Jednym z niewielu pozytywnych aspektów katastrofy smoleńskiej, było ujawnienie przez Rosjan swoich agentów, których odkomenderowano do osłony tej operacji.
Począwszy od Edmunda Klicha, poprzez Komorowskiego, Seremeta, Parulskiego, Wajdę i wszelką urzędniczą i dziennikarską szumowinę, wszyscy oni musieli zdjąć maski i wiernie wykonywać obowiązki wobec swojej prawdziwej ojczyzny.
Teraz mamy jeszcze jednego pracownika służb rosyjskich, który się dekonspiruje. Jest to ksiądz, przebywający w Moskwie razem z rodzinami zabitych w Smoleńsku. Siedział do tej pory cicho, ale wreszcie dał głos i obwieścił, że owszem w dokumentacji sekcyjnej panował bałagan i właściwie nie wiadomo co zawiera, ale
Proszę sobie wyobrazić ekshumację. Ja wiem jaka tam była destrukcja. Nie podam, bo jest to bardzo wysoka liczba, może być szokująca, ile było fragmentów ludzkich ciał, niemożliwych do rozpoznania w trakcie okazania. Tak wielka ilość może być obrazem, jak nierozsądny jest postulat ekshumacji
No i wszystko jasne. Może ksiądz zgłosić: agent J-23 (czy jaki tam macie kryptonim w Moskwie) melduje wykonanie zadania.
Swoją drogą, co takiego jest w tych trumnach, że nawet już w ten sposób, usiłują nie dopuścić do ich otwarcia? Czyżby ślady zamachu były aż tak ewidentne? Pewnie niedługo padnie postulat, że podobnie jak archiwa IPN, te trumny należy zabetonować na 50 lat.