Tymczasowy zarząd TVP łamie prawo usuwając publicystów konserwatywnych.
Sam jestem liberałem i dlatego uważam, że konserwatyzm
musi być obok liberalizmu obecny w debacie publicznej.
Napisałem o tym w liście otwartym do Jana Dworaka
Nie trzeba być specjalnie bystrym i spostrzegawczym, by zauważyć czym różni się język blogosfery od języka mediów. Blogerzy – nawet jeśli niezbyt dobrze i precyzyjnie posługują się językiem polskim – używają zawsze tej jego wersji, która jest im niejako przyrodzona. W blogosferze nikt nikogo nie udaje po prostu, wyjąwszy oczywiście jakieś aspiracyjne byty z salonu24 takie jak RRK czy Miki. Myśl blogerska zaś szybuje swobodnie i wysoko nie przejmując się uwarunkowaniami stawianymi dziennikarzom. Ci ostatni zaś mają poważny kłopot – no, może oni nie mają, ale ja miałbym na ich miejscu – są jak wielkie tłuste ośmiornice, które usiłują wejść do słoików po musztardzie. Te słoiki to dostępne dziś na rynku formy publikacji, w których realizuje się myśl dziennikarska. […]
Nie trzeba być specjalnie bystrym i spostrzegawczym, by zauważyć czym różni się język blogosfery od języka mediów. Blogerzy – nawet jeśli niezbyt dobrze i precyzyjnie posługują się językiem polskim – używają zawsze tej jego wersji, która jest im niejako przyrodzona. W blogosferze nikt nikogo nie udaje po prostu, wyjąwszy oczywiście jakieś aspiracyjne byty z salonu24 takie jak RRK czy Miki. Myśl blogerska zaś szybuje swobodnie i wysoko nie przejmując się uwarunkowaniami stawianymi dziennikarzom.
Ci ostatni zaś mają poważny kłopot – no, może oni nie mają, ale ja miałbym na ich miejscu – są jak wielkie tłuste ośmiornice, które usiłują wejść do słoików po musztardzie. Te słoiki to dostępne dziś na rynku formy publikacji, w których realizuje się myśl dziennikarska. Ich zastosowanie jest ważne, bo świadczy o tym czy dany pan lub pani osiągnęli wysoki stopień profesjonalizmu czy nie. Porównanie – nieśmiertelne, sami przyznajcie – z austriackimi generałami nasuwa się samo. Przypomnę je króciutko. Otóż XVIII wieczna taktyka polegała na tym, by zwodzić przeciwnika i zabezpieczać się przed nim dzieląc swoje siły i nadając im jakieś przepisane regulaminem i obyczajem funkcje. Oczywiście wymogi pola walki brane były pod uwagę, ale nikt by za żadne skarby nie zrezygnował z pozostawienia gdzieś tam w lesie korpusów posiłkowych, nawet jeśli od ich obecności na polu walki zależałby los armii. Korpusy te stały w lesie często tak długo, aż posłaniec przyniósł ich dowódcom wieść o klęsce. Trwały te podchody i kontredanse długo, aż do chwili gdy na scenie polityczne i wojskowej pojawił się człowiek nazwiskiem Bonaparte.
Blogerzy nie mają tak łatwo jak Napoleon, bo też i przeciwnik różni się mocno od austriackich generałów. Przypomina ich jedynie powierzchownie. Tym mianowicie, że zmuszony jest do wykonywania czynności i realizowania myśli całkowicie nie adekwatnych do opisywanej przez się sytuacji, potrzebnych jedynie po to, by pokazać, że jest tym za kogo uważano go w środowisku. I tak – Mazurek z Zalewskim są szydercami, choć mnie – może coś ze mną jest nie tak – nie udało się uśmiechnąć ani razu przy czytaniu ich tekstów. Kłopotowski jest krytykiem filmowym, choć czytając go mam wrażenie, że w ogóle nie chodzi do kina, Mistewicz zaś specjalistą od wizerunku – zgaduję, że swojego własnego, bo co do innych wizerunków, to pełen jestem wątpliwości.
Jest w tym wszystkim jeszcze jeden rodzaj fałszu wynikający z aspiracyjnego charakteru osób pracujących w polskich mediach. Wystarczy po prostu jeden rzut oka na tych państwa by automatycznie pozbyć się złudzeń co do ich roli w tych wszystkich przedsięwzięciach. Opiszę to w taki sposób w jaki to widzę. Oto czytając cokolwiek w polskiej prasie lub oglądając w telewizji mam wrażenie, że widzę tylko jakiś występ przedwstępny, że ludzie którzy produkują się na wizji zaraz się ukłonią i zejdą ze sceny, a na ich miejscu pojawi się właściwy zespół, ten za który zapłaciliśmy. I niczego nie zmienia w tym moim postrzeganiu fakt, że jeszcze nigdy się na tę zmianę aktorów nie doczekałem.
