Obciążanie tylko ludzi związanych z PSL-em za to jak wygląda sprawowanie władzy w ramach koalicji Platforma-PSL, jest wprawdzie wygodne dla ekipy Tuska ale wyjątkowo jednostronne.
1. Rozmowa pomiędzy Władysławem Łukasikiem byłym prezesem Agencji Rynku Rolnego, a Władysławem Serafinem prezesem Kółek i Organizacji Rolniczych, nagrana na początku stycznia tego roku, a ujawniona w lipcu, spowodowała już nie tylko odwołanie ministra rolnictwa Marka Sawickiego ale także kolejne zwolnienia i dymisje osób, których nazwiska wymieniali obydwaj rozmówcy.
Ba prezentowane są w mediach sugestie, że nastąpiło jakieś przyzwolenie na medialne atakowanie PSL-u i ludzi piastujących kierownicze stanowiska z rekomendacji tej partii w związku z tym pojawiają się jeszcze w mediach, kolejne sensacyjne teksty dotyczące tego środowiska.
Rezultatem tego wszystkiego ma być wejście tej partii na swoistą równię pochyłą, trwały spadek jej notowań w badaniach opinii publicznej poniżej progu wyborczego i w konsekwencji niedostanie się jej przedstawicieli do Parlamentu w następnych wyborach.
Nie wiem czy takie będą konsekwencje tych bulwersujących nagrań, pokazujących ogromne patologie i wykorzystywanie funkcji publicznych do załatwiania prywatnych interesów przez ludzi związanych z PSL-em, nie ulega jednak wątpliwości, że obciążanie tylko ich za to jak wygląda sprawowanie władzy w ramach koalicji Platforma-PSL, jest wprawdzie wygodne dla ekipy Tuska ale wyjątkowo jednostronne.
2. Afer, które firmowali ludzie związani z Platformą było bowiem tyle, że nie dałoby się ich wszystkich wymienić w krótkim tekście, a cóż dopiero opisać.
Dlatego przypomnę tylko te, które moim zdaniem miały wagę „ciężką”, a dzięki przychylności mainstreamowych mediów, udało się rządzącej Platformie zamieść je pod dywan i nie ponieść, prawie żadnych konsekwencji w odbiorze publicznym.
Czy ktoś jeszcze pamięta aferę senatora Misiaka, który na likwidowanych stoczniach w Gdańsku i Szczecinie, zarobił miliony publicznych pieniędzy za przekwalifikowanie stoczniowców. Rezultatów tego przekwalifikowania nie było żadnych ale publiczne pieniądze zostały wydane, a afera po chwilowym medialnym zamieszaniu, została zamieciona pod dywan.
Niedługo później była afera z katarskim inwestorem, który miał zakupić majątek po zlikwidowanych stoczniach i rozpocząć od nowa budowanie statków ale okazało się, że inwestor był wirtualny i tylko na okres kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego.
Po jej wygraniu premier Tusk nie tylko nie odwołał ministra Grada jak prawda wyszła na jaw ale wręcz go przeprosił za taką wcześniejszą zapowiedź. Po stoczniach zostało już tylko wspomnienie, a odpowiedzialny za ten stan rzeczy minister Grad właśnie został prezesem dwóch spółek córek PGE, które maja budować elektrownię atomową w Polsce.
Z pensją 110 tysięcy złotych miesięcznie (a ma jeszcze zostać wiceprezesem spółki matki czyli PGE za kolejne dziesiątki tysięcy złotych), były już minister Grad, nazwany po tych nominacjach przez premiera Tuska „państwowcem”, jak się wydaje został w ten sposób nagrodzony za swą dotychczasową działalność.
3. Na specjalną uwagę zasługuje sposób potraktowania przez premiera Tuska afery hazardowej. Stała się ona dla niego pretekstem dla pozbycia się z rządu niektórych niewygodnych ministrów (w tym wicepremiera Schetyny) ale także odwołania szefa CBA, który aferę wykrył.
Samą aferę zamieciono pod dywan, a najbardziej spektakularnym tego przejawem było pytanie skierowanie do pustych krzeseł, czy ktoś chce zabrać głos i przy oczywistym w takiej sytuacji braku odpowiedzi, zamknięcie obrad sejmowej komisji śledczej, przez przewodniczącego tej komisji posła Platformy Mirosława Sekułę (obecnie wiceministra finansów, a za rok ponoć szefa Najwyższej Izby Kontroli).
4. To właśnie wtedy w październiku roku 2009, premier Tusk połamał kręgosłup CBA, które zostało powołane parę lat wcześniej przy wsparciu Platformy aby patrzeć na ręce rządzącym.
Od tego momentu uczestniczący w rządzeniu ludzie Platformy i PSL-u dostali od premiera Tuska sygnał, „teraz już można” i z tego sygnału skwapliwie korzystają.
A więc to nie jest tak, że mamy do czynienia z „kolesiami” z PSL-u i „państwowcami” z Platformy, zdaje się nawet, że ci drudzy zawłaszczyli znacznie więcej niż ich koalicjant.