Koń niegdyś ustawiony pod bramami Troi najwyraźniej też nie wytrzymał napięć panujących w tamtym regionie i postanowił spieprzyć do Europy. Chociaż właściwie to go przywleczono za zgodą i wolą tych, na których gniew ukrytych w koniu się zwróci. To tylko kwestia czasu. Zresztą, jak widać już się zwraca. Porównanie powyższe jest o tyle zasadne, że przecież pielgrzymka uchodźców zaczyna się na tureckim zachodnim wybrzeżu, gdzie była usytuowana starożytna Troja.
Ale to zaledwie wstęp z przymrużeniem oka.
Chcemy przytoczyć znamienne słowa ( tutaj ) przeczytane w miejscu, które nie kojarzy się z żadnymi ekstremizmami w poglądach. Krótki tekst uzmysławia funkcjonowanie w planie szerszym tzw. demokracji a w węższym kierunkom i scenariuszom, jakie nadaje ona istotnym problemom społecznym. Wszystko zostaje podporządkowane grupie „trzymającej władzę”, temu, co siedzi w jej imperialnych głowach i do czego wznosi ona w swoich modlitwach ręce. Demokracja tego rodzaju zdaje się być narzuconym, choć w aksamitnej formie (używającej propagandy do prania mózgów i wyjaławiania emocji) poddaństwem. Rodzajem zarządzania właściwego dla imperialnych potęg, których władcy określali, jak mają żyć poddani im fellachowie przy pomocy argumentacji i później fatów historycznych realizujących interes tejże władzy. Interes określany podwaliną ideologiczną wynikłą na bazie przekonania o własnej nieomylności, nadrzędności, słuszności poglądów i ważności interesów.
Co ciekawe, gdyby tak jednoznaczne opinie o „demokratycznej zmowie” wielkich tego świata pojawiły się gdzieś na łamach jednego z tzw. pism prawicowych możemy wyobrazić sobie krzyk, jaki podniósłby się na salonach minionej władzy i jej medialnych pretorian.
Teraz tylko czekać na pojawienie się niestrudzonych obrońców wolności uciśnionych mniejszości, imigranckiej i uchodźczej masy, którzy przez niemieckimi sądami zaczną udowadniać, że „pochopne” działania policji zmierzające do wykrycia sprawców zajść w noc sylwestrową, może nawet ich deportacji, to niczym nieuzasadniona przemoc w stosunku do kulturowej odmienności i różnorodności (wszystko pod hasłem edukować, nie penalizować). W dodatku tej części świata, który winien liczyć na naszą pomoc, współczucie a zatem być traktowany nieco łagodniej, bo jak to powiedział jeden z Syryjczyków, przecież został zaproszony przez panią Merkel. Na fali takiego pojmowania obecności innych kultur w Europie możliwa jest właśnie eskalacja ich roszczeń i nasze przyzwolenie na powolne spychanie na margines świata wartości, który kształtował się na obszarze Europy najmniej kilkanaście wieków. Finalnie przyzwolenie na dramaty takie, jak w Paryżu.
Jeśli tak miałoby być, to raczej nie będzie dobra informacja dla żeńskiej populacji tej części Europy, która uległa imigranckiej i uchodźczej fali. Krąg wolności i moralności zawęzi się do miejsc prywatnych, tam gdzie raczej na razie nikt obcy nie będzie usiłował wtargnąć. Trochę to będzie przypominało nam nasz rodzimy PRL, w którym sferą wolności słowa, zachowań mogła być, co najwyżej sfera prywatna a i to przecież nie zawsze.
Cóż, widocznie jest tak, że aby zrozumieć lęki i obawy drugiego trzeba samemu przeżyć, doświadczyć na własnej skórze tego, co i on.
Trzeba jeszcze wyjaśnić polityczne kalkulacje europejskiej elity, tej jej części, która wspiera Angelę w jej decyzjach. Ostatnia prawie dekada rozpoczęta kryzysem finansów w 2008 r. jest tego kryzysu kontynuacją i widać, jak na dłoni, że pożar tego kryzysu (raczej skutku wcześniejszych decyzji) nie gaśnie, a wręcz przeciwnie. Żadne dotychczasowe recepty, w tym choćby ta najważniejsza, jaką jest finansowe luzowanie prowadzone przez banki centralne, nie przynoszą efektu i jasnym się staje, że w obecnym modelu nie przyniosą.
Europa i cały świat domaga się prawdziwych reform, w których człowiek będzie podmiotem działań, przy jednoczesnym ograniczeniu rozpasania najważniejszych w obecnym układzie graczy, jakimi są wielkie korporacje, politycy i medialni potentaci. Prawdziwe jednak reformy niosą podstawowe zagrożenie, jakim jest możliwe wymknięcie się spod kontroli sił, które w konsekwencji odbiorą sporą część wpływów i władzy obecnych „elit” politycznych. Czy kto widział, żeby socjalista z własnej woli delegował część swoich uprawnień do obywateli?
