Jak wszyscy pewnie słyszeli, ksiądz kardynał Dziwisz podarował Robertowi Kubicy, w dość zresztą szczególny sposób, relikwiarz z krwią i fragmentem szaty Jana Pawła II. Bardzo to cenny dar, zwłaszcza dla katolika i patrioty, jakm niewątpliwie jest nasz najlepszy kierowca wyścigowy. Jednak trudno dziwić się głosom oburzenia, które natychmiast podniosły się wśród wiernych. Ksiądz Dziwisz, jak się wydaje, osiągnął dokładnie to, co zamierzał – pokazał swój wzgardliwy stosunek do kultu Jana Pawła II, do narodu polskiego i polskiego Kościoła. Dziękujemy księże kardynale za tak jasną prezentację swoich poglądów, Bóg zapłać! Jego posunięcie ma charakter szyderczy, choć upozorowane jest na gest łaski i poparcia. Na pewno jest to dla Roberta Kubicy dar równie hojny, co wprawiający w zakłopotanie. Zwłaszcza przez sposób, w […]
Jak wszyscy pewnie słyszeli, ksiądz kardynał Dziwisz podarował Robertowi Kubicy, w dość zresztą szczególny sposób, relikwiarz z krwią i fragmentem szaty Jana Pawła II.
Bardzo to cenny dar, zwłaszcza dla katolika i patrioty, jakm niewątpliwie jest nasz najlepszy kierowca wyścigowy. Jednak trudno dziwić się głosom oburzenia, które natychmiast podniosły się wśród wiernych. Ksiądz Dziwisz, jak się wydaje, osiągnął dokładnie to, co zamierzał – pokazał swój wzgardliwy stosunek do kultu Jana Pawła II, do narodu polskiego i polskiego Kościoła. Dziękujemy księże kardynale za tak jasną prezentację swoich poglądów, Bóg zapłać!
Jego posunięcie ma charakter szyderczy, choć upozorowane jest na gest łaski i poparcia. Na pewno jest to dla Roberta Kubicy dar równie hojny, co wprawiający w zakłopotanie. Zwłaszcza przez sposób, w jaki został przekazany. Oczywiście można próbować budować tu narrację "ozdrowiałem za wstawiennictwem JPII", ale nie pasuje to ani do Roberta (który skrzętnie chroni swą prywatność) ani do sytuacji.
Dziwisz najwyraźniej uznał, że to dziwaczne pomieszanie sacrum i profanum pozwoli mu upiec na jednym ogniu parę pi-arowskich półgęsków – zyskać przychylność fanów sportu, a zarazem zademonstrować swój dystans do idei beatyfikacji Karola Wojtyły. Co ładnie komponuje się z coraz bardziej widoczną niechęcią episkopatu do włączenia się w organizację udziału Polaków w uroczystościach beatyfikacyjnych.
Kapciowy jednak zawsze pozostanie kapciowym, choćby i oblec go w purpurę i tiarę nałożyć na łysą głowę.
Cóż w tej sytuacji czynić ma Robert? Nie dość, że ledwo wywinął się kostusze, że cierpi, z trudem wracając do zdrowia, to nałożono na niego taki wizerunkowy problem. Uczyni, co zechce, ale moim zdaniem, powinien po wyjściu ze szpitala złożyć relikwiarz jako wotum wdzięczności za ocalenie życia – choćby i w tym kościele, obok którego się rozbił, chyba, że jest jakaś świątynia, z którą bardziej czuje się związany. Wówczas pokazałby wysoką klasę, takt i honor, dystansując w tym względzie towarzysza kardynała tak, jak w swoim bolidzie dystansuje najsłabszych rywali w stawce.