Katarzyna Józefa Kukieła (l. 52), bizneswoman z Krakowa – czy stanie się dowodem na istnienie porozumienia POnowoczesnej i gangsterów, wymierzonego przeciw rządowi?
Ten wpis przeszedł już do historii:
Podobnie jak zamieszczona tego samego dnia jeszcze odpowiedź przedstawicieli hotelu, stanowczo odcinającej się od wypowiedzi Kaśki.
By zrozumieć, o co naprawdę chodzi, cofnijmy się w czasie. O 9 lat:
’
Lichwa stała się w Polsce źródłem gigantycznych fortun. Z gangami współpracują adwokaci, policjanci i notariusze.
Harował dzień i noc, by spłacić swój dług. Czasem był tak wykończony, że potrafił zasnąć na mrozie pod naprawianym samochodem. W końcu, gdy bandyci zaczęli grozić jego żonie i dzieciom, zgłosił się do Centralnego Biura Śledczego jako pierwsza z kilkudziesięciu ofiar gangu. I choć cała szajka trafiła w końcu za kraty, dla Mariana Radzika to żadna pociecha. Zamiast odzyskać 420 tys. złotych zagrabionych przez gang „Małpy”, dostał rok więzienia za… fałszywe zeznania przeciwko bandytom. (…)
Marian Radzik doskonale pamięta dni, kiedy stawiał się z pieniędzmi u „Małpy”, króla lichwiarzy, urzędującego w krakowskim kantorze przy ul. Wielopole. Najpierw przechodził na zaplecze, potem szedł korytarzem, na którym zawsze kręciło się kilku „karków”. Był jeszcze zakręt w prawo i wreszcie drzwi do „pokoju zwierzeń”. „Małpa” siedział zawsze na wielkim dębowym fotelu jak król na tronie. Krępy, barczysty, obwieszony złotem, z pistoletem u boku. Zamiast berła miał pod ręką ortopedyczną kulę, którą musiał się podpierać po ciężkim wypadku samochodowym. Przed „Małpą” stał potężny stół, na którym bezceremonialnie kładł nogi siedzący z boku wspólnik bossa, Artur Ładocha. Ładochę ofiary wspominają najgorzej. Choć nosił garnitur i markowe buty, był najbardziej chamski.
Radzik wspomina: – Rozmowę zaczynał „Małpa”. Zazwyczaj tym samym pytaniem: „Ile dziś, k…, przyniosłeś?”. Jak było za mało, natychmiast wtrącał się Ładocha: „Wojtek, weź mu przypie…!”.
Wojtek Brudak to znany w Krakowie kick bokser, skazany w latach 90. za handel kokainą. Pełnił funkcję szefa ochrony „Małpy”. Był przy wszystkich rozmowach z dłużnikami, zawsze stał w milczeniu za ich plecami, bawiąc się policyjną pałką. Czasem jej używał. Bił po plecach, pośladkach. Bardzo mocno. (…)
Kiedy siedem lat temu przeczytał ogłoszenie o sprzedaży za jedyne 100 tys. zł domu z dużą parcelą na peryferiach Krakowa, myślał, że chwycił Pana Boga za nogi. Jednak sprzedawcy domu bardzo się śpieszyło, a Radzik nie mógł liczyć na szybki kredyt w banku. Postanowił skorzystać z ogłoszenia reklamującego ekspresowe pożyczki za pośrednictwem kantoru przy Wielopolu. Radzik pożyczył 80 tys. zł i kupił dom. Jednak zaraz po transakcji został zawieziony przez Wojciecha Brudaka do Macieja Kolankowskiego, zaprzyjaźnionego z gangsterami notariusza. Tam sporządzono umowę mającą ukryć lichwiarską pożyczkę. Wynikało z niej, że Radzik odsprzedał dom teściowi „Małpy” za 125 tys. zł. W umowie był jednak paragraf, który mówił, że Radzik ma pół roku na przemyślenie decyzji. Jeśli w tym czasie zwróci teściowi „Małpy” pieniądze, może odstąpić od umowy. Gdy nie zdąży, straci dom. – Suma wpisana do aktu notarialnego to był po prostu mój dług, czyli 80 tys. zł pożyczki plus 45 tys. zł prowizji dla „Małpy”. Jak łatwo policzyć, oprocentowanie wynosiło ponad 50 proc. w skali sześciu miesięcy – opowiada Radzik.
Kilkanaście dni później Radzik zawiózł „Małpie” pierwszą ratę – 60 tys. zł, które otrzymał ze sprzedaży swojego starego mieszkania. Kiedy poprosił o pokwitowanie, usłyszał od Ładochy: „W ryja możesz dostać, a nie pokwitowanie”. Parę miesięcy później, kiedy chciał zwrócić resztę pożyczonych pieniędzy, „Małpa” zakomunikował mu, że oprócz 125 tys. zł Radzik winny jest gangowi również odsetki w wysokości 12 proc. miesięcznie. „Małpa” nie żartował. Na zmianę z Ładochą i Brudakiem zaczęli nękać dłużnika codziennymi telefonami. Straszyli go śmiercią, kalectwem, gwałtem na żonie, porwaniem dzieci. Pod położony na uboczu dom Radzika podjeżdżali też demonstracyjnie „żołnierze” gangu.
