Komuna wróciła
01/04/2011
322 Wyświetlenia
0 Komentarze
13 minut czytania
Kiedy szedłem wczoraj na skwer Hoovera uśmiechałem się cały czas do siebie, przez co pewnie wyglądałem trochę jak Stasio Buba nieżyjący już, wioskowy wariat z naszej ulicy.
Uśmiechałem się jednak nie bacząc na nic ponieważ stolica o tej porze roku, wieczorem, przy temperaturze plus 17 stopni jest miastem pięknym. Szczególnie zaś piękny jest Trakt Królewski. Kiedy szedłem wczoraj na skwer Hoovera uśmiechałem się cały czas do siebie, przez co pewnie wyglądałem trochę jak Stasio Buba nieżyjący już wioskowy wariat z naszej ulicy. Uśmiechałem się jednak nie bacząc na nic ponieważ stolica o tej porze roku, wieczorem, przy temperaturze plus 17 stopni jest miastem pięknym. Szczególnie zaś piękny jest Trakt Królewski. I doszedłbym z tym uśmiechem na twarzy pewnie aż do samego Hotelu Europejskiego, gdzie spotkałem Carcajou i Carcinkę, gdyby mnie coś nie podkusiło do zatrzymania się przy księgarni im. Bolesława Prusa. Stanąłem tam i zamarłem. Witryny tej księgarni, o czym nie każdy wie, to sprawdzony sposób na dobrą promocję książek. Znacznie lepszy jest ten sposób niż drukowanie idiotycznych recenzji czy wieszanie plakatów na mieście, na których Jacek Dehnel odziany jest w jakiś empirowy mundur. Za promocję trzeba oczywiście płacić i wyłożenie książek w witrynie Prusa kosztuje niemałe pieniądze. Wczoraj rozmawiając o tym z Pradziadkiem i Castillonem pomyliłem się i powiedziałem, że 10 lat temu było to około 30 tysięcy. W rzeczywistości kwota ta była nieco mniejsza, około 10 tysięcy. Tyle trzeba było zapłacić za możliwość umieszczenia swoich książek na witrynie księgarni im. Bolesława Prusa. Duże domy wydawnicze oczywiście płaciły bez gadania i ich książki tam leżały. Małe wydawnictwa sprzedawały swoje tytuły w innych księgarniach.
Od tamtych czasów nic się nie zmieniło i w Prusie każde okno to jak dawniej tematyczna wystawa. Zatrzymałem się przed jedną z takich wystaw właśnie. Za szybą było pełno książek pod tytułem „Adam Ciołkosz portret polskiego socjalisty”. Autorem tego dzieła okazał się profesor Andrzej Friszke. Mnie głupiemu (patrz pierwszy akapit) wydawało się, że z socjalizmem skończyliśmy już definitywnie. Okazuje się, że jednak nie. Obok tego całego Ciołkosza leżało bowiem coś, o czym wstyd mówić nawet – „Krytyka polityczna”. Zanim zacznę opisywać kim był Adam Ciołkosz w środku, w swej istocie, czyli w duszy i w umyślę, pragnę zwrócić Państwa uwagę na jego portret widoczny na okładce książki. Kogóż tam widzimy? Widzimy tam człowieka, który każdą swoją decyzją dotyczącą własnego wyglądu daje dowód na to iż pozbawiony jest gustu. Okres największej aktywności politycznej Ciołkosza przypada na czas wojennej emigracji. Na kontynencie rządzi Adolf Hitler, facet z idiotycznym wąsem pod nosem, a na Wyspach polscy i inni politycy próbują mu się przeciwstawić. Wśród nich jest Adam Ciołkosz, który nie widzi nic dziwnego w zapuszczeniu sobie takiego samego wąsa jaki zdobi twarz pana Hitlera. Żeby swemu emploi nadać pewien charme (to taki żart), kupuje sobie pan Ciołkosz także kapelusz. Jest on z nieznanych przyczyn za duży o dwa numery, co w połączeniu z wąsem a la Hitler daje efekt wprost niespotykany pod żadną szerokością geograficzną. Nawet wśród misiów koala w Australii. Potem w czasie pracy na książką autor pracy o Ciołkoszu, znany nam wszystkim profesor Friszke przegląda zdjęcia swojego bohatera, patrzy które z nich mogłoby się nadać na okładkę. To, na którym Ciołkosz występuje w pomiętej koszuli i martwym krawacie zdecydowanie odrzuca jako niewłaściwe. Po chwili trafia na tę emanację męskiej elegancji, na tę fotografię z kapeluszem i wąsem i uśmiecha się do siebie. – Świetne zdjęcie na okładkę – mruczy i dzwoni do grafika. Kiedy przychodzi zaś czas sprzedaży i promocji uprasza autor wydawcę, by obok jego książki położyli trochę egzemplarzy „Krytyki politycznej”, co niewątpliwie wpłynie na podniesienie wyników sprzedaży.
