„Mówisz, że możesz to możesz. Mówisz, że nie możesz to nie możesz. Więc sobie wybierz.” Mistrz Zen Seung Sahn.
Nie, nie będę pisał traktatu o tym, czym jest koan Zen. Koan nie mieści się bowiem w traktacie. To żywa praktyka wyboru drogi. Żywe milczenie i żywa mowa.
Jeśli miałbym uderzyć kijem Zen w przestrzeń metafory, koan byłby jak źródło, które przebija skałę niewiary w momencie uderzenia. Źródło ukryte w skale twardych przekonań i niewidzialne dla rozumu, lecz od zawsze gotowe do wypłynięcia na świat w strumieniu świadomości uwalniającej wiarę.
Klasyka Zen dla uczących się uważności zawiera tysiące prostych instrukcji. Oto jedna z nich:
Kiedy jem, to jem. Kiedy czytam, to czytam.
Ale zdarzyło się, że uczeń przyłapał mistrza na jedzeniu obiadu i jednoczesnym czytaniu książki. Oburzył się:
– Mistrzu! Przecież mówiłeś, że kiedy jesz, to jesz, a kiedy czytasz, to czytasz! A teraz czytasz, kiedy jesz!
Mistrz odparł:
– Kiedy jem, to jem. Kiedy czytam, to czytam. Kiedy jem i czytam, to jem i czytam. (Koan Zen)
Piszę te słowa, a w tle akompaniuje Jan Sebastian Bach – Toccata i fuga d-moll (BWV 565).
I w morzu takich dźwięków, mowa i tym razem dopłynie do milczenia. Kiedy słucham, to piszę. Kiedy słucham i piszę, to słucham i piszę. Czasami słucham ciszy, innym razem muzyki – tej zapisanej na pięciolinii i tej płynącej z natury. Gra każda kropla przestrzeni. Deszcz zawsze gdzieś pada na ziemi z obłoków i zawsze gdzieś świeci słońce. Gdzieś jest dzień, a gdzieś dalej już noc.
„Pewnego człowieka posadzono w celi. Cela była mała i mroczna. Miała tylko jedno okienko, przez które widać było niebo. W dzień płynęły obłoki, w nocy przesuwały się konstelacje gwiezdne. Człowiek wyglądał przez okno i marzył o wolności. Siedział i marzył, aż do śmierci. Przez całe życie nie przyszło mu do głowy, by spróbować wyjść z celi przez nie zamknięte na klucz drzwi.” (Koan Zen)
„Jedyne, co nas ogranicza, to myśli w naszej głowie”. ( Taizan Maezumi Roshi).
A przecież myśli się również po to, by przekraczać ograniczenia nawyków i przekonań. Czasami warto pomyśleć, by wyjść z celi – poza sieć wyobraźni przywiązanej do niewiary podświadomych wierzeń.
Nieszczęśliwi utracili podatność na szczęście. Zniewoleni utracili podatność na wolność. A tymczasem, wybór formy podatności bywa ważny, podobnie jak wiedza o tym, co warto utracić, by zyskać. Bo prawdziwe są również i takie słowa: Szczęśliwi utracili podatność na nieszczęście. Wolni utracili podatność na zniewolenie.
Pielgrzymka z celi do celu poza celą jest jak koan. To żywa praktyka uważności. We współczesnych celach oknem na świat często stał się telewizor i komputer. Oto siedzę od kilkunastu minut przed klawiaturą, w tle pogrywa teraz ”Ave Maria on glass harp”.
sciezki duchowe w labiryncie zycia i smierci sa otwarte. Ten blog to ostatnie miejsce, gdzie bedziemy je zamykac kluczami doktryn i dogmatów.