Kogo czym mami Kim?
01/09/2011
408 Wyświetlenia
0 Komentarze
14 minut czytania
Korea Płn to jedno z najbardziej tajemniczych i nieobliczalnych państw świata. Jej przywódca właśnie odwiedził Rosję i spotkał się z Miedwiediewem. Po co?
Kiedy 20 sierpnia Kim Dzong-Il wsiadł do pociągu i to nie byle jakiego, tylko swego prywatnego, specjalnego pociągu pancernego i po raz pierwszy od dziewięciu lat wjechał przez stację Chasan do Rosji, wśród obserwatorów politycznych zapanowało ożywienie. Drogi Przywódca (chinaehaneun jidoja), jak go tytułują poddani, podróżuje tylko po lądzie, bo śmiertelnie boi się latać samolotem, a w dodatku nie lubi pływać statkiem. 21 sierpnia pociąg przystanął, Kim przesiadł się do swego pancernego mercedesa i pojechał obejrzeć elektrownię wodną na Amurze, gdzie nawet raczył wpisać się do księgi gości. Nie odwiedził jednak wsi Wiatskoje koło Chabarowska, gdzie się urodził 16 lutego 1941 roku kiedy jego rodzice przebywali na wygnaniu w ZSRR. Oficjalna hagiografia Drogiego Przywódcy podaje bowiem, że urodził się dokładnie rok później w ziemiance z bali drzewnych na szczycie Paektu-san, najwyższej górze Korei (2744 m) w paśmie gór Changbai tworzących granicę z Chinami, gdzie jego ojciec miał swą kwaterę dowódczą. Urodzinom Dzong Ila (Kim to nazwisko, Dzong Il to imię) towarzyszył rozbłysk nowej gwiazdy nocą i podwójna tęcza za dnia na niebie i podobno byli w Korei górale, którzy to dokładnie zapamiętali.
Tym razem dopiero po dwóch dniach było wiadomo, że Drogi Przywódca jedzie na Syberię. Południowokoreańska agencja Yonhap jako pierwsza podała, że zmierza on do Ułan Ude, stolicy Buriacji, gdzie 24 sierpnia spotkał się z prezydentem Dymitrem Miedwiediewem. Obaj zjedli tłustego łososia z Bajkału i zasiedli do rozmów. Ich treść jak zwykle utajniono, ale wśród komentatorów panuje dość powszechna zgoda, że rozmawiano o dwóch wielkich projektach: o gazociągu i o linii kolejowej. W obu przypadkach chodzi o połączenie Rosji z Koreą Południową przez terytorium Korei Północnej. Gazociąg tranzytowy, prowadzący syberyjski gaz ziemny do Seulu byłby dla Phenianu kurą znoszącą złote jaja. Wartość rocznych opłat na rzecz Korei Północnej za prawa przesyłu i konserwację linii ocenia się na 100 mln USD. Delegacja rosyjskiego Gazpromu zainicjowała te rozmowy kiedy w lipcu odwiedziła Koreę Północną.
Równie ciekawa wydaje się rosyjska propozycja budowy linii kolejowej. Mogłaby ona liczyć na stały i duży tranzyt pasażerów ponieważ na Syberii i w Azji Środkowej żyje kilkumilionowa, bardzo prężna i dość zamożna diaspora koreańska, o której zresztą wie się bardzo mało. Na takiej kolei bardzo zależy Seulowi. Stosowny odcinek po stronie południowokoreańskiej został już dawno zbudowany i dochodzi niemal do samej linii demarkacyjnej, czyli do granicy, gdzie na eleganckiej, nowoczesnej, ale zupełnie pustej stacji drogowskaz wskazuje Phenian 205 km na północ. Jak dotąd nie pojechał tam jeszcze nigdy żaden pociąg. Takie połączenie z Rosją byłoby jednakże cenne i dla Korei Północnej. Nie tylko Drogi Przywódca mógłby częściej jeździć do kraju swego faktycznego urodzenia, ale też z Rosji mogłoby łatwiej przybywać darmowe zboże, które pomaga przeżyć notorycznie chude lata pod dyktatem słynnej idei samowystarczalności – Dżucze. 19 sierpnia w Moskwie oznajmiono zresztą o wysyłce 50.000 ton zboża jako pomocy żywnościowej dla Korei Płn, którą znowu nawiedziła katastrofalna powódź.
Niestety, oba projekty napotykają poważne przeszkody natury politycznej, czyli ze strony Phenianu. Na dwa dni przed wyjazdem Kima do Rosji w Phenianie ogłoszono, że państwo przejmuje przygraniczny południowokoreański kompleks turystyczny na górze Kumgang. Jest to najsłynniejsza góra w Korei i marzeniem każdego Koreańczyka jest jej odwiedzanie kilka razy w życiu. Leży już po stronie północnej, kilkanaście km od brzegu morza, 50 km od dojazdowego Gangwon-do i ma tylko 1638 m wysokości. Od czasów starożytnych góra ta i jej otoczenie (Góry Diamentowe, Taebaek) słynie z przepięknych widoków, które zmieniają się w różnych porach roku. Z tego powodu góra ma tradycyjne cztery różne nazwy. Kumgangsan (Twarde Serce Prawdy) to nazwa tej góry wiosną. Latem nazywa się ona Pongraesan (Mieszkanie Ducha Gór), jesienią Phung’aksan (Góra Kolorowych Liści) a zimą Kaegolsan (Góra z Kamiennych Kości). W kompleksie tej góry występuje ok. 12 tysięcy niezwykłych, wielobarwnych formacji granitowych oraz mnóstwo wodospadów. Kompleks infrastruktury turystycznej został wybudowany przez Hyundai, a jej obsługa była w większości chińska. Do roku 2008 górę odwiedzało średnio 240.000 turystów rocznie, od których opłaty pobierano w dolarach USA, co przynosiło Phenianowi miliony dolarów dochodu i stanowiło ważne stałe źródło dewiz. Niestety, rankiem 11 lipca 2008 roku 53-letnia turystka z Korei Południowej, pani Wang-ja niebacznie zboczyła z trasy wchodząc w strefę plaży granicznej i została natychmiast zastrzelona przez północnokoreańskiego żołnierza. Seul wstrzymał wtedy ruch turystyczny domagając się dochodzenia i odszkodowania, czego Phenian odmówił. Ponieważ spór przeciąga się, Phenian, który niezmiennie domaga się przywrócenia ruchu turystycznego, zajął obecnie cały kompleks na własność tytułem rekompensaty za utracone przez trzy lata korzyści z dewizowych opłat. Oznacza to dalsze zaostrzenie stosunków z Południem, tym bardziej, że na terenie kompleksu miały odbywać się przynajmniej raz w roku spotkania stu rodzin z obu Korei rozdzielonych linią demarkacyjną.