– Poddałem się. Zaciągałem kredyty, zapożyczałem u krewnych. Za każdym razem, kiedy przynosiłem większą sumę, Wojtek Brudak wiózł mnie do notariusza, gdzie przedłużano termin spłaty reszty pieniędzy. Tyle że dług wcale nie malał. Tak mnie doili przez trzy lata – twierdzi Radzik.
Do lata 2002 r. przedsiębiorca przekazał gangsterom w sumie 420 tys. zł. Był na skraju załamania. Zbuntował się dopiero po rozmowie telefonicznej z „Małpą”, kiedy usłyszał: „Skurwysynu, zaraz przyjadę, dzieciakom połamię ręce i nogi, a potem do śmietnika wyrzucę. I jeszcze paru Ruskich ci przyślę. Ty zamieszkasz w łazience, a oni w pokojach z twoją żoną”.
– Wtedy zrozumiałem, że jestem pod ścianą – wspomina Radzik. – Chwyciłem topór do mięsa i pojechałem na Wielopole. Zablokowałem samochodem pół ulicy i darłem się, żeby do mnie wyszli. Do dziś dziękuję Bogu, że żaden tego nie zrobił. Kiedy ochłonąłem, wróciłem do domu, a następnego dnia pojechałem na policję. (…)
CBŚ poważnie zabrało się do pracy. Natrafiło jednak na trudnego przeciwnika, dysponującego świetnymi układami w policji. Kiedy jedni funkcjonariusze docierali do ofiar, inni informowali kantorowców o postępach dochodzenia. Tak było w przypadku Pawła Lekszty, biznesmena z Wieliczki, który pożyczył od gangu 400 tys. dolarów, a stracił dom warty 3,5 mln zł. Już kilkanaście dni po złożeniu zeznań Leksztę odwiedzili „żołnierze” z Wielopola. Zagrozili, że jeśli nadal będzie utrzymywał kontakty z „psami”, zostanie inwalidą. Przerażony Lekszta odwołał swoje oskarżenia.
Podobnie stało się z rodziną ormiańskich biznesmenów Khatchikianów, właścicieli hotelu Ester na krakowskim Kazimierzu. Pożyczyli od gangu 470 tys. zł, a zmuszeni zostali do oddania 1,5 mln w gotówce oraz przepisania na gang hotelu wartego 8,5 mln. Żeby podporządkować Ormian, bandyci organizowali całe przedstawienia. Sprowadzali do hotelu innych dłużników i znęcali się nad nimi na oczach Khatchikianów. Pokazywali też wizytówki sędziów i prokuratorów, rzekomo gwarantujących nietykalność mafii. Ormianie stopniowo tracili cały swój majątek. Najpierw zgodzili się oddać gangowi „Małpy” 51 proc. udziałów w spółce zarządzającej hotelem, później powołali na prezesa Andrzeja Gącika, współpracującego z mafią znanego krakowskiego mecenasa. Ten zaś niemal natychmiast zaproponował, by hotel sprzedać Ładosze, prawej ręce „Małpy”, za 40 proc. wartości. Aby przyśpieszyć uzyskanie zgody, przyboczni „Małpy” napadli w środku dnia na ulicy konkubinę właściciela hotelu, łamiąc jej rękę. Poskutkowało. Hotel trafił do gangu. Co prawda Ormianie w końcu zdecydowali się złożyć zeznania, ale kilka miesięcy później – nieustannie zastraszani przez gang – wyjechali z Polski.
Jeszcze na początku 2006 r. przestępcy czuli się całkowicie bezkarni. Jeden z dłużników, Adam Kozicki, w obliczu bankructwa powiesił się. Inni, choć początkowo godzili się zeznawać, zaczęli odwoływać swoje oskarżenia. Jednocześnie składali w prokuraturze oświadczenia, że to CBŚ zmuszało ich do obciążania ludzi „Małpy”. – A co by pan zrobił, gdyby pod szkołą pańskiego 12-letniego syna co kilka dni parkowało bmw z bandytami w środku? – pyta Adam Ciszewski, jedna z ofiar grupy. (…)
Prokuratura Apelacyjna w Krakowie zdecydowała o przeniesieniu śledztwa: z powodu przecieków oraz faktu, że jednym z najważniejszych członków gangu okazał się Kolankowski, mąż krakowskiej prokurator. Sprawa trafiła do Kielc i dopiero wtedy ruszyła z kopyta. Aresztowano 16 członków grupy, w tym Kolankowskiego oraz współpracującego z mafią kolejnego notariusza, Roberta Ludźmińskiego. Za kratki trafił również mec. Andrzej Gącik, który pomógł przejąć hotel Ester. Adwokat otrzymał też inny zarzut – ostrzegł Artura Ładochę przed aresztowaniem. Nie wiedział, że rozmowa jest nagrywana. Ładocha zdążył uciec i jest poszukiwany listem gończym.