Rzecz dotyczy nie tylko dziennikarzy, ale także zapraszanych przez nich gości, najlepiej zaś słychać to wszystko w radio. Nie zapomnę nigdy jak po Katastrofie Smoleńskiej zaproszono do studia RMF jakichś ekspertów z uczelni, którzy opowiadając o reakcji ludzi na śmierć prezydenta mówili ze wstrętem o tym, że na widok tych tłumów „budzi się w nich ambiwalencja”. Ta nieszczęsna ambiwalencja to przykład skrajny, z jednej tylko dziedziny, ale jest takich więcej. Chodzi o to, że media używają do opisywania rzeczywistości języka nie dość, że tę rzeczywistość fałszującego to jeszcze skrajnie nieatrakcyjnego i odstręczającego czytelników innych niż wychowankowie profesora Sadurskiego puls „Piotr Matejczyk homo wratislaviensis”.
Mistrzem w tego rodzaju zagrywkach jest oczywiście Krzysztof Kłopotowski, który dodaje jeszcze do tego wszystkiego zapaćkaną i wywróconą na nice „szczerą intencję”. Oto w swoim ostatnim tekście w salonie24, pisze Kłopotowski tak:
Tymczasowy zarząd TVP łamie prawo usuwając publicystów konserwatywnych.
Sam jestem liberałem i dlatego uważam, że konserwatyzm
musi być obok liberalizmu obecny w debacie publicznej.
Napisałem o tym w liście otwartym do Jana Dworaka
I rzeczywiście napisał. List jest tam pomieszczony w całości, ale przypuszczam, że nie odniesie on właściwego skutku. Nie po to bowiem straszy się ludzi usunięciem z ramówki ich ulubionego programu, by przejmować się potem listami Kłopotowskiego. On sam – autor listu – doskonale zadaje sobie sprawę z tego, że prezes Dworak nawet jeśli ten list przeczyta i nań odpowie, zrobi to w sposób taki, by nie pozostawić cienia wątpliwości adresatowi i nam wszystkim, że decyzje dotyczące ramówki w TVP podejmować będą ludzie do tego powołani, a nie Kłopotowski, blogerzy czy jacyś tam konserwatyści. Przypuszczam także iż Kłopotowski doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że program Pospieszalskiego nie zostanie zdjęty z anteny i będzie w tej całej telewizji służył za listek figowy dla propagandystów. Wie o tym i pisze list do prezesa ogłaszając przy tym, że jest liberałem, który broni konserwatystów, co – znającym hierarchie i zaklęcia medialne -stawia go w jego własnych oczach i oczach jego wielbicieli gdzieś w pobliżu Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. No, może trochę przesadziłem, ale gdzieś w pobliżu doktor Quinn to już z pewnością.
Domyślać się możemy, a jest to zwykle myśl bliska pewności absolutnej, że ani stosowany przez Kłopotowskiego język, ani metoda nie odzwierciedlają tego co rzeczywiście się wokół nas dzieje. Jest to więc żywy dowód na to iż media nie spełniają roli jaka jest im przypisana, bo miast opisywać świat takim jakim on jest, pieprzą o liberalizmie i konserwatyzmie oraz o wartościach, które rzekomo przypisane są do jednego i drugiego pojęcia.
Rzecz w tym, że Pospieszalski i jego program od dłuższego już czasu służą za pewien ważny miernik. Służą do tego, by zbadać na ile można tę opisaną wyżej medialną szyderę ulepszyć jeszcze bardziej. Oto bowiem miast Pospieszalskiego, który by powiedzieć prawdę musi sięgać do form opisowych i zawoalowanych, by nie urazić jakichś rządzących tym interesem kosmitów, można na jego miejsce postawić kogoś innego, kto będzie mówił rzeczy z pozoru podobne, ale w istocie swej inne. Metoda jest stara jak świat i z powodzeniem stosowano ją wobec całych narodów wmawiając im, że suflerzy polityków i atrapy pisarzy są rzeczywistymi politykami i pisarzami.
Po wyczyszczeniu TVP z niewygodnych dziennikarzy został nam Pospieszalski, który będzie trwał jeszcze przez jakiś czas, o tym jestem przekonany, będzie trwał aż do chwili, gdy ludzie nieco zobojętnieją i wychowa się gdzieś na boku kogoś, kto tego Pospieszalskiego będzie mógł płynnie zastąpić. Hołownia się do tego nie nadaje i to już wiadomo od dawna, jest to bowiem człeczyna narwany i nie rozumiejący powagi spraw. Będzie ktoś inny. Być może nawet fizycznie do Pospieszalskiego podobny, byśmy nie doznali zbyt wielkiego szoku.
Każda zaś medialna i dziennikarska inicjatywa – pro czy contra – obnaża jedynie bezwład środowiska i chęć imponowania co mniej rozgarniętym czytelnikom blogów. Tak to właśnie widzę.
Przypominam także, że na stronie www.coryllus.pl są jeszcze egzemparze mojej książki "Pitaval prowincjonalny"
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy