Rządząca partia kombinuje, co by tu zrobić, aby władzy nie stracić. Wiadomo – utrata władzy przez PO jest równoznaczna z bolesnymi rozliczeniami, zarzutami prokuratorskimi za stan państwa, za Smoleńsk, za edukację, bezpieczeństwo i oświatę. Wizja przegranych wyborów i konsekwencji tego faktu, jest w PO tak silna, że powoduje nerwowe, podszyte paniką ruchy, absolutnie bezczelne, niczym kradzież w biały dzień. PO od 10 kwietnia 2010 roku przejęła pełnię władzy w Polsce, obsadzono wszystkie tragicznie opustoszałe urzędy. Bronisław Komorowski przejął pospiesznie władzę, nie czekając choćby do czasu odnalezienia i oficjalnego zidentyfikowania ciała swego poprzednika, o oficjalnym dokumencie stwierdzającym zgon nie wspomnę. Wszedł do pałacu prezydenckiego niemal od razu, siadając na jeszcze nie ostygłych fotelach po Prezydencie Kaczyńskim Wtedy po raz […]
Rządząca partia kombinuje, co by tu zrobić, aby władzy nie stracić. Wiadomo – utrata władzy przez PO jest równoznaczna z bolesnymi rozliczeniami, zarzutami prokuratorskimi za stan państwa, za Smoleńsk, za edukację, bezpieczeństwo i oświatę. Wizja przegranych wyborów i konsekwencji tego faktu, jest w PO tak silna, że powoduje nerwowe, podszyte paniką ruchy, absolutnie bezczelne, niczym kradzież w biały dzień.
PO od 10 kwietnia 2010 roku przejęła pełnię władzy w Polsce, obsadzono wszystkie tragicznie opustoszałe urzędy. Bronisław Komorowski przejął pospiesznie władzę, nie czekając choćby do czasu odnalezienia i oficjalnego zidentyfikowania ciała swego poprzednika, o oficjalnym dokumencie stwierdzającym zgon nie wspomnę. Wszedł do pałacu prezydenckiego niemal od razu, siadając na jeszcze nie ostygłych fotelach po Prezydencie Kaczyńskim
Wtedy po raz pierwszy można było zobaczyć, że obecna władza akceptuje i wykonuje prawo w takim zakresie, w jakim jej to odpowiada.
Powyższa zasada jest również obecna dzisiaj, w czasie gorączkowych starań PO i prezydenta Komorowskiego, aby zmienić prawo wyborcze i wprowadzić dwudniowe wybory. Pomysł co najmniej dziwny, nasuwający różne podejrzenia, co do intencji autorów. Dwudniowe wybory to przede wszystkim prawie dwukrotnie większe wydatki(140mln), a także zwiększona groźba fałszerstw, któż bowiem jest w stanie dopilnować urn, kart przez 48 godzin? Jest to pole do rozmaitych nadużyć, które przecież już wystąpiły podczas wyborów prezydenckich i samorządowych( min. 2 mln nieważnych głosów, sądowo dowiedzione fałszerstwa wyborcze w Warszawie na niekorzyść PIS, fałszerstwa w Brukseli itd.).
Co będzie, kiedy będzie do dyspozycji nie jeden a dwa dni? Wolę nie myśleć.
Pomijając jednak kwestie możliwych fałszerstw wyborczych, czy dużo większych kosztów, jakie niesie zmiana sposobu głosowania, to ta zmiana jest przede wszystkim niezgodna z konstytucja RP.
W artykule 8, punkt 2 konstytucji RP czytamy:
„Przepisy Konstytucji stosuje się bezpośrednio, chyba że Konstytucja stanowi inaczej”.
Przepisy stosuje się bezpośrednio, czyli tak, jak jest to zapisane w poszczególnych artykułach konstytucji. A co konstytucja RP mówi na temat wyborów?
Artykuł 98, punkt 2 stanowi:
„Wybory do Sejmu i Senatu zarządza Prezydent Rzeczypospolitej nie później niż na 90 dni przed upływem 4 lat od rozpoczęcia kadencji Sejmu i Senatu, wyznaczając wybory na dzień wolny od pracy, przypadający w ciągu 30 dni przed upływem 4 lat od rozpoczęcia kadencji Sejmu i Senatu”.
Zgodnie z przywołanym wyżej punktem, wybory do Sejmu i Senatu mają być wyznaczone na dzień wolny od pracy.
Zastosowana jest liczba pojedyncza, nie mnoga, co wydaje się klarowne nawet dla ucznia szkoły podstawowej.
Jednak kancelaria prezydenta oraz sam prezydent jest innego zdania. Według niego dwudniowe wybory są zgodne z konstytucja. Powołują się na opinie niektórych konstytucjonalistów, którzy w bardzo ciekawy sposób tłumaczą dlaczego, choć konstytucję mamy stosować bezpośrednio, słowo dzień wyborów interpretują jako dni ( tu liczba dowolna).
Profesor Chmaj ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej tak oto tłumaczy dlaczego dwudniowe wybory są zgodne z ustawą zasadnicza:
„Dzień wyborów to ten dzień, kiedy kończymy głosować, otwieramy komisyjnie urny, zaczynamy liczyć głosy i być może już tego samego dnia uda nam się policzyć te głosy i powiedzieć jaki jest wynik głosowania w danym okręgu. Natomiast samo głosowanie jest czynnością techniczną, możemy głosować i de facto głosujemy wcześniej w wielu sytuacjach”
Ciekawa interpretacja samego aktu wyborczego. Oto dzień głosowania to nie jest de facto dzień, w którym oddajemy głosy na daną osobę czy partię, ale dzień kiedy kończymy glosować!
Jednak najciekawsze jest stwierdzenia rzeczonego profesora, że nawet gdyby Trybunał Konstytucyjny miał takie samo zdanie jak PIS, czyli uznałby, ze dwudniowe głosowanie jest niezgodne z konstytucją i tak nie będzie to miało znaczenia, gdyż wybory się odbędą, a orzeczenia TK nie działają wstecz.
Rozumiem, ze pan Chmaj nie jest pewien czy TK podzieli jego opinię( to jaki z niego ekspert?), ale to nie ważne, ważne, żeby PO wygrała wybory w taki czy inny sposób.
Tak właśnie wygląda Polska po 10 kwietnia, gdzie prawo jest stosowane o tyle, o ile pasuje to rządzącej partii.
Kiedyś jeden z polityków, wielkich mężów stworzył określenie: „Konstytuta prostytuta”.
Nazywał się Józef Piłsudski. Co powiedziałby teraz? Wolę nie myśleć.