Gang doprowadził do ruiny co najmniej 30 osób (wiele nadal boi się zeznawać). Przejmował działki budowlane, mieszkania oraz kamienice na terenie Małopolski i Podhala. Zarekwirowany na poczet kary majątek bandytów sięga 20 mln zł. Śledztwo trwa nadal i wciąż się rozrasta. Wiele wskazuje na to, że ofiar mogły być setki. (…)
Nawet najlepsze prawo nie działa w świecie, którym rządzą przekupni policjanci, prokuratorzy i adwokaci.
Niektóre nazwiska zostały zmienione
http://polska.newsweek.pl/dobry-czas-dla-lichwy,9361,1,1.html
Wtedy jeszcze „Newsweek” nie był własnością Ringier Axel Springer Polska a redaktorem naczelnym był Michał Kobosko.
A teraz uwaga – gangster „Małpa” naprawdę nazywa się… Edward Kukieła.
Z kolei powiązanie Kasi Józi z Arturem Ładochą widać w krakowskiej firmie PTF Kraków sp. z o.o.( KRS: 0000420192). Kasia Józia i Arturek pełnią odpowiedzialne funkcje wiceprezesów. Co prawda z ostatniej informacji, jaką znalazłem w necie, a dotyczącej Ładochy, wynika, że jest on ścigany listem gończym.
To przecież nie jedyne informacje, wskazujące na układ, jakim funkcjonuje PTF Kraków sp. z o.o.
Nowy wątek w aferze sopockiej. Przestępca z Krakowa po kupieniu atrakcyjnej nieruchomości od miasta Sopot zatrudnił syna szefa tamtejszej Platformy Obywatelskiej. Sprawę bada Centralne Biuro Antykorupcyjne i gdański wydział ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej – donosi „Rzeczpospolita”. – To bzdura! Każdy ma prawo zatrudnić się tam, gdzie chce – komentował w TVN24 prezydent Sopotu Jacek Karnowski.
Chodzi o zakup od miasta Sopot budynku domu dziecka, w którym dziś jest luksusowy hotel – Villa Baltica. Jego właścicielem w 2004 r. została krakowska firma KFT, którą formalnie kieruje poszukiwany listem gończym Artur Ładocha. Według śledczych stał on na czele gangu lichwiarzy z Krakowa, powiązanego z tamtejszymi prawnikami i bandytami z Pruszkowa.
Za likwidowany dom dziecka, wyceniony przez rzeczoznawcę na ponad 2,1 mln złotych, KFT zapłaciła pół miliona mniej. W wyniku transakcji zatrudnienie w KFT miał znaleźć syn szefa sopockiej PO Jakub Woźniak, który wcześniej był asystentem znanego pomorskiego polityka Aleksandra Halla. Firma KFT po kupnie domu dziecka w 2004 roku rozpoczęła przebudowę budynku. O modernizacji i przebiegu inwestycji spółka chwaliła się mediom: – Otwarcie planujemy na połowę lipca – mówił w czerwcu 2005 roku lokalnemu dodatkowi „Gazety Wyborczej” Jakub Woźniak, podpisany jako „przedstawiciel krakowskiej spółki, budującej hotel”.
http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/jak-gangster-dal-prace-synowi-polityka-po,86691.html
Dla porządku odnotować należy, że Jacek Karnowski pośrednio zaprzecza i bagatelizuje powyższe informacje. Póki co jednak jego proces i dwóch innych trwa, mimo wyroku uniewinniającego w pierwszej instancji.
Gdańska prokuratura apelacyjna złożyła w sądzie apelację od wyroku uniewinniającego prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego i dwie inne osoby w sprawie tzw. afery sopockiej. Zdaniem śledczych sąd niewłaściwie ocenił fakty i błędnie zinterpretował prawo.
http://fakty.interia.pl/polska/news-afera-sopocka-prokuratura-zlozyla-apelacje,nId,2147119#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Kasia Józia niewątpliwie skłamała, stwierdzając, że PAD był w restauracji należącej do niej.
Nie skłamała jednak pisząc, że nie broni koryta.
Przytoczone wyżej fakty świadczą o tym, że Kasia demonstruje przeciw zapowiadanej i już realizowanej polityce karnej polskiego rządu.
Przeciw zmianom w organizacji prokuratury i zmianie w prawie karnym.
Bo jeśli Artur Ładocha nadal jest poszukiwany listem gończym nowela PiS przywracająca poprzedni okres przedawnienia oznacza, że będzie musiał kilkanaście lat dłużej się ukrywać.
No i ta zapowiedź odbierania majątków pochodzących z przestępstw…
Wygląda na to, że KOD wspierają banksterzy pospołu z gangsterami.
21.03 2016
4 komentarz