Kilka uwag o wychowaniu w rodzinie. DO MATEK I WYCHOWAWCZYŃ. Cz. I – Wprowadzenie
01/05/2012
459 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
Książka z 1903 roku; Autor: Cecylia Plater-Zyberkówna
I
Tytuł dany tej książce, zdał mi się najbardziej odpowiednim jej treści, gdyż nie było zamiarem moim dać w niej wskazówki, ogarniające całokształt wychowania, ale tylko pewne spostrzeżenia, oraz niektóre uwagi nad zasadniczymi błędami pedagogii współczesnej, których następstwa bywają opłakane.
Starałam się tu zwrócić szczególna uwagę na moralną stronęomawianej kwestyi — zwykle pomijaną w podręcznikach pedagogicznych — uwzględniając przytem istotne potrzebj społeczeństwa, ducha czasu, oraz najnowsze prądy myśli.
Prawdą jest, że pod wpływem ewolucyi dziejowej, duch społeczeństw a się zmienia, a z nim prądy oraz poglądy; zaś wiatry wiejące z różnych stron zmieniając aurę i potrzeby, wytwarzają nowe obowiązki a mnożą nowe niebezpieczeństwa: z nimi rachować się trzeba.
Stąd płynie, że wychowanie żadną miarą nie powinno być rutyniczne, szablonowe; skrępowane nieugiętą metodą a skalkowane na własnych wspomnieniach wychowawczyni, ale że ono powinno się stosować do aktualności — a uwzględniając nowe potrzeby i obowiązki, szukać dróg nowych. Zresztą tu jak wszędzie "kto nie postępuje, ten się cofa".
Ludzkie generacye ulegają niemocom swojego wieku, i dusze są niezmiernie wrażliwe na prądy czasu. Niejednokrotnie zadziwia nas dziecko dziesięcio-, dwunastoletnie swym sądem i poglądem, w którym pod formą dziecinną, rysuje się już wyraźnie kierunek myśli nowej.
"Skąd mu się to wzięło?" — pytamy zdziwieni — "wszakże do tej pory dziecko z niczyich ust nic podobnego nie słyszało… skąd mu to przyszło do glowy?"
"Z ducha swego czasu" — odpowiadamy.
Dziecko pomimo wiedzy i woli rodziców wchłania w siebie tego "ducha czasu" wszystkiemi porami: — próżnem byłoby przeczyć tej oczywistości. Ma to dobre, ale i ujemne strony: jest rzeczą wychowania dobre wyzyskać a złe ubezwładnić.
Nie wszystkie nowe prądy są złe, nie wszystkie nowe poglądy są fałszywe, jak niektórzy mniemają — co niejednokrotnie w dalszym ciągu będzie sposobność wykazać. Są zapewne złe i niebezpieczne, ale są i dobre: rozumny eklektyzm obowiązuje tu wychowawcę. Obowiązkiem jego tak pokierować dzieckiem, aby posiadło siłę odporną przeciwko prądom ujemnym, którymi w przyszłości — przewidzieć można — że będzie otoczone, a potrafiło zdążać za prądami dodatnimi, i zdziałać w swem społeczeństwie to dobro, które w niem zdziałać można i trzeba. Jest to aktualna strona wveliowania: tu szablonowość i ślepy konserwatyzm bvłby stanowczą przegraną.
Zastanawia nas niejeden bolesny zawód w wychowaniu, które najlepsze rokowało nadzieje.Wszczepiano w młode serce dobre zasady, strzeżono młodzieńca, otaczano zbawiennym wpływem i przykładem, a jednak ledwo młodzieniec stanął w życiu o własnych siłach, wnet się wykoleił, i to bez nadziei rychłego zwrotu.
Jaka tego przyczyna?
