Kompromitacje polskiego państwa – 1
15/08/2012
544 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
1.Kompromitacja Lotniczego Pogotowia Ratunkowego
Sprawa odmowy Lotniczego Pogotowia Ratunkowego wysłania śmigłowca do rannego dziecka to jaskrawy przykład kompromitacji naszego państwa.
W tym przypadku jest to kompromitacja pewnej mentalności, ukształtowanej w tym systemie – bo to już nie jest scheda po komunizmie, minęło ponad 20 lat od skończenia tamtego ustroju i już NICZEGO, mili państwo, nie można zwalać na komunę: wszystko jest efektem mentalności kształtowanej przez niezbyt mądrą klasę polityczna (jakich żeście sobie Rodacy wybrali, takich macie!) i w warstwie ekonomicznej przez transformację nieprofesjonalnie przygotowaną, a potem jeszcze gorzej realizowaną przez różne intelektualne i profesjonalne miernoty.
Na czym ten problem mentalnościowy polega. Oto pan Robert Gałązkowski, dyrektor LPR powiedział do telewizyjnej kamery, że „po to się tworzy procedury, żeby ich przestrzegać”. Ten człowiek nic nie rozumie, można się obawiać, że panu dyrektorowi Bóg poskąpił tego rzadkiego dobra, jakim jest rozum, albo jest w stresie i mówi po prostu głupstwa. Procedury są po to, by porządkować działanie ludzi, zespołów ludzkich w sytuacjach standardowych po podjęciu decyzji, a nie są po to, by zastępować podejmowanie decyzji.
I pan dyrektor czy jego pracownik na stanowisku dyspozytora są po to, by podejmować decyzje: jest sygnał – podejmujemy decyzję: sytuacja standardowa – uruchamiamy standardowe działania wedlug procedury; sytuacja niestandardowa – kierujemy ludźmi stosownie do wymogów tej sytuacji.
W tym przypadku sprawa była oczywista. Otrzymano sygnał o wypadku, trzeba ranne dziecko pilnie przetransportować do szpitala. Sytuacja jest niestandardowa, bo nie ma lądowiska. Dajemy polecenie poszukiwania odpowiedniego miejsca – jak teraz wiadomo, takim miejscem było boisko, na określony moment na to boisko karetka podwozi dziecko – kilka godzin zyskanego czasu zasadniczo wpłynęłoby na jego leczenie i nie byłoby afery.
Tak więc: procedury nie są po to, by odbierać człowiekowi rozum, lecz by go organizacyjnie wspomagać. W rozumieniu pana dyrektora nastąpiło odwrócenie ról. Jak w jednej ze swych ostatnich powieści „Pokój na Ziemi” napisał był Stanisław Lem, wybitny polski pisarz SF, absurd współczesności polega na tym, że kiedyś komputery służyły człowiekowi, by dostarczać mu informacji w celu podejmowania decyzji – człowiek te decyzje podejmował, to teraz (w tej wyimaginowanej przyszłości, ale czyż nie mamy jej już teraz?) rozwój cywilizacji doprowadził do absurdalnego odwrócenia ról: oto człowiek dostarcza komputerom informacje, by to one podejmowały decyzje.
Tu mamy odwrócenie roli prawa. Prawo powinno służyć człowiekowi, ujmując w przepisy to, co człowiek uważa za moralne, sprawiedliwe, słuszne i pożądane i porządkować reguły współdziałania, tam, gdzie sytuacja tego wymaga. Ale to prawo, mimo wszystko, nie może stać ponad człowiekiem, paragraf i przepisem ustanowiona reguła nie mogą zdominować celu, dla którego realizacji zostały powołane. W sytuacjach szczególnych musimy zatem odstępować od prawa dla dobra celu, do jakiego zostało powołane.
