Część wyborców jest jak część kibiców – wciąż śpiewa, że nic się nie stało, choć stało się wiele i to w dodatku złego. Ale im to nie przeszkadza – wszak jest się ze swoją drużyną na dobre i na złe. Jest się z nią nawet, jak zawala wszystko, jest najgorszą z możliwych i strzela sobie samobóje. Na tego typu fanatyzm ani w polityce, ani w sporcie nie ma rady.
W czasie Euro 2012 dostrzegłem pewną paralelę między zachowaniami najbardziej zaciekłych kibiców naszej reprezentacji, a częścią elektoratu pewnych partii (zwłaszcza PO i PiS). Bez względu na wszystko, oni zawsze będą przy swojej drużynie i zawsze będą uważać, że „ich chłopcy” są najlepsi, że dali z siebie wszystko, i że musimy przy nich trwać. Wyborcy PO widzą przecież, jakimi łajzami okazali się „ich chłopcy”, widzą ile tam jest „Drzewek”, „Chlebków” i „płaczących Beat”, ale trzymają wciąż kciuki za drużynę Donalda, bo przecież nasi oni są. Nie przejmują się zadłużeniem kraju, wzrostem podatków i biurokracji, trwonieniem publicznego grosza, opóźnieniami we wszystkich prawie dziedzinach, za które odpowiedzialny jest rząd. Oni, po każdej aferze, po każdej porażce Platformy, gromko śpiewają: „Premierze, nic się nie stało!”
A część elektoratu PiS? To samo. Kolejne porażki wyborcze przyjmuje ze zrozumieniem, bo trener Kaczyński potrafi trafnie wskazać, którzy to zawodnicy byli, rzekomo, przekupieni przez przeciwników, którzy zawiedli jego zaufanie, a którzy od samego początku byli przysłani przez wrogie zespoły. I elektorat to łyka. Trener wciąż gra inną grę, ale zawsze przynosi ona kolejne stracone bramki – jednak wyborcy są wciąż zachwyceni i wniebowzięci, że mają do czynienia z geniuszem strategii i Metternichem taktyki. Nic to, że ów nadczłowiek, dysponując milionami złotych i tysiącami działaczy, wygrał w życiu tylko jedne wybory – ważne, że jego wierni kibice są przekonani, że tylko on reprezentuje barwy biało – czerwone i że tylko on ma tytuł do noszenia koszulki z polskim godłem. Po każdej klęsce i przegranej swojej drużyny pod dowództwem geniusza z Nowogrodzkiej, krzyczą w niebogłosy: „Prezesie, nic się nie stało!”
W tych zachowaniach upatruję właśnie podobieństwa do części naszych piłkarskich kibiców. Jakkolwiek źle grałaby nasza reprezentacja, z kimkolwiek by przegrywała, w jakikolwiek stylu by dostawała łomot do europejskich średniaków, oni zawsze będą przy „naszych chłopcach”. Rycząc w niebogłosy najgłupszą z możliwych zaśpiewek boiskowych: „Polacy, nic się nie stało!”
I dlatego Grzegorz Lato, Donald Tusk i Jarosław Kaczyński mogą być pewni swego – do jakiegokolwiek dna sięgną, cokolwiek kompromitującego zrobią, jakiekolwiek błędy i głupoty popełnią, jakkolwiek się skompromitują, zawsze będą mogli liczyć na to, że zaślepieni swoją miłością, podnieceni swoją wiernością, podjarani swoim sekciarskim patriotyzmem kibice/wyborcy zakrzykną gromko i ochoczo: „Panowie, nic się nie stało!”