Bez kategorii
Like

Kij na (właściciela) psa

31/12/2011
384 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
no-cover

Takie rzekomo martwe ustawy są bardzo niebezpieczne. Działają jak kij, który zgodnie z ludowym przysłowiem zawsze się znajdzie, gdy trzeba uderzyć psa.

0


 

Moja koleżanka, hodowca hucułów, mawia, że głupota jest gorsza od faszyzmu i komunizmu. Co raz częściej zmuszona jestem przyznać jej rację. Nowa ustawa w sprawie ochrony zwierząt przeforsowana przez PO jest przede wszystkim bezdennie głupia. Trudno się nawet zorientować kto na niej skorzysta- na pewno nie zwierzęta.

 Ustawa ta zakazuje handlu zwierzętami domowymi i ich hodowli bez koncesji.

Psów dotyczyłaby koncesja Związku Kynologicznego. Kotów – jakiejś odpowiedniej kociej korporacji. Zwierzęta nierasowe można by było kupować tylko w schroniskach.

Zjawisko koncesjonowania wszelkich aspektów naszego życia skomentował wystarczająco JKM. Ja zajmę się zwierzętami.

 

Przede wszystkim skąd ten rasizm w twórcach ustawy.?  To nie jest prawda, że do polowania nadaje się tylko rodowodowy wyżeł, a do pasienia owiec rodowodowy owczarek.

Wręcz przeciwnie- hodowle polskie nastawione na eksterier i stosujące hodowlę wsobną doprowadziły do tego, że prawie 100% rodowodowych owczarków alzackich ma dysplazję stawu biodrowego, a boksery nagminnie chorują w młodym wieku na nowotwory.

Nigdy w życiu nie kupiłabym psa użytkowego z polskiej hodowli.

 

Co ma zrobić właściciel nierasowej suki który ma chętnych na nieplanowane szczenięta, a nie chce płacić grzywny? Bardzo prosto. Da parę złotych pracownikowi schroniska za przeprowadzenie szczeniaka przez rejestr, bez jego w schronisku obecności.

Polak zawsze poradzi sobie z biurokracją. Szkoda tylko zwierząt. Im bardziej są chronione tym ich los jest gorszy.

Suka owczarka alzackiego, zakopana kilka dni temu żywcem na działkach koło Wyszkowa, nie była kundlem. Była rasowym owczarkiem alzackim ze znanej hodowli. W czym pomógł jej rodowód?

 

Swego czasu stacje telewizyjne epatowały widzów zdjęciami dorożkarskiego konia, który padł na parkingu na polanie Włosienica w Tatrach. Wbrew histerycznemu tonowi dziennikarskich relacji koń był na oko w doskonałej kondycji, a przyczyn padnięcia mogło być bardzo wiele. Zrozpaczony góral, który usiłował go podnieść, dość bezradnie ruszając lejcami, na pewno nie robił mu nic złego. Został jednak oskarżony o znęcanie się nad chorym zwierzęciem.

Często się zdarza, że widzowie wręcz uniemożliwiają ratowanie chorego. Na przykład w przypadku kolki, gdy trzeba konia bezwzględnie uruchomić( nawet batem) i przegonić, aby umożliwić mu odprowadzenie zalegających jelita gazów, zawsze znajdzie się jakaś poczciwa dusza, która przeszkadza w akcji ratunkowej.

 

Wiem coś o tym – gdy kilka lat temu w Lesie Kabackim  brutalnie podniosłam ( ratując mu życie)  konia wierzchowego, który położył się z kolką na ziemi, a zapłakana amazonka nie pomyślała nawet o odpięciu mu popręgu, widzowie wymyślali mi od starych profesjonalistek w zawodzie, w którym wiek nie jest akurat atutem.

 

Co pewien czas stacje TV serwują widzom zdjęcia koni żyjących rzekomo w stanie skrajnego zaniedbania. Pokazywanie przez kamerę rzepów w grzywie czy brudnych zadów jest po prostu śmieszne. Dobrostan koni nie ma nic wspólnego z przerywaniem grzywy, czy lakierowaniem kopyt, tak jak dobrostan pudla nie jest związany z farbowaniem mu sierści na różowo, ani ze strzyżeniem go „na lewka”. Zwierzęta nie cierpią takich zabiegów i zupełnie im nie przeszkadzają zagnojone boki. To przeszkadza tylko właścicielom, a najbardziej- przypadkowym „ miłośnikom” zwierząt.

 

Kiedy bodajże 20 lat temu wielce szlachetne aktywistki forsowały w sejmie ustawę o ochronie zwierząt zwracaliśmy uwagę na niezliczone nonsensy, które przy konsekwentnym stosowaniu jej zapisów, zupełnie uniemożliwiłyby jakąkolwiek hodowlę oraz badania naukowe przy użyciu zwierząt doświadczalnych. Już sama definicja zwierzęcia zawarta w preambule tej ustawy („Zwierzę nie jest rzeczą”) pozostawiała wiele do życzenia. Zwierzę nie jest rzeczą, nie jest również utworem muzycznym, nie jest równaniem matematycznym itd. Definicja negatywna, jeżeli nawet nie jest błędem logicznym ( a chyba jednak jest) nie wnosi nic do sprawy. Nie sposób wyliczać tutaj wszystkich innych błędów tej ustawy. Wprowadziła ona na przykład komisje etyczne ( złożone często z pracowników administracyjnych i sprzątaczek ) limitujące naukowcom liczbę użytych w badawczych procedurach szczurów i myszy ( jakby nie zabijało się ich w domach i zagrodach w bardziej okrutny sposób, a mianowicie podając im środki wywołujące krwotok wewnętrzny), zakazała pędzenia galopem konia z obciążeniem ( a przecież dokładnie na tym polegają próby dzielności ogierów zimnokrwistych).

 

Co najważniejsze ustawa dała władzom samorządowym prawo do odebrania hodowcy zwierzęcia ich zdaniem krzywdzonego i oddania go w inne ręce.

 

Tak się dziwnie składa, że na ogół nie brakuje chętnych do odebrania i adopcji rasowych koni, w dobrej kondycji, wymagających tylko zabiegów pielęgnacyjnych- korekty kopyt, albo wyczesania grzywy.

O wiele mniej chętnych rejestrują schroniska i lecznice zajmujące się zwierzętami naprawdę chorymi i bezdomnymi.

 

Nowa ustawa jest jeszcze gorsza. Konsekwentne jej stosowanie wymagałoby wprowadzenia całej armii ludzi sprawdzających na przykład długość łańcucha psów i czas ich przebywania na łańcuchu, oraz kontrolujących targowiska na których przecież sprzedawało się dotąd  oprócz psów króliki i gołębie. Czy króliki i gołębie też staną się nielegalne i będą musiały się ukrywać  jak uchodźcy z Czeczenii ?

 

Przed  głosowaniem ustawy o ochronie zwierząt jeden z posłów pocieszał nas, że i tak nikt nie będzie jej poważnie traktował i stosował w praktyce. Takie rzekomo martwe ustawy są jednak bardzo niebezpieczne. Działają jak kij, który zgodnie z ludowym przysłowiem, zawsze się znajdzie, gdy trzeba uderzyć psa. 

 

0

Iza

181 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758