Katyń wczoraj, Smoleńsk dziś, czyli o problemach z percepcją realiów
15/09/2012
648 Wyświetlenia
0 Komentarze
14 minut czytania
Warto ocenić skuteczność i poprawność działań tych, którzy twierdzą, że powoduje nimi autentyczna troska o dobro Polski i Polaków.
Sporo komentarzy
[i] [ii] [iii] [iv] w zachodnich mediach wywołała wiadomość z odtajnionych ostatnio dokumentów, wskazujących na to, że rząd Stanów Zjednoczonych nie tylko od początku wiedział kto jest sprawcą zbrodni katyńskiej, ale pomagał tą prawdę ukrywać, przynajmniej tak długo jak było mu to na rękę.
Euronews w reportażu na ten temat, zaprezentowały wypowiedź starszej pani, uczestniczki zjazdu polskich kombatantów w USA, która w sposób emocjonalny napiętnowała szokujące w jej mniemaniu postępowanie administracji amerykańskiej tego okresu. Pani ta może służyć za typowy przykład polskiego patrioty, który pomimo wielu lat spędzonych na zachodzie nie jest w stanie pojąć i zaakceptować tamtejszych realiów charakteryzujących się permanentnym nieprzestrzeganiem zasad ładu moralnego. Ten niewątpliwy defekt w stereotypach myślowych jest niestety również udziałem praktycznie wszystkich polskich przywódców III RP utożsamiających się z nurtem narodowym krajowej sceny politycznej.
Bez względu na stopień moralnej degrengolady, znakomita większość polskiego społeczeństwa jest świadoma obowiązującego, niezależnie od woli człowieka, prawa naturalnego i nawet wtedy, gdy świadomie łamie jego zasady nie neguje ich istnienia. W związku z tym, „odwoływanie się do czyjegoś sumienia”, nie zawsze jest wśród Polaków skazane na niepowodzenie.
Inaczej ma się sprawa z ludźmi zachodu. Ich mentalność nie zna pojęcia prawa naturalnego, czyli przykazań boskich. W ich zastępstwie funkcjonują tak zwane „zachodnie wartości”, które oni dzierżą li tylko w celu maskowania przed światem swych łajdactw. Dlatego założenie
a priori, że któryś z zachodnich przywódców może kiedykolwiek postąpić moralnie jest z góry błędne i musi prowadzić do poronionych koncepcji politycznych.
Współcześni zachodni przywódcy nie tylko, że nie posiadają zasad moralnych, ale zasad w ogóle. Ich mentalność jest identyczna do hersztów przestępczego półświatka. Dla ilustracji tej tezy można posłużyć się najnowszymi wypadkami związanymi z nowym „bluźnierczym” filmem o islamie,
[v][vi] który rozwścieczył muzułmańską dzicz na całym nieomal świecie
[vii]. Można przypuszczać, że w całej tej aferze maczał pejsy rząd Izraela, któremu nie wychodzą finalne wysiłki zmierzające do wciągnięcia Imperium Euroatlantyckiego (US&UE) w wojnę z Iranem
[viii]. W związku z tym postanowił on zaognić sytuację prezentacją wspomnianego filmu, wykorzystując wywołane nią rozruchy do zamachu na ambasadora USA w Libii.
Zadziwiająca jest reakcja „jedynego supermocarstwa” na ten niewątpliwy akt agresji. Przez pierwsze dwa dni po zamachu informowano opinię publiczną jedynie o śmierci niezidentyfikowanych pracowników amerykańskiego konsulatu. Dopiero po dogłębnym przemyśleniu całej sprawy Waszyngton poinformował świat o tym, że jednym z zamordowanych był ambasador USA
Christopher Stevens. Zaskakuje przy tym anonsie stonowane zachowanie administracji amerykańskiej i będących na jej usługach zachodnich mediów. Brak jest w nim agresywnej retoryki pod adresem Libii i świata muzułmańskiego w ogólności. Nie ma aroganckich gróźb i obraźliwych epitetów. Kontrastuje to bardzo z tak niedawną propagandą anty libijską i agresją militarną na reżim Kadafiego.
Stany Zjednoczone nie utrzymują stosunków dyplomatycznych z Iranem, Załóżmy jednak hipotetycznie, że posiadają one swego ambasadora w Teheranie. Ile czasu zajęłoby USA rozpętanie militarnej agresji
[ix] na ten kraj w przypadku zamachu na ambasadora i spalenia amerykańskiej placówki dyplomatycznej? Na pewno nie więcej niż parę dni. Skąd, więc taka diametralnie odmienna reakcja na analogiczny incydent w
Benghazi? Jeśli zachód, jak sam twierdzi, posiada jakieś „zasady”, to powinien się on nimi zawsze kierować. Jeśli tego nie czyni to znaczy, że ich nie posiada. Dobrze by było, żeby polscy patriotyczni przywódcy zdali sobie z tego sprawę i wyciągnęli z tej konkluzji praktyczne wnioski.
Efektywne koncepcje polityczne dotyczące świata zachodniego muszą zawierać rzeczywiste lub urojone „korzyści”, które zachód uzyska spełniając uzgodnione w tej koncepcji wymogi. Wszystko, co wykracza poza ten prosty paradygmat jest budowaniem zamku na piasku.
Powyższego paradygmatu, z kulturowych jak mniemam przyczyn, nie są w stanie zaakceptować polscy patrioci. Efekty tego stanu rzeczy tworzą groteskowy klimat wokół tego środowiska, ośmieszając je w oczach postronnych obserwatorów i dając wyraźny sygnał wewnętrznym i zewnętrznym wrogom Polski do całkowitego jej lekceważenia..