A teraz do rzeczy, kim był ten Ciołkosz? Działaczem PPS, żołnierzem wojny bolszewickiej, uczestnikiem walk o Lwów, więźniem Brześcia, przeciwnikiem odłączenia ziem wschodnich od Polski i przyłączenia ich do ZSRR, polskim patriotą i odważnym mówcą, który rzucał w twarz brytyjskim laburzystom oskarżenia o to, że zdradzają interesy swojego pierwszego sojusznika. Słowem był postacią dla wielu z nas interesującą i ważną. Był także ważny i interesujący dla Stanisława Mackiewicza, który opisał go w swojej „Historii Polski 1918-1945” słowami pełnymi ciepła i sympatii. Opisywał go tak ten Mackiewicz ze względu na to, że Ciołkosz mimo iż pochodził z Małopolski popierał program kresowiaków, którzy za nic nie chcieli zgodzić się na ustępstwa terytorialne wobec Moskwy. Tak było w roku 1943. Co warto podkreślić.
Nie znajdziemy u Mackiewicza złego słowa przeciwko Ciołkoszowi, znajdziemy tylko zawód człowieka, którego oszukano w brzydki i haniebny sposób. Ciołkosz bowiem był lojalny, oddany sprawie i Polsce tylko do pewnego momentu. I Mackiewicz moment ten dokładnie wyznacza oraz opisuje. Chodzi o mianowanie generała Sosnkowskiego naczelnym wodzem po śmierci Sikorskiego oraz połączoną z tym sprawę rzekomych szykan w armii polskiej wobec żołnierzy Żydów. W roku 1945 roku tych żołnierzy pochodzenia żydowskiego było w wojsku polskim mniej niż dwustu, większość bowiem zdezerterowała jeszcze w Palestynie przyłączając się do organizacji syjonistycznych. Generał Anders ku utrapieniu Brytyjczyków patrzył na to przez palce, bo – jakże słusznie – uważał, że nie ma sensu zatrzymywać wojaków, którzy chcą walczyć o co innego, w innych szeregach.
W wielkiej Brytanii doszło – po wyborze Sosnkowskiego – do zmasowanego ataku propagandowego na jego osobę, a wykorzystani do tego zostali żołnierze Żydzi. Prasa brytyjska rozpisywać się zaczęła na temat szykan jakich doświadczają oni w armii, jeden ponoć powiedział, że wolałby siedzieć w Oświęcimiu niż służyć w wojsku polskim na Wyspach (trzeba go było tam wysłać), zaczęły się dezercje, które – co było idiotyzmem zważywszy na postawę Andersa w Palestynie – zaczęto karać. Nie rozstrzelaniem oczywiście, ale aresztem. Wtedy zaczęło się na dobre. Sosnkowskiego okrzyknięto faszystą, a Polacy mający na Polskę pogląd inny niż socjaliści i Retinger również nazwani zostali faszystami. Ktoś wpadł na pomysł, by tych żydowskich żołnierzy po prostu zwolnić i niech idą sobie służyć do wojska razem z Anglikami, albo gdziekolwiek, gdzie im tam pasuje, ale na to zaprotestowały głośno organizacje żydowskie, które chciały by żołnierze Żydzi w wojsku polskim pozostali, bo gdzież im będzie lepiej. Nie ogłosiły tych swoich przemyśleń jednak drukiem te organizacje, co mogłoby na jakiś czas zatamować sowiecką propagandę lejąca się do głów wprost ze szpalt wszystkich gazet, tylko ograniczyły się do wymiany pism protestacyjnych i próśb z dowództwem armii. Gdzie tu Ciołkosz? Zapyta miły czytelnik. A oto i on. Ciołkosz Adam, obrońca granic, zwolennik Polski z Wilnem i Lwowem, były żołnierz i więzień polityczny, zaczął dnia pewnego jak gdyby nigdy nic gardłować przeciwko Sosnkowskiemu i wraz z kolegami z PPS podtrzymywać wersję sowieckiej agentury jakoby Żydzi w polskim wojsku byli prześladowani i szykanowani. Kiedy zwrócono mu uwagę, że zarówno w rządzie na uchodźctwie, jak i w jego własnej partii osób pochodzenia żydowskiego jest pewnie tyle samo co Polaków-katolików i nikt ich nie szykanuje, wzruszył ramionami. Razem z nim ramionami wzruszył Józef Retinger.
Po owym fakcie zapomnianym już i odległym Adam Ciołkosz powrócił do swoich dawnych ideałów. Sprzeciwiał się porządkowi jałtańskiemu i budował międzynarodówkę socjalistyczną w kontrze do towarzyszy radzieckich. Gustaw Herling Grudziński napisał nawet o nim coś takiego: Coraz mniej na świecie takich socjalistów, ich miejsce zajmuje typ szczwanego bossa bez skrupułów, manipulatora „machiny partyjnej”, nierzadko cynicznego gracza, którego poza frazeologią mało różni od „profesjonalistów politycznych” z przeciwnego obozu.
Tak więc po latach socjalizmu fałszywego, socjalizmu bez skrupułów, proponuje nam profesor Friszke powrót do innej jego wersji. Ideowej, bezkompromisowej i piękniejszej. Patronem tego królestwa będzie właśnie Adam Ciołkosz. O którym jak przypuszczam, słyszeć będziemy z dnia na dzień coraz częściej.