Projekcja (od łac. proicere, wyrzucać przed siebie) – narcystyczny mechanizm obronny; przypisywanie innym własnych poglądów, zachowań lub cech, najczęściej negatywnych. Przyczyną jest większa dostępność tych poglądów, zachowań i cech u osoby, która je posiada, a tym samym łatwiejsze podciąganie pod daną kategorię. Tako rzecze wikipedia.
PO, Nowoczesna, SLD i co tam jeszcze można znaleźć straszy Polaków wizją głodowych emerytur, rzekomo mających być wynikiem przywrócenia dawnego wieku emerytalnego. W świadomie wywołanym chaosie zginąć mają prawdziwi sprawcy pauperyzacji pokoleń przechodzących na emeryturę.
Przypomnijmy fakty.
W nowym systemie, emerytury muszą być niższe, bo to był jeden z celów reformy. (…) Oczywiście w momencie wprowadzania reformy nikt o tym bardzo głośno nie mówił. Ale przecież po to ta reforma była przeprowadzana – to słowa byłej prezes ZUS, Aleksandry Wiktorow. Niższe emerytury były bowiem celem „reformy”.
Jak do tego doszło?
Do listopada 2008 roku (wtedy premierem był już Donald Tusk) wysokość emerytury była zależna od stażu pracy. Nazywane to było „formułą solidarnościową”. Dla emeryta, czyli dla „świadczeniobiorcy”, oznaczało to, że jego emerytura oscylowała około 60% swojej ostatniej pensji.
Rząd Tuska znalazł tutaj „oszczędności”.
W listopadzie 2008 znowelizowano (czyli zmieniono) dotychczasowy system.
Od tej pory świadczenie miało być wypłacane wg pozornie logicznego wzoru:
Miesięczna kwota emerytury = wszystkie składki odprowadzone do ZUS / średnie dalsze trwanie życia w miesiącach
Logiczne. Zgromadzony przeze mnie kapitał dzielony jest przez resztę mojego życia.
To nawet jest sprawiedliwe!
Osoby znające matematykę już widzą, gdzie jest problem. Otóż wysokość emerytury zależy od wartości w mianowniku, czyli hipotetycznej długości życia na emeryturze.
W chwili wprowadzenie w życie nowelizacji wartość ta wynosiła 216 miesięcy. Zdaniem ZUS emeryt pobierałby świadczenia jeszcze przez 18 lat.
Tylko że średnia długość życia w Polsce jest o wiele mniejsza. Można przyjąć, że wynosi 77 lat. Gdyby przyjąć tę wartość dla celów wzoru emerytalnego, wartość składek dzielilibyśmy nie przez 216 miesięcy, a jedynie przez 120 miesięcy. W wyniku tego, emerytura byłaby niemal dwukrotnie wyższa. Ale nie jest.
Skąd ta różnica? Otóż średnia długość życia liczona jest dla całej populacji, natomiast średnie dalsze trwanie życia liczone jest jedynie dla tych, którzy… już dożyli do emerytury. Jak nietrudno zauważyć, ten drugi wskaźnik jest o wiele wyższy. Celowe przyjęcie go dla celów ustawy powoduje zatem, iż wypłacana emerytura jest… o wiele niższa.
Przyjęcie dla celów algorytmu, średniego dalszego trwania życia zamiast średniej długości życia, oznacza przyjęcie założenia, iż emerytura dla konkretnej osoby wypłacana jest z puli składek uzbieranych przez tę i tylko tę osobę. ZUS przeznacza zatem na wypłatę emerytur jedynie składki tych osób, które dożyły do emerytury. A co ze składkami tych osób, które umarły w wieku lat 40 czy 50 i emerytury nie dożyły? One również, całymi latami, odprowadzały składki do ZUS. Składki te nie są jednak dziedziczne i nie podlegają zwrotowi spadkobiercom, więc nadal powinny one znajdować się w kasie ZUS i służyć finansowaniu pozostałych emerytur. Emerytury powinny być zatem wyższe, niż wynika to z przyjętego algorytmu. Pomimo to ZUS zakłada, że składki osób zmarłych przed osiągnięciem wieku emerytalnego, nie istnieją i w nowym systemie nie zostaną przeznaczone na wypłaty emerytur dla innych. Co się zatem stało z tymi składkami? Nie wiadomo.
Wiadomo natomiast, że w wyniku przyjęcia takiego a nie innego sposobu liczenia nowej emerytury, świadczenia emerytalne spadły już teraz o prawie połowę.
Jak to się stało, że nie zostało to zauważone? pytał przed laty portal niezależna.pl. Odpowiedź jest prosta. Po pierwsze nie było to poprzedzone żadną publiczną debatą, nie było więc skokowego niezadowolenia emerytów. Po drugie rząd przyjął mechanizm stopniowego wprowadzania w życie nowego sposobu naliczania emerytury.
„Mechanizm ten polegał na tym, iż przy obliczaniu wysokości emerytury, udział nowej formuły zwiększał się co roku o 20% i wprowadzany był stopniowo przez 5 lat… aż do roku 2014, gdy emerytury zaczęły być liczone już w 100% według nowej formuły. W ten sposób emerytury nie zmniejszyły się w sposób natychmiastowy o 1200 zł. Zmniejszyły się jednak o tę kwotę w sposób stopniowy, na przestrzeni 5 kolejnych lat” – opisuje proceder zus.pox.pl.
Jakie są tego skutki?
Dla zobrazowania skali tej obniżki, przeanalizujmy sytuację osoby, zarabiającej średnią krajową pensję. Przeciętne wynagrodzenie wynosi obecnie 4017 zł brutto, co daje kwotę do ręki w wysokości 2865 zł netto. Po 35 latach pracy osoba taka uzbiera na koncie w ZUS ok. 238 tys. zł. Jej emerytura liczona według nowych zasad wyniesie wówczas zaledwie 843 zł netto, czyli mniej niż wynosi emerytura minimalna. Wartość tej emerytury stanowić będzie mniej niż 30% ostatniej pensji.
Tak właśnie wyglądać będą nasze emerytury. Bez względu na to, ile ktoś faktycznie zarabiał, w 90% otrzyma najniższe świadczenie, gwarantowane przez Państwo. Opowieści o tym, że powrót do poprzedniego wieku emerytalnego spowoduje obniżenie świadczeń to są pierdoły. PO razem z PSL doprowadził do tego, że 95% ubezpieczonych w ZUS otrzyma najniższą, gwarantowaną przez Państwo emeryturę.
Bo przecież każdy musi otrzymać minimum gwarantowane bez względu na to, jaki jest stan wirtualnego konta w ZUS.
System emerytalny padł. Świadczenia „godne” otrzymają jedynie ci, którzy zarabiali znacząco więcej, niż wynosi dwukrotna średnia krajowa.
Czy rząd Tuska świadomie zrobił zamach na świadczenia emerytalne, czy też nie było innego wyjścia? to pytanie dla dziennikarzy prawicowych, szukających kolejnych dowodów na „antypolskość” rządów Donalda T. i jego następczyni.
Przeciętny Polak widzi natomiast to, że dzięki rządzącym pracować będzie musiał do końca życia.
27.11 2016
4 komentarz