„ Puff są to okna, nawet w zimie na wpół uchylone. W oknach – po apelu wychylają się główki kobiece o różnych odcieniach, a spod niebieskich, różowych i seledynowych (bardzo lubię ten kolor) szlafroczków wynurzają się śnieżne jak piana morska ramiona.”
Tadeusz Borowski „ U nas w Auschwitzu”
Temat obozów koncentracyjnych pojawia się zwykle w kontekście ludobójstwa, bestialstwa, nieludzkich tortur czy pseudo eksperymentów i wszelkich odcieni nienawiści rasowej.
Mówi się o ruchu oporu, o bohaterstwie lekarzy, lekarek, położnych o heroizmie i poświęceniu.
Przeliczamy wydajność komór gazowych i pieców krematoryjnych, starając się potwierdzić lub zaprzeczyć liczbie ofiar.
W tej debacie nad obozami koncentracyjnymi, stworzonymi przez władze Trzeciej Rzeszy na terenie całej niemalże Europy, zapominamy o ludziach. O tych jednostkach, które wyrwane ze swoich domów, od swoich bliskich zostały wtłoczone w ramy obozowego życia i zmuszone do dokonywania wyborów, które w innych warunkach były by całkowicie niedorzeczne.
Każdy więzień codziennie dokonywał wyboru między życiem, a śmiercią.
Budując obozy koncentracyjne, Niemcy wzięli pod uwagę niemalże wszystko. Lokalizowano je w ustronnych miejscach, jednak blisko torów kolejowych. Zapewniano wątpliwej jakości odzież i obuwie, podłe zakwaterowanie, głodowe racje żywnościowe, pseudo szpitale, pracę ponad siły, całodobowy nadzór i tyle bestialstwa, ile tylko dała radę wykrzesać z siebie dumna rasa panów.
W obozach panował głód, strach i śmierć. Po pewnym czasie władze obozowe zaczęły zdawać sobie sprawę, że nie wszystko jest pod kontrolą. W każdym obozie byli więźniowie funkcyjni: kapo, blokowi etc. Ci więźniowie byli lepiej odżywieni, a więc byli silniejsi od pozostałych, mieli dojścia do różnych magazynów i co najważniejsze mogli się ze sobą porozumiewać. Taka sytuacja mogła doprowadzić do buntu. Potrzebny więc był jakiś nowy system kontroli lub może raczej system nagród za doprą pracę i posłuszeństwo. Sfera seksu w ówczesnych czasach był traktowana bardzo poważnie. W Niemczech całkiem serio podchodzono do tych spraw. Wręcz zachęcano do regularnego uprawiania seksu w celach prokreacji i w celu rozładowania napięcia, bo owo rozładowanie napięcia podnosiło wydajność pracy. Postanowiono więc stworzyć w obozowych warunkach domy publiczne tak zwane Puffy.
W KL Auschwitz Puff znajdował się w bloku 24. Utworzono go 1943 roku. Władze obozowe, ogłaszając otwarcie domu publicznego, uzasadniały to troską o zdrowie psychiczne więźniów.
Na piętrze było kilka pokoi urządzonych „po cywilnemu”. Było tam normalne łóżko z elegancką pościelą, stolik, krzesło, miednica i dzban z wodą. Jedynie judasz w drzwiach był oznaką, że jednak jest to obóz. Z dokumentów obozowych i wspomnień byłych więźniów wynika, że pracujące tam kobiety zgłaszały się dobrowolnie. Choć w tych warunkach trudno mówić o dobrowolnym zgłoszeniu się. To był wybór między bezsilnością, a nadzieją, między życiem, a śmiercią.
Ze wspomnień byłej więźniarki Zofii Bator-Stępień, nr obozowy 37 255:
„ Kiedyś ogłoszono, że poszukują chętnych do lekkiej pracy, ona się zgłosiła(…) Przyjął ją lekarz esesman. (…) Kiedy ja zbadał powiedział do niej: czy ty wiesz gdzie pójdziesz? Ona mówiła: nie, nie wiem, mówili, że do lekkiej pracy, gdzie będzie dużo chleba. Więc on jej mówił: słuchaj, ta praca będzie polegała na tym, że będziesz miała do czynienia z mężczyznami, a poza tym jest taka rzecz, że będziesz miała przeprowadzony zabieg, który pozbawi cię możliwości macierzyństwa. Zastanów się, bo istnieje szansa przeżycia obozu, jesteś młoda, zapragniesz być matką, a wtedy to będzie niemożliwe. Ona mówiła: a co tam matką, matką, ja chcę chleba”.