Uważamy wszak, że tam, gdzie w grę wchodzą nakazy moralne i prawo swą literą te nakazy ujmuje, tam oczywiście relatywizacji być nie może, bo Prawo ujmuje nim nadrzędne nakazy moralne. Ale znów, jak powiedział pan Tarkowski do swego syna, gdy odnaleźli się po długich miesiącach rozłąki, po tym, jak Staś z Nel błąkali się po pustyni i puszczy, a młody chłopak wyraził swój dylemat moralny z powodu zabicia człowieka: „Tak, nasza religia nakazuje nam, nie zabijaj, ale gdy ktoś nastaje na twoją ojczyznę, albo na cześć i honor twojej kobiety, to pal bez namysłu, Bóg ci to wybaczy” (jakoś tak, niech czytelnicy sprawdzą). I dlatego sądy czasem mają prawo uniewinniać.
Ciekawe, że pan dyrektor ma skądinąd znakomite CV. Oto czytamy, że: w 2005 r. uzyskał stopień doktora nauk medycznych na Wydziale Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, w 2006 ukończył podyplomowe studia w zakresie Zarządzania Organizacjami Ochrony Zdrowia w (znakomitym przecież) Kolegium Zarządzania i Finansów w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, że w całym okresie kariery zawodowej związany z ratownictwem medycznym i medycyną ratunkową i ma doświadczenie praktyczne – pracował w zespole karetki reanimacyjnej, na oddziale intensywnej opieki medycznej, w lotniczym zespole ratownictwa medycznego (HEMS – Helicopter Emergency Medical Service) i samolotowym zespole transportu sanitarnego; że do lutego 2007 był szefem Ratownictwa Medycznego Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, przez rok był zastępcą dyrektora Lotniczego Pogotowia Ratunkowego ds. Ratownictwa Medycznego, a potem był doradcą ministra spraw wewnętrznych i administracji ds. ratownictwa oraz ekspertem Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, jest członkiem Rady Sanitarno–Epidemiologicznej przy Głównym Inspektorze Sanitarnym, i też ekspertem Transdyscyplinarnego Centrum Badania Problemów Bezpieczeństwa im. prof. Kazimierza Bogdańskiego przy Uniwersytecie Przyrodniczo–Humanistycznym w Siedlcach, a nawet podczas walnego zgromadzenia sygnatariuszy EHAC w Monachium, został wybrany na jednego z członków zarządu Europejskiego Komitetu HEMS i Pogotowia Lotniczego (EHAC) – i co ciekawe, dotychczas to jedyny Polak zasiadający w zarządzie EHAC.
No i co z tego? Jak widać nie dokształcono pana dyrektora tak, by rozumiał, czym są procedury, nie rozumie, że jego celem jest niesienie pomocy potrzebującym, a nie wypełnianie procedur – nie ma żadnego tłumaczenia, że są to procedury unijne; tam są ludzie mądrzy, ale w zbiurokratyzowanym systemie Komisji Europejskiej jest też sporo ludzi, którym Bóg poskąpił rozumu, więc nic nas nie usprawiedliwia, gdy nie stosujemy własnego rozumu we własnym interesie. Ale… czy go nie dokształcono, czy może nauczyciele też nie za bardzo rozumieli kwestii?
To jest systemowa choroba. Opowiadano mi, że niedawno na uniwersytecie miało miejsce następujące zdarzenie. Przeciśnięty tremą albo upalną pogodą doktorant czy habilitant zemdlał. Niedaleko, w sąsiednim budynku jest przychodnia uniwersytecka, posłano umyślnego, by wezwać lekarza. Ale lekarz odmówił, bo od ratowania są ratownicy medyczni. Niech by ten biedak skonał, ale procedury muszą być zachowane, a procedury głoszą, że od ratowania są ratownicy medyczni, lekarz ratując zemdlonego wchodzi w nie swoje kompetencje i może zostać ukarany. Włos się jeży na głowie. Kto tych ludzi skaził taką absurdalną mentalnością. Skażona mentalność staje się mętalnością. Rządzą męty, to i mamy mętalność.
Ten przypadek niedowładu Lotniczego Pogotowia Ratunkowego pokazuje, że Polski problem to nie tylko kiepski rząd, nie tylko słaba gospodarka, ale też pewna choroba mentalności, której tragiczna egzemplifikacja w przepadku tego biednego dziecka i jego zrozpaczonych rodziców powinna dać nam do myślenia.