Można sobie wyobrażać ile ubawu mieli współcześni amerykańscy politycy, obserwując tuzy polskiej narodowej polityki, za jakie uważa się ministrów
Fotygę i Macierewicza, uganiających się po waszyngtońskich salonach ze „skargą na złych Rosjan”, którzy tym razem powtórzyli zbrodnię katyńską w pobliskim Smoleńsku.
Należy przypuszczać, że państwo ministrowie działali w intencji przysporzenia dobra naszej Ojczyźnie. Niestety ich wysiłki, oprócz darmowego ubawu administracji USA, nie mogły przynieść nic pozytywnego. Tak jak w przypadku Katynia, tak i obecnie, administracja amerykańska zna doskonale kulisy zbrodni w Smoleńsku.
Mało tego, bez przynajmniej cichego przyzwolenia ze strony Waszyngtonu, stary KGB-ta Putin nigdy nie odważyłby się na taki akt agresji wymierzony w państwo będące członkiem NATO.
Publicznie znany jest również cały szereg faktów, które mogą nasuwać przypuszczenie o współdziałaniu krajowych agenturalnych władz w przygotowywaniu smoleńskiego zamachu. A prowadzone działania rządu
gauleiteraTuska zmierzające do tuszowania „niedociągnięć” rosyjskiego śledztwa po nim, każdemu myślącemu człowiekowi nasunęłyby podejrzenie uwikłaniu warszawskich władz w całą sprawę. Dawał zresztą temu przeświadczeniu wyraz sam Pan minister Macierewicz, który z ramienia „polskich patriotów” drobiazgowo badał całą sprawę. Jednakże praktycznym efektem tego przeświadczenia, była histeryczna nagonka na rosyjskiego wroga, którym straszono i nadal straszy się naszych poczciwych patriotów. Czyżby narodowi przywódcy uważali, że rosyjska agentura sprawuje całkowitą kontrolę nad warszawskimi władzami, a Berlin, Bruksela, Waszyngton, czy
Tel Aviv nie mają już nic do powiedzenia? A jeżeli mają, to na jakiego głupca wychodzi „polski mąż stanu”, skarżący się w tych stolicach na działania, które były przez nie same tolerowane, inspirowane, a być może i organizowane?
Dziwne wydaje się rozdmuchiwanie antyrosyjskiej fobii i straszenie w tym kontekście Polaków perspektywą utraty niepodległości, gdy samemu w imieniu Narodu parę lat wcześniej zrezygnowało się z niej, negocjując słynny Traktat Lizboński i ratyfikując go w Sejmie.
Komu może zależeć na tym by Polacy tak bardzo obawiali się ponownego zniewolenia przez Rosję, żeby przeoczyli fakt całkowitego obecnego zniewolenia przez Niemcy, UE i lichwiarską międzynarodówkę?
Czemu, pod groteskowym pretekstem podejrzenia o rzekomą korupcję i rozwiązłość seksualną wicepremiera Leppera, przerwano w połowie kadencję koalicji PiS/Samoobrona/LPR, umożliwiając w następstwie ostateczna konsolidację władzy przez agenturalną PO?
Takie pytania można by mnożyć, ale nie warto, ponieważ jednoznacznej odpowiedzi na nie nigdy nie uzyskamy. Warto natomiast rzetelnie ocenić patriotyczne rządy i ich partie polityczne. I nie należy w tym memencie zwracać uwagi na histeryczny rejwach, jaki natychmiast podniosą „prawdziwi Polacy”, uważający, że jeżeli krytykować to tylko obecne władze, a na „narodowych opozycyjnych przywódców” dmuchać i chuchać, by nam jak najdłużej służyli i nie wypominać im „drobnych potknięć”, bo po co? Przecież innych mężów stanu i tak nie mamy!
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Nie mamy, a powinniśmy mieć! Aby móc wziąć sprawy we własne ręce w momencie gwałtownie destabilizującego się ładu europejskiego i światowego, niezbędne jest wyłonienie przywódców, którzy są w stanie rozeznawać realia polityczne! Ci, których teraz mamy nie chcą lub nie potrafią tego czynić.
Nie należy natomiast marnować czasu na nieustanną krytykę poczynań obecnego
establishmentu. Klarowna konstatacja faktu, że jest on na usługach naszych wrogów, powinien wystarczyć. Tak jak obarczanie winą administracji gubernatora
Hansa Franka za nasze nieszczęścia z okresu okupacji, tak i przypisywanie rządzącym obecnie elitom odpowiedzialności za obecną katastrofę polskiego państwa i narodu, jest pozbawione jakiegokolwiek sensu. Zadaniem zarówno jednych jak i drugich było przecież osiągnięcie takich właśnie rezultatów. To wydaje się oczywiste i logiczne, a pomimo to polscy patrioci nie są w stanie tej tragicznej prawdy przyjąć do wiadomości.
Warto natomiast ocenić skuteczność i poprawność działań tych, którzy twierdzą, że powoduje nimi autentyczna troska o dobro Polski i Polaków. Ale o tym przy następnej okazji
[vi] http://www.bbc.co.uk/news/world-middle-east-19596026
[vii] http://news.yahoo.com/anti-american-fury-sweeps-middle-east-over-film-003133374.html
[ix] http://news.antiwar.com/2012/09/13/report-us-strike-on-iran-would-spark-region-wide-war-push-iran-toward-nukes/