Tak właśnie wyglądał ów wybór. Kobiety uciekały od głodu, pracy ponad siły, ciągłego bicia, poniżania…
W Puffie były pod opieką lekarza, miały własną łazienkę, dostawały „cywilne” ubrania i bieliznę, kosmetyki (te rzeczy trafiały do nich z tak zwanej kanady), było tam ciepło i czysto, bez pcheł i pluskiew. Jednak to co było najważniejsze to fakt, że były karmione według norm esesmańskich.
Odpowiedzialnym za Puff był Oswald Kaduk oficer SS. W swoich zeznaniach stwierdził:
„Nie były zmuszane, zgłaszały się ochotniczo (…) Oddawały się dobrowolnie. Okłamywano je mówiąc, że w zamian za to zostaną zwolnione(…)”.
Wizyty w domu publicznym odbywały się po wieczornym apelu. Wstęp mieli tylko ci więźniowie, którzy posiadali bony. Ustawiali się w kolejce. Najpierw badał ich lekarz, odbywała się też dezynfekcja. Kiedy wszystko było w porządku wchodzili na piętro i ustawiali się przed wskazanymi drzwiami. Wszystko według kryteriów rasowych: Niemki dla Niemców, Polki dla Polaków,Rosjanki dla Rosjan… Żydzi byli wykluczeni. Rozlegał się dzwonek. Więźniowie wchodzili do pokoi. Seans trwał od 15 do 20 minut. Na korytarzu przechadzali się esesmani pilnując czy więźniowie nie łamią regulaminu i nie uprawiają seksu w niedozwolonych pozycjach. Po upływie czasu znowu rozlegał się dzwonek i więźniowie opuszczali pokoje. Znowu byli badani i mogli wrócić do baraków. A przed drzwiami czekała już następna grupa. Według tego co udało się ustalić, kobiety pracujące w Puffie musiały odbyć cztery seanse dziennie w lecie i pięć seansów dziennie w zimie. Pokoje zmieniały codziennie. Chodziło o to, żeby więźniowie nie mogli nawiązać bliższej relacji z żadną z tych kobiet.
Niestety nie zachowała się dokumentacja dotycząca obozowych domów publicznych (drugi znajdował się w KL Auschwitz III Monowitz). Została ona zniszczona przez uciekającą załogę w styczniu 1945 roku. Wszystkie informacje pochodzą z zeznań i wspomnień byłych więźniów
i członków załogi obozu. Te wypowiedzi są pogardliwe i pełne, nie boję się użyć tego słowa,
obłudy. Ze znalezionych przeze mnie wypowiedzi byłych więźniów wynika, że bojkotowali oni Puff, że korzystali z niego tylko rozwiąźli Niemcy, a my honorowi Polacy brzydziliśmy się tego. Pod tym względem jestem skłonna uwierzyć jednak Tadeuszowi Borowskiemu. W swoim opowiadaniu „ U nas w Auschwitzu” opisuje ten problem zupełnie inaczej. Może dlatego, że kiedy pisał nie był skażony polityczną poprawnością i opisywał wydarzenia tak jak było w rzeczywistości. Opisywał obozowe życie, to piekło, którego sam był częścią. Dla niego Puff nie był tematem tabu, a pracujące tam kobiety nie były kurwami.
„ Na około puffu stoi tłum prominencji lagrowej. Jeśli Julii jest dziesięć, to Romeów (i to nie byle jakich) z tysiąc. Stąd przy każdej Julii tłok i konkurencja. Romeowie stoją w oknach przeciwległych bloków, krzyczą, sygnalizują rękoma, wabią. Jest lageraltester i lagerkapo, są lekarze ze szpitala i kapowie kommand. Niejedna z Julii ma stałego adoratora i obok zapewnień o wiecznej miłości, o szczęśliwym wspólnym życiu po obozie, obok wyrzutów i przekomarzań się słychać bardziej konkretne dane dotyczące mydła, perfum, jedwabnych majtek i papierosów. Jest wśród nich duże koleżeństwo: nie konkurują nielojalnie. Kobiety z okien są bardzo czułe i ponętne, ale jak złote ryby w akwarium niedosiężne”.
Ewelina Ślipek
źródła:
„Dziewczęta z Auschwitz” reż. Kinga Wołoszyn-Świerk 2010r.
www.polityka.pl/tygodnikpolityka/historia/260561,1,puff-w-aushwitz.read
„U nas w Auschwitzu” Tadeusz Borowski, Wydawnictwo Literackie, Wa-wa 2002.
Niezależna publicystka, miłośniczka historii. Warmia, Mazury, Polska. Kradzież intelektualna jest przestępstwem. Teksty na moim blogu są moją własnością i nie zgadzam się na ich kopiowanie i przeklejania bez mojej zgody.