Istota socjalizmu, to permanentna kontrola wszelkich możliwych obszarów aktywności obywateli. Dyktowanie, co jest dobre, a co złe dla nas z pominięciem naszej opinii. Taki paradygmat dyskwalifikuje te twory, które określane są w propagandzie, jako demokracje. Nie są (cały mechanizm unijnej biurokracji w jej najważniejszych aspektach nie jest)! A kontrola mediów, o które pisze Rzepa (pod powyższym linkiem) tylko taką tezę umacnia. Ta fasadowa demokracja, to w istocie reżym, który musi mieć medialne wsparcie i rozbudowane sektory siłowe do ew. pacyfikowania roszczeń obywateli i wyrażanych w protestach niepokojów.
Rządy europejskie w swej bezradności przyjęły za aksjomat, że rozwiązaniem problemów państwa będzie wzrost jego konkurencyjności, co wpisuje się w myślenie dotychczasowymi dogmatami. Najłatwiej wydaje się, że można to osiągnąć wpuszczając na rynki pracy setki tysięcy taniej siły roboczej (20% analfabetów we własnym języku) obniżającej koszty funkcjonowania gospodarek (pomijamy aspekt humanitarny, bo na pewno w dużej mierze stanowi on wygodną propagandową przykrywkę obecnych działań). W konsekwencji będzie oznaczało to obniżenie dochodów, co połączone z wyniesieniem części przemysłu do Azji, (ułatwia to batalię w sprawie kwot CO2) w dalszej perspektywie doprowadzi do zubożenia rdzennych społeczeństw. Azja zacznie się rozwijać, Europa podupadać. Ale w mechanizmach demokracji nie pojawia się myślenie o dalszej, niż obecna kadencja przyszłości. Stąd doraźność wszelkich działań i ich mizerny skutek (demokracja, jak pisał Tocqueville nie sprzyja głębszemu namysłowi nad długoterminowymi problemami, jakie mogą pojawić się w polityce zagranicznej – i wewnętrznej- dop. własny) . Likwidowanie objawów, nie przyczyn problemów. I, co najważniejsze może dążenie do tworzenia wielokulturowych, ahistorycznych obszarów, na których będzie dominował przekaz bez tożsamości i model ekonomiczny nadal powiększający rozwarstwienia społeczne. Model, który w istocie pozwoli na rządy wg zasady divide et impera, by stara władza trwała i mogła nadal chronić swoje interesy. Rodzaj Paneuropy, z rządem „światowym” i przemieszanym rasowo i mentalnie ludem posłusznym woli rządzących.
Jednak, i trzeba o tym pamiętać, indywidualna perspektywa obywatela państwa nie ma dla polityków żadnego znaczenia. Przyzwyczajeni do zarządzania „imperium” w swoim sposobie myślenia przesuwają opinie obywateli na horyzont zdarzeń. To, dlatego można wyrzucić miliony podpisów o referendum do kosza, dlatego można sterować medialnym przekazem i aparatem urzędniczym (np. zależnym sądownictwem, Policją wysyłaną do pacyfikacji) bez wyrzutów sumienia.
I na koniec w uzupełnieniu tej specyficznej perspektywy patrzenia polityków rzecz wydawałoby się prozaiczna. Oni nie mieszkają na blokowiskach, na niechronionych osiedlach. Siedzą ukryci w swoich willach za trzymetrowym płotem z całodobowym monitoringiem. Poruszają się w konwojach samochodów kuloodpornych wzmocnionych dodatkową ochroną (ważni ex politycy mogą mieć ochronę dożywotnio). Ich spotkania tzw. szczyty odbywają się w miejscach, które przypominają twierdze wyposażone w środki obrony i wystarczającą do niej ilość żołdaków. Ile razy zastanawiamy się nad tym skąd się bierze ta separacja? Czy uczciwy, lubiany i solidny polityk potrzebuje tego? Czy to jest demokracja? To my pozbawieni środków ochrony osobistej i ochrony państwa, jesteśmy wystawieni, jako cel zamachowców, burzycieli porządku publicznego i zwykłych chuliganów. Na dodatek odmawia nam się prawa do…strachu i nazywa ksenofobami i rasistami, jeśli wyrażamy swoje obawy.
Twory takie, jak KOD właśnie o taką pozbawioną moralności (chociaż wydawałoby się, że moralną, ale to zwykła hipokryzja i oderwanie od realiów), bo niedbającą o obywatela demokrację walczą i jej się domagają. Ale przecież podpisujący się pod tym aktorzy, dziennikarze etc. tworzą kamarylę władzy i sami się od społeczeństwa dystansują. My mówimy takiej demokracji – nie!
Z pozdrowieniami red. nacz. Liber
rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję