Komisja Europejska „dobije” Rząd Tuska ?
15/02/2011
329 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
Nie jest żadną tajemnicą, że od paru miesięcy Komisja Europejska ( KE) jest poważnie zaniepokojona skalą polskiego deficytu budżetowego. Chodzi konkretnie o stosunek deficytu finansów publicznych do limitu wyrażonego w procentach Produktu Krajowego Brutto (PKB). Ja wiem, że to trudne do zrozumienia. Podam więc to w formie bardziej przyjaznej. Wszystkie kraje UE są zobowiązane do utrzymania deficytu budżetowego w stosunku do PKB na poziomie nie większym niż 3%. Z „prostego na nasze” znaczy to, że nasze zadłużanie się nie może być większe niż 3% w stosunku do tego, co jesteśmy w stanie w określonym czasie wytworzyć i sprzedać ( tak w wielkim uproszczeniu). Wracamy do wątka głównego notki. Tak się złożyło, że minister Rostowski na początku roku 2010 podał do […]
Nie jest żadną tajemnicą, że od paru miesięcy Komisja Europejska ( KE) jest poważnie zaniepokojona skalą polskiego deficytu budżetowego. Chodzi konkretnie o stosunek deficytu finansów publicznych do limitu wyrażonego w procentach Produktu Krajowego Brutto (PKB).
Ja wiem, że to trudne do zrozumienia.
Podam więc to w formie bardziej przyjaznej.
Wszystkie kraje UE są zobowiązane do utrzymania deficytu budżetowego w stosunku do PKB na poziomie nie większym niż 3%.
Z „prostego na nasze” znaczy to, że nasze zadłużanie się nie może być większe niż 3% w stosunku do tego, co jesteśmy w stanie w określonym czasie wytworzyć i sprzedać ( tak w wielkim uproszczeniu).
Wracamy do wątka głównego notki.
Tak się złożyło, że minister Rostowski na początku roku 2010 podał do KE, że deficyt finansów publicznych w stosunku do PKB wyniesie na koniec owego roku ok. 3.8 %. Jak dziś już wiemy, minister „omylił” się grubo. Wskaźnik ten uzyskał wartość 7.8 % (wg ministra i rządu). Szacuje się jednak, że przekroczył 8 %. Tego nie sprawdzimy, bo dane do KE podaje Rostowski. Zresztą Rostowski liczył to po swojemu, niezgodnie z procedurą unijną. No i to właśnie wzmogło czujność Brukseli.
Tu mała dygresja. Grecja też podawała , że u nich jest 6 %, ale po kontroli KE okazało się, że to nie 6%, a prawie 11 % ! To wtedy zaczęła się „grecka zadyma”, która trwa do dziś.
W ubiegłym miesiącu KE zareagowała stanowczo na stanowisko Polski (Rostowskiego), który zapowiedział, że Polska nie zdąży obniżyć deficytu w stosunku do PKB w ciągu najbliższych dwóch lat do poziomu 3%. Zażądano wyjaśnień. Minister Rostowski wysłał do Brukseli odpowiedz, którą przedstawiciel KE określił jako „wstęp do odpowiedzi”. Wezwano więc Rostowskiego na „dywanik”.
Dziś zaś się dowiadujemy:
Komisja Europejska nie chce się zgodzić na wydłużenie terminu, w którym Polska powinna zredukować deficyt finansów publicznych poniżej dozwolonego limitu 3 procent PKB. Bruksela domaga się, by Warszawa zrobiła to do przyszłego roku, rząd tymczasem dopuszcza możliwość rocznego opóźnienia.
Ta sprawa była jednym z tematów spotkania unijnych ministrów finansów w Brukseli. Po rozmowach komisarz do spraw gospodarczych i walutowych Olli Rehn nie pozostawił złudzeń.
I w tym momencie Donald Tusk wraz ze swoim ministrem pada ofiarą własnego, odtrąbionego sukcesu, któremu na imię „Zielona Wyspa Europy”.
„Nie widzę żadnej potrzeby przesuwania terminu poza 2012 rok. Polska miała przecież dobre wyniki gospodarcze nawet podczas kryzysu, co właściwie tylko podkreśla konieczność wypełnienie zaleceń i trzymania się wyznaczonych celów” – powiedział dziś komisarz Rehn.
Rehn dodał, że Polska musi bardzo szybko przesłać plan dotyczący dodatkowych oszczędności, by skutecznie zredukować deficyt w przyszłym roku. Minister Rostowski mówił tymczasem po spotkaniu, że Polska rozważa jeszcze możliwość wydłużenia terminu.
Dyskutujemy, czy to ma sens. I z naszego punktu widzenia, i z punktu widzenia Komisji. Sami nie jesteśmy pewni, czy to jest dobry pomysł, czy nie. I wspólnie z Komisją, na zasadach partnerskich, omawiamy to. Zobaczymy – powiedział Rostowski.
Jak dla mnie, to Rostowski stracił na pewności siebie.
Olli Rehn przylatuje jutro do Warszawy, wydaje się, że w trybie pilnym, gdzie będzie rozmawiał na ten temat z przedstawicielami polskiego rządu – tak podano.
Sam jestem ciekaw, czy koniec Rostowskiego jest bliski. Wydaje mi się, że Tusk nie ma wyjścia. Pozostaje mu zwalić wszystko na Rostowskiego, by zagrać na zwłokę.
Gospodarki nie da się „odkręcić” z dnia na dzień, czy też z miesiąca na miesiąc.
Sytuacja jednak już dojrzała do jakiegoś rozwiązania. Tusk ma swoją i PO przyszłość w swoich rękach.
Argumenty za odwołaniem Rostowskiego, tak samo jak jeszcze kilku swoich ministrów są ewidentnie na tacy.
Do ilu procent muszą spaść notowania PO, by Premier zatroszczył się przynajmniej o siebie ?
Zaklinanie rzeczywistości jest ewidentnym szkodzeniem Polsce. Dalej wierzę, że dla Tuska dobro Polski nie jest hasłem gołosłownym.
Przed Tuskiem kolejne, decydujące próby.
Żarty się sończyły, tak przynajmniej na to wygląda.