Czy o to chodziło premierowi?". Dziennikarz przypomniał również ostatnią wypowiedź Donalda Tuska: "Jeśli dobrze zanotowałem, to Grzegorz Schetyna będzie szefem Komisji Spraw Zagranicznych" i skomentował ją następująco: "Mam wrażenie, że premier Tusk, chciał publicznie upokorzyć Grzegorza Schetynę".