Robienie interesów z Phenianem jest bardzo ryzykowne i chociaż do spotkania w Ułan-Ude doszło teraz z inicjatywy Koreańczyków, Moskwa podchodzi do obu projektów ostrożnie. Biorąc pod uwagę ogromny potencjał konfliktu między Północą a Południem, wielką drażliwość i nieobliczalność Drogiego Przywódcy, a także jego skłonność do posługiwania się podstępem i szantażem, każdy duży i kosztowny projekt, którego istotą ma być regularny, stały i pewny przepływ np. gazu, pasażerów, zboża lub usług jest obarczony ogromnym ryzykiem, którego ostatecznie chyba nikt nie zechce podjąć. Na zmianę postawy Drogiego Przywódcy raczej trudno liczyć, a w wieku 69 lat może to być raczej tylko zmiana na gorsze. Dla niego mieć w ręku kurek z gazem, który mógłby zimą wrogowi zakręcić to dużo więcej niż dostawać 100 milionów $ stałego dochodu rocznie ale bez dalszego gadania. Jak dotąd nic nie wskazuje na to, by sprawa budowy rurociągu albo kolei posunęła się naprzód w Ułan-Ude.
Jaki może zatem być inny cel tej wizyty Drogiego Przywódcy u Rosjan? Część obserwatorów uważa, że jest nim szukanie politycznej przeciwwagi dla Chin, od których Korea Północna ma prawo czuć się zanadto uzależniona. W ciągu niespełna dwóch ostatnich lat, które dla Korei były wyjątkowo nieprzyjazne i chude, Kim Dzong Il aż trzykrotnie odwiedził Chiny. Za każdym razem uzyskał pomoc, także żywnościową, ale ze strony Chin wciąż narasta presja na złagodzenie jego wojowniczego kursu wobec Seulu. A tego Umiłowany Przywódca bardzo nie lubi, bo jego ideologia żywi się właśnie nienawiścią do południowych „zdrajców koreańskiej sprawy”. Korea Północna potrzebuje stałej pomocy żywnościowej. Kraj jest górzysty, góry jałowe, a klimat surowy i zimny. Odkąd stary Kim Ir Sen umyślił sobie, że mimo wszystko zrobi z kraju ryżowe mocarstwo i kazał wyciąć w górach drzewa pod uprawę ryżu, kraj zaczęły nawiedzać coroczne wielkie powodzie, które spłukały także najlepsze ryżowiska w dolinach. Dziś, kiedy tylko 18% powierzchni nadaje się pod uprawę Kim Dzong Il nakazał raczej uprawę ziemniaków, ale powodzie trwają, przeplatane katastrofalnymi suszami, i bez importu zboża Korea Północna nie mogłaby przeżyć.
Wszelakoż naciski na Phenian w celu zaniechania programu zbrojeń jądrowych wywierają nie tylko Chiny, ale i Rosja. Bez wątpienia był to również temat rozmów w Ułan Ude. Można założyć, że Miedwiediew usiłował przekonać Kima do wznowienia zerwanych w grudniu 2008 rokowań tzw. regionalnej szóstki (obie Koree, Chiny, Japonia, Rosja i USA) w sprawie denuklearyzacji półwyspu koreańskiego. W zamian za taki powrót Phenian mógłby liczyć na większą pomoc żywnościową, której zwłaszcza teraz, przed zimą, bardzo potrzebuje. Wcześniej, ze strony Korei pojawiła się mętnawa zapowiedź zawieszenia programu prób rakietowych i wstrzymania ich produkcji, ale mało kto wierzy w ich szczerość. Kim wie, że na arenie międzynarodowej znaczy tylko tyle ile straszy, więc na pewno straszyć nie przestanie, bo chociażby z tego tytułu może liczyć na pomoc dawaną jako środek uspokajajacy. Temat zagrożenia nuklearnego i rakietowego ze strony Korei Północnej zasługuje zresztą na osobny artykuł.
Być może jedyną korzyścią z podróży Kim Dzong Ila do Rosji będzie to, co z konfucjańską powściągliwością powiedział Lee Myung Bak, prezydent Korei Południowej, który w tym samym czasie odwiedzał Mongolię: „To dobrze, że prezydent Kim Dzong Il częściej odwiedza ostatnio państwa cywilizowane, bo to rokuje nadzieję, że przejmie od nich jakieś nawyki do swego sposobu postępowania”. Wprawdzie Rosja i Chiny jako wzory postępowania może nie są jeszcze przedmiotem cywilizacyjnego podziwu, ale przecież nie od razu Phenian zbudowano.
Bogusław Jeznach