Nie, to nie będzie notka o przyczynach katastrofy w Smoleńsku to będzie mała teoria o tym dlaczego wokół niej zrobiło się to co się zrobiło.
Praprzyczyny sa moim zdaniem dwie.
Po pierwsze legendarna już "pracowitość" Tuska i jego ekipy, która jak tylko pojawił się cień takiej możliwości z radością oddała śledztwo Rosjanom. Inaczej oj ile byłoby zachodu z tym, ile haratnia w gałę stracone, ile pracy, ile urlopów w Dolomitach by przepadło. Bo przecież nie oszukujmy się wtedy Tusk musiałby wykonywać zbyt tytaniczną jak na niego pracę będąc nawet poślednio w śledztwo zaangażowanym. Jednak to nazwę to betka.
Najważniejsza jest jednak druga przyczyna. Otóż Tusk & Company od początku sprawę potraktowali moim zdaniem, ze względu na swą miłość do PR oraz swe przekonanie o mistrzostwie w tej dziedzinie na płaszczyźnie jak to rozegrać propagandowo a nie jak to wyjaśnić. W związku z tym pierwszą myślą i rzekłbym odruchem było jak na tym ugrać punkty sondażowe i raz na zawsze zdeprecjonować głównego wroga, czyli PiS. Najłatwiej poprzez zwalenie katastrofy na śp. Lecha Kaczyńskiego i umacnianie tezy "Ląduj dziadu". Czyli znowu metoda na walenie kijem w klatkę małpy. Co robił i robi Palikot w stosunku do śp. Kaczyńskiego. Dalej wszystko już poszło łatwo. Gładko sterowane przecieki do zaprzyjaźnionych mediów, które zresztą ochotniczo robiły też swoje nawet bez przecieków. Nagłe zwroty akcji, gdy trzeba wyciągało się temat dla przykrycia niewygodnych sytuacji lub nawet afer. Podbijanie temperatury przez podobno nieopaczne wypowiedzi Komorowskiego (sprawa krzyża). Często sprzeczne i niejednoznaczne komunikaty i prokuratury cywilnej i wojskowej nadal pomimo "niezależności" w całości zależnych w dziedzinach personalnych od rządu, Seremet jeszcze niedawno przecież drżał o stołek. Od czasu do czasu przypominanie "Ląduj dziadu". Cóż trzeba przyznać, że PiS dał się w to wciągnąć jak dziecko. Jednak to nie umniejsza tego, że PO z mężykiem stanu na czele, czyli Donaldem Tuskiem potraktowali i traktują katastrofę w Smoleńsku wyjątkowo cynicznie i użytkowo jako paliwo wyborcze. I to PO rozpoczęło grę katastrofą. Bo prawdziwy mąż stanu po takim wydarzeniu wygasiłby nawet swe osobiste antypatie i starał się rozwiązać sprawę jak najspokojniej i najbardziej przejrzyście. Natomiast mężyk stanu sam nie raz brał kij w rękę i okładał klatkę.
Tak więc teraz mamy za przeproszeniem totalną rozpierduchę, która nigdy nie zakończy się już pokojem zrobioną tylko dlatego, że Tusk lubi masować słupki sondażowe.