Jest wykonywana w Polsce z powodzeniem, już od ponad dziesięciu lat, metodą na „chybił-trafił”, i stanowi oczywistą zbrodnię osób, które zainspirowały ten proceder. Są to m.in. zm. Lech Kaczyński i Zbigniew Ziobro.
kara śmierci
znowu jest wykonywana w Polsce z powodzeniem, już od ponad dziesięciu lat, metodą na „chybił-trafił”, i stanowi oczywistą zbrodnię osób, które zainspirowały ten proceder. Są to m.in. zm. Lech Kaczyński i Zbigniew Ziobro. W przeciwieństwie do niczym nie popartych, wziętych z sufitu czystych zmyśleń Zbigniewa Ziobry o rzekomym „warunkowym zwalnianiu” niebezpiecznych zabójców (liczby, panie! konkrety!!!), istnieją konkretne liczby – przerażające – o skali „obywatelobójstwa”, które odbywa się w Polsce pod pretekstem więzienia osób, które (cyt.) „mogłyby popełnić przestępstwo”.
Głośny przypadek pana Bogdana Goczyńskiego, to pryszcz na górze lodowej. A przecież wykonano na nim – de facto – wyrok śmierci cywilnej, co w zupełności wystarcza do tego, aby „z braku kata”, być ZMUSZONYM do popełnienia samobójstwa. Bo zanim pan B. Goczyński oczyści swoje dobre imię, niezbędne do prawidłowego i szczęśliwego funkcjonowania w każdej sferze (nawet kontaktów z dziećmi), ukończy on jakieś 100 lat. Tyle mu zajmie dochodzenie oczywiście należnego mu oczyszczenia ze sfabrykowanych zarzutów. Takich ludzi są w Polsce całe tysiące, licząc od roku 2000, kiedy szaleństwo Lecha Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry nabrało mocy prawnej – „zamykać w więzieniu, aresztować’ każdego, kto MÓGŁBY (rzekomo) popełnić przestępstwo. Przypadek pana Bogdana Sobczuka. Przypadek pana Dariusza Bojdy. Przypadek doktora G. A tysiące pozostałych, anonimowych osób, które de facto RAZ NA ZAWSZE utraciły zaufanie otoczenia? (bo bycie „w więzieniu” oznacza dla polskiego motłochu dożywotnie pozbawienie wszelkich racji i praw). jestem za karą śmierci, ale na początek dla tych, którzy się tą karą posługują na „chybił-trafił” – żądając przy tym „uproszczenia procedur karnych”, co w ich neofaszystowskich umysłach oznacza „zrezygnujmy z postępowania dowodowego, bo jest czasochłonne i kosztowne”. Przepracowanie sądów i prokuratur to brednia zmyślona pod tezę żądań płacowych. Każdy, kto miał do czynienia z armią symulantów tworzących aparat „wymiaru sprawiedliwości” wie, że całe to przepracowanie wynika z uchylania się od pracy. Połowę branych na warsztat spraw należałoby z urzędu umorzyć, chociażby z uwagi na „znikomą szkodliwość społeczną”. Dlaczego nie są te sprawy umarzane? bo wtedy powstałyby „wolne moce” przerobowe, wyszłoby na jaw faktyczne oblicze „szarej codzienności” prokuratur i sądów, gdzie czas na wypełnienia obowiązków zajmuje może dwie godziny dziennie, a reszta czasu pracy – to plotkowanie, picie kawy, gry komputerowe, umawianie się na wspólny urlop w Austrii na nartach, narzekanie na niskie pensje, i ogólne „nudy”. Z drugiej strony, kogo mają ci ludzie ścigać? prawdziwe mafie i bandziorów zaprzyjaźnionych z ludźmi „trzymającymi władzę”? owszem, do prokuratur i sądów trafiają zwykle najtępsi z absolwentów prawa, ale niekoniecznie od razu „szaleńcy”, żeby się „kopać z koniem”….
Zabijają więc przypadkowe ofiary, łatwe i podatne, bo każdy kto spędził choć trochę czasu w areszcie/więzieniu na zawsze nosi w Polsce stygmat „bandziora”, co skutkuje trwałym zniszczeniem więzi rodzinnych, relacji społecznych z otoczeniem ofiary prewencyjnego aresztowania, utratą dorobku zawodowego itp. itd. kara śmierci JEST w Polsce wykonywana, i zebrała większe żniwo, niż cały komunistyczny terror PRL-u. Ot, CBDU!
[CBDU – „co było do udowodnienia”. Wyjaśniam ten skrót tym osobom, które są na bakier z kursem matematyki i logiki na poziomie szkoły średniej].