Kapitalistyczne (a raczej kapytalystyczne) buble gorsze od komunistycznych
11/09/2011
496 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
Bubel to towar wadliwy, bezwartościowy, wybrakowany. Za tzw. komuny często mówiło się i pisało o bublach, można było łatwo je kupić w sklepie.
Państwowe wówczas zakłady produkowały takie buble, ponieważ nie tylko nie było konkurencji, to jeszcze wypłata nie zależała od efektów w pracy. Zapewne pamiętamy powiedzenie „czy się stoi, czy się leży, pięć tysięcy się należy”. Słyszało się i czytało o wadliwych odkurzaczach, krzywych meblach etc.
Niemniej jednak w tych komunistycznych „bublach” jeżeli np. zaczep miał utrzymać duży ciężar, to nie był wykonany z plastiku, tylko z blachy o odpowiedniej grubości, a śruby podtrzymujące np. ciężki materac od tapczanu były odpowiedniej wielkości i grubości, żeby mogły utrzymać ciężar, dzięki czemu ówczesne meble i inne urzadzenia można było użytkować nawet przez dziesiątki lat bez napraw, a dzisiaj do tego celu stosuje się zaczepy i śrubki nadające się do powieszenia niewielkiego obrazka na ścianie, a nie do dźwigania dużego ciężaru. Efekt tego jest taki, że dany mebel czy sprzęt trzeba naprawiać nieraz po kilku miesiącach użytkowania, bo się rozwala.
Ostatnio miałem okazję kupić parę produktów (w sklepie, a więc podobno fabrycznie nowych) w których po kilku miesiącach użytkowania musiałem dokonać kilku drobnych napraw. Naprawy polegały na niewielkich przeróbkach mechanicznych w meblach czy w sprzęcie AGD, gdzie zamiast mocnych śrub czy blach producenci zastosowali o wiele słabsze wkręty czy plastikowe zaczepy.
Oto parę przykładów:
· w kosiarce do trawy producent wykonał plastikowy zaczep na kosz, który złamał się pod ciężarem trawy po kilku miesiącach użytkowania kosiarki, w wyniku czego kosz spadał – zrobiłem zaczep metalowy z kawałka grubszej blachy i trzyma już kilka lat,
· podobną usterkę miałem w odkurzaczu ogrodowym – również wykonałem zaczep metalowy trzymający worek na śmieci,
· w łóżku zastosowano małe wkręty mocujące wspornik materaca do skrzyni, pod ciężarem tego materaca „wyrobiły się” otwory i wkręty puściły – wystarczyło wywiercić otwory na wylot i zrobić mocowanie za pomocą tzw. śrub zamkowych,
· w tym samym łóżku musiałem wykonać mocowanie boków za pomocą kątowników, bo oryginalne zaczepy blokowane śrubami po prostu co chwilę puszczały,
· podobne usterki miałem w dziecięcej komódce, puszczały zaczepy mocujące szuflady,
· dziecięcy rowerek 3-kołowy, kosztował 350 zł, a rozwalił się po 3 miesiącach, na szczęście mam kolegę spawacza, który mi go za darmo pospawał i rowerek teraz wytrzyma z 10 lat, a może dłużej,
· i wiele, wiele innych, którymi nie zamierzam zanudzać szanownych Czytelników.
Dodam, że te naprawy i przeróbki nie wpłynęły na estetykę wykonania mebli czy sprzętu, a ich koszt był niewielki, bo w końcu ile może kosztować te parę śrubek + kawałek blaszki? Najwyżej kilka złotych. To kropla w morzu w porównaniu do ceny mebla, nawet tego tańszego, wykonanego z płyty wiórowej, czy kosiarki lub innego sprzętu. Jeżeli ja w domu (dodam, że nie prowadzę tu warsztatu usługowego) mogę dokonać takich przeróbek korzystając jedynie z wiertarki, szlifierki kątowej (czyli tzw. gumówki) oraz paru ręcznych narzędzi, jak śrubokręty czy kombinerki, to czemu takich rozwiązań nie stosują producenci, którzy dysponują specjalistycznymi maszynami i narzędziami, o wiele lepszymi, niż te, które mam w domu? Jaka jest tego przyczyna? Bo chyba nie wzrost kosztów produkcji i cen. Jeżeli mebel kosztuje np. 600 zł, kosiarka 200 zł, to jaki wpływ na cenę produktu miałby koszt tych paru dodatkowych blaszek i śrubek, które w pierwszym lepszym sklepie z artykułami przemysłowymi kosztują ok. 5 zł?. Moim zdaniem żaden, klient przy zakupie by nawet tego nie odczuł. Chyba sprawdza się tu inne powiedzenie: „jeżeli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze”. Producenci zapewne liczą, że po roku klient zamiast naprawić we własnym zakresie daną rzecz po prostu kupi nową albo zakupi oryginalną część zamienną albo odda uszkodzone urządzenie do autoryzowanego serwisu i interes się kręci.
Rozumiem, że zapewne producenci też liczą na to, że niektórzy użytkownicy nie umieją trzymać w ręku młotka czy śrubokręta i po roku kupią nowe łóżko czy szafkę, bo „stara” się rozwaliła, ale niech wtedy cena tego mebla będzie adekwatna do jego jakości, np. 100 zł. Wtedy taki tani mebel mogę wymienić sobie raz na rok. Ale jeżeli koszt takiego mebla wynosi 600, 1000 i więcej złotych, to ja jako klient życzyłbym sobie, żeby ten mebel wytrzymał co najmniej 10 lat bez napraw.
Dodam, że mam w domu jeszcze kilka tych „komunistycznych” bubli, w tym mebli i drobnych sprzętów sprzed 20 i więcej lat i – odpukać – służą one do dziś bez większych napraw. Dzisiejsze nie wiem, czy tyle by wytrzymały.