Kto wie czyli między innemi, powód tej wychowawczej porażki nie w tem leży, że kierowano młodzieńcem raczej idealnie niż praktycznie, że nie umiano uwzględnić w nim indywidualności oraz działającego ducha czasu, że więcej go strzeżono, niż kształcono w nim charakter i zasadę, wreszcie, że więcej uczono go cnoty biernej, niż sposobiono do walki, — nic dziwnego jecli pierwszy fajerwerk olśnił go, pierwszy prąd porwał, pierwsza potyczka powaliła… nic dziwnego jeśli pierwsza chwila swobody w szał go wprawiła.
Na te zasadnicze kwestye najbaczniejszą zwróciłam uwagę z wykluczeniem innych, — aczkolwiek ważnych — jako ro: hygieny pokarmów, metodyki uczenia, nomenklatury wad dziecinnych — z wskazówką jak sobie z nimi radzić, kształcenia sił fizycznych i t. p. Uczyniłam to z uwagi, że inne poważne dzieła o tych kwestyacli traktują kompetentnie i wyczerpująco. Nie chcąc przeto powtarzać tego, o czem już inni pisali, wolę odesłać osoby dobrej woli do znakomitych podręczników ks. Albana Scholza, p. Anieli Szyc, p. Dzieduszyckiej. p. Weryho, p. Kowerskiej i innych.
Wybitną tendencją niniejszej, pracy było także uwydatnić każdą kwestyę wychowawczą w świetle zasady chrześcijańskiej, motywując ją na fundamencie rozumowym, w przeciwstawieniu poglądom etyki niezawisłej. — To z konieczności nadaje tym kartkom charakter nieco polemiczny, świadczy o ich przeznaczeniu dla chrześcijan wierzących. Uwydatniwszy zasadę, pilnie zastanawiamy się w obec logiki i praktyki życiowei nad tem, do czego ta zasada obowiązuje w wychowaniu, a jakie są w tej mierze poglądy pozytywizmu, wreszcie,w czem te ostatnie nie kłócą się z poglądem chrystyanizmu, ale jako sprawiedliwe zasługują na uwzględnienie.
Praca ta dzieli się na dwie części: w pierwszej traktuję wyłącznie o wieku dziecinnym w czasie przedszkolnym, zwracając między innemi uwagę na niebezpieczeństwa płynące z forsownego rozwijania dzieci, na korzyści i niekorzyści ogródkowego kształcenia systemem Frobla, na konieczność dobierania zacnych wychowawców i nauczycieli, wreszcie, na ważność starannego wyboru książek dla nieletnich i t. d. Obszerniejsze rozdziały poświęciłam uwagom o kształceniu charakteru młodzieży, kładąc wielki nacisk na potrzebę uwzględnienia indywidualności. Kończę zastanowieniem się nad kwestyą, jaką być powinna miłość rodzicielska, i jak smutne są następstwa gdy miłość matek nie powoduje się zasadą Bożą, to jest rozsądkiem i sprawiedliwością, ale tylko wrażliwością serca i nerwów.
W drugiej części, — zdaniem mojem ważniejszej — zajmuję się wyłącznie dorastającą młodzieżą i kierunkiem moralnymjaki jej dać należy, w czem uwzględniam jakie są przyszłe obowiązki i grożące niebezpieczeństwa. Tu pod hasłem rozumnego postępu poruszam wiele kwestyi żywotnych, aktualnych, co znów zmusza do niejednej polemiki z poglądami dziś najbardziej rozpowszechnionemi.
Nadmieniam, że wszystkie spostrzeżenia są uchwycone z życia, rady zaś oparte na własnem dwudziestokilkoletniem doświadczeniu na polu pedagogicznem.
Powiedzą może niektóre matki: co nam po wychowawczych podręcznikach, które, — bądź co bądź zawierać mogą same ogólniki, teorye i abstrakcye? Nam matkom służy w tym względzie wrodzony instynkt, który nam wystarczać powinien, a więcej znaczy niż formułki i teorye. Podobnie jak lekarz sądzi o zdrowiu pacyenta z jego pulsu, zarówno o zdrowiu moralnem społeczeństwa, i o jego wartości; z rodzaju książek najbardziej pokupnycli, słusznie wnioskowaćby można.
>>> Cz. II – Wprowadzenie <<<