Marek Mojsiewicz „Klechda Krakowska „
Rozdział pierwszy „ Dobre złego początki „
Rozdział drugi „ Na końcu którego będzie o bogini Kali „
Rozdział trzeci „ Nie należy nerwosolu pić na oko „
– Obiecałeś mi wczoraj ,że pomożesz mi w pracy doktorskiej – szybko z siebie wyrzuciła Grażyna cały czas płacząc .Popatrzyła mu w oczy .łzy wściekłości płynęły po jej policzkach – Obiecałeś – powtórzyła – Zaproponowałeś wczoraj , abyśmy przyjechali do mnie to omówić.
Umysł Grażyny dosłownie grzał się w poszukiwaniu jakiejś bajeczki w która on mógłby uwierzyć. Siądź na chwilę -poprosiła się swoim płaczącym, wyreżyserowanym głosem – proszę usiądź tam na tamtym fotelu – aby zyskać na czasie wskazała Władkowi stare dębowe , bogato rzeźbione siedzisko , obite czerwona skorą , kawałek pięknego mebla , który miał dla niej dodatkowa wartość w tej chwili , bo znajdował się w głębi sypialni, daleko od drzwi , co pozwalało jej odciąć mu drogę ucieczki ,gdyby taka konieczność nastąpiła . Szybko ubrała się pod kołdrą i pobiegła do salonu ,od razu kierując się do barku .Błyskawicznie nalała koniaku do pierwszych szkieł jakie wpadły jej w ręce , czyli kieliszków do wina , rozlewając przy tym po całym meblu szkocką , dolała pepsi i ruszyła z powrotem do sypialni . Czas był bardzo ważny .Nie mogła mu pozwolić otrząsnąć się .
– napijmy się – podała mu pełen o brzegi kieliszek – dobrze nam to zrobi .- Grażyna liczyła ,że alkohol pomoże jej w niedopuszczeniu do tego, aby tak sobie wyszedł z jej mieszkania .
Władek kilkoma łykami wypił prawie cała zawartość .Grażyna jedynie zamoczyła usta
– Zrobię wszystko, aby ci pomóc-Włodek nawet się nie zastanowił nad odpowiedzią .
Grażyna wykorzystywał cały spryt jakim obdarzyła natura kobiety i dążyła do wywołana poczucia winy u Władka , głębokiej winy , która jeszcze spotęgowała depresja poalkoholowa , która zresztą w dużej mierze Władek zawdzięczał dobijającemu mu go kubkowi wódki z rąk Grażyny w taksówce , o czym niestety nie pamiętał . Ze zwykłym facetem, bardziej topornym i bardziej prymitywnym niż on musiałaby zastosować inną grę, inne bardziej złożone sztuczki socjotechniczne .Z Władkiem wystarczył jej zwykła prosta manipulacja. Wiedziała ,że w każdym intelektualnym sporze z nim przegrałaby w tej sekundzie , w której by go wszczęła .Wszystko co by się później działo sprowadzałoby się do słów Kmicica „ kończ Waść .Wstydu oszczędź” . Ale jego inteligencja emocjonalna była tak żałosna , że patrząc z boku jej poziom można by określić jednym bliżej nie sprecyzowanym terminem naukowym „ Frajer „ . Grażyna była już całkowicie opanowana i odprężona . Czuła się jak myśliwy , który na polowanie na tygrysa wziął nie sztucer , a karabin maszynowy . Uśmiechnęła się w myślach do siebie , trzeba przyznać ,że nie było nic w tym uśmiechu miłego i rozpoczęła rozstrzeliwanie ze swojego karabinu bezbronne zwierzę . Bo te łowy z jakimikolwiek regułami , nie mówiąc o elementarnej j uczciwości nie miały z cała pewnością nic wspólnego . Zmusiła go zobaczył ją tak jak ona chce żeby ja widział . Rozpłakaną , rozdygotaną , oszukaną dziewczynę , która przez niego ma zniszczone całe życie . Włodek rzeczywiście widział przed sobą bezbronną , całkowicie bezbronna dziewczynę , której musi pomóc , wobec której ma ogromny dług, który bezwzględnie spłacić.
Grażyna nie miała jednak zamiaru rannego zwierza ot tak zabić . Miała zamiar najpierw zaciągnąć go do klatki . A potem za to jej zrobił dręczyć
Włodka aż przygarbiły słowa Grażyny . Zastanawiał się co jeszcze naobiecywał wczoraj tej niewinnej dziewczynie , aby tylko zaciągnąć ja do łóżka. Był całkowicie przybity . Zapomniał już ze wczoraj to dzisiaj spłakane dziewczę jeszcze wczoraj było epatującą seksem agresywną feministką . Nawet jej obiecał że weźmie, co było absolutnie niemożliwe, gdyż zdążył już cały wykorzystać ,a o dostaniu bezpłatnego nie miał nawet co marzyć
– Z urlopem będzie kłopot- powiedział do Grażyny – bo kierownik mi go nie da .Może wezmę parę dni chorobowego chorobowe – brzmiało to jak prośba do Grażyny o zgodę niż zastanowienie się .
Podeszła do niego, wzięła opróżniony kieliszek – daj mi numer telefonu do twojego kierownika . Sama zadzwonię , bo tobie już się lekko język pląta.
Władek wyciągnął z kieszeni spodni starą przedpotopową Nokie , wyszukał numer i podyktował go dziewczynie – Kierownik się nazywa Piotr Kurczydło .
Grażyna do salonu . Już bez pospiechu nalała wódki i zrobiła silnego drinka do kryształowej szklaneczki , po czym wróciła z nim do salonu i podała go okularnikowi . Nie musiała się już spieszyć. Tym razem grają w jej grę , w której notabene zaczęła już ostro kantować.
– Poczekaj chwilę. Spokojnie sobie sącz drinka , a ja pójdę na zewnątrz zadzwonić – zwróciła się do niego – .Gubi się tutaj sygnał – skłamała , gdyż nie chciała, aby słyszał rozmowę .
Zeszła na dół po schodach i wyszła na na pole, na zewnątrz . Wykręciła numer kierownika. Usłyszała głos w telefonie
– Kurczydło przy telefonie, słucham
– Grażyna Ostrogska – przedstawiła się – dzwonię w sprawie pana pracownika , Władysława – tu zorientowała się ,że nie zna jego nazwiska . Zapadła chwila ciszy – stróża nocnego