W czasie Powstania Warszawskiego dowódca rzezi Woli. Zamordował 65 tys. Polaków. Nigdy nie odpowiedział za swoje zbrodnie wojenne. Z generalską rentą od władz niemieckich zmarł dopiero w 1979 r. – podaje prawy.pl.
Heinz Reinefahrt już od 5 sierpnia 1944 r. na Woli zgodnie z rozkazem Himmlera rozstrzeliwał wszystkich Polaków. Ginęli nie tylko powstańcy i żołnierze, ale także kobiety, dzieci, starcy, pacjenci w szpitalach, ranni. W ciągu niespełna kilku dni jego oddziały zamordowały 50 tys. ludzi.
Na Woli na przeciwko Kościoła Św. Wojciecha stoi do dziś obelisk – miejsce uświęcone krwią Polaków, który na płycie ma wyrytą liczbę zamordowanych – tylko w tym jednym miejscu – 12 tys. Polaków. Swoje rozkazy wypełniał na tyle gorliwie, że w raportach do dowództwa donosił, że skończyła mu się amunicja do rozstrzeliwań.
Po wojnie nigdy go nie osądzono. Najpierw jego ekstradycję uniemożliwili alianci. Później sąd w Hamburgu zwolnił go z powodu… braku dowodów. W 1951 r. został wybrany na burmistrza miasta Westerland na wyspie Sylt z partii o wdzięcznej nazwie Blok Wszechniemiecki/Blok Wypędzonych ze Stron Ojczystych i Pozbawionych Praw. Mimo ciągłych próśb władz PRL o ekstradycję władze niemieckie konsekwentnie odmawiały i na starość przyznały mu generalską rentę.
Heinz Reinefarth dożył spokojnej starości przez nikogo niepokojony. Zmarł 7 maja 1979 r. w swojej rezydencji na wyspie Sylt. Nigdy nie poniósł odpowiedzialności za swoje zbrodnie.
Więcej:
"Szef Dzialu Ekonomicznego Nowego Ekranu. Dziennikarz z 10-letnim stazem. Byly z-ca szefa Dzialu Biznes "Wprost"."