Może nie powinienem zdawać relacji z tego co miało miejsce, zważywszy na moją co najwyżej półgodzinną tam obecność. (…) może trzeba było zaszyć się w kącie i dokładnie wszystko prześledzić, robiąc notatki.
Od jakichś dwóch tygodni rozochocony czekałem na wykład, mający dotyczyć rozpoznawania kłamstwa w mediach i w biznesie. Temat wydaje się dość banalny, mimo wszystko postanowiłem, że dobrze będzie umocnić fundament wiedzą solidną, naukową i obiektywną. Postać osoby prowadzącej została mi wcześnie scharakteryzowana jako młody, świetnie wykształcony yuppie, siedzący w mediach po uszy i niewrażliwy już prawdopodobnie na żadne nieuczciwe perswazje.
Może nie powinienem zdawać relacji z tego co miało miejsce, zważywszy na moją co najwyżej półgodzinną tam obecność. Dłużej nie dałem rady wytrzymać, chociaż snułem w myślach plany, że może trzeba zaszyć się w kącie i dokładnie wszystko prześledzić, robiąc notatki. Nie byłoby to na pewno głupie pod względem pragmatyzmu, jednak mimo wszystko złożyłoby się na zmarnowane sześć godzin, na dodatek w sposób bezczelny.
Prowadzący zjawił się na czas – rzeczywiście był młody, bardzo zadbany, dobrze ubrany. Stwarzał wrażenie wyluzowanego, nieźle przygotowanego do swojego zadania. Poinformował że zajęcia będą miały charakter stricte wykładowy, iż nie przewidział żadnych ćwiczeń czy bonusów. Później stanął na środku i zaczął mówić.
Na początku wyraźnie osadził punkty zaczepienia analizowanego zagadnienia, i jednocześnie formuły zajęć: TV Trwam i Radio Maryja. Przytoczył dodatkowo kilka zabawnych historyjek, na przykład, że on to zna takie małżeństwo, które zawsze rano włącza Radio Maryja i słucha wywodów pana Macierewicza. Że owa para ma syna, który mimowolnie również musi tych audycji słuchać, ale ponieważ syn rzadziej bywa w domu to „może jest jeszcze dla niego nadzieja”. Zaczął od Macierewicza, więc idąc za ciosem chyżo kłamstwo spersonifikował nam w postaci Jego właśnie, no i rzecz jasna Jarosława Kaczyńskiego. Zrozpaczony tym, jak ludzie tymi manipulacjami przesiąkają, zaczął rozpatrywać największe medialne „teorie spiskowe”. Tak, poruszył kwestie Smoleńska. W pierwszych minutach wykładu dotyczącego kłamstw w mediach i biznesie. Sylwetkę wyprostował jak strzałę, przyjął heroiczną marę, po czym spytał: „…no może ktoś w to jeszcze wierzy?!”. Jestem z natury wycofany, więc czasami pluje sobie w brodę za brak reakcji w podobnych sytuacjach. Tym razem również: przygryzłem język i rzuciłem tylko cicho do koleżanki: „że to faktycznie kwestia wiary”.
Jakie były rekcje ludzi? Ludzie byli uniesieni. Błogo rzucali komentarzami, parskając śmiechem kiedy padało akurat czy nazwisko „Kaczyński” czy hasło „PiS”. Obśmiewali będące pod lupą „teorie spiskowe”, dokładając didaskalia w stylu: „tak tak, w 40 sekundzie słychać strzały…”. Tym bardziej utwierdziło mnie to w przekonaniu, że jakikolwiek mój komentarz nie miałby na nich najmniejszego wpływu. Ani na nich, ani na formułę warsztatu. W końcu ktoś z bliżej siedzących zadał prowadzącemu pytanie: „a czy Tusk też kłamie?” Pan zadumał się po czym powiedział mniej więcej tak: „pewnie i trochę kłamie, ale przecież to kłamstwo nie jest jeszcze takie złe, ponieważ to kłamstwo cywilizowane”. W chwilę później już mnie tam nie było.
"Jestem proszony o ukrywanie mojego punktu widzenia. Przed nimi. Ze strachu przed ich strachem"."