Uzyskanie przez prezesa Kaczyńskiego deklaracji na piśmie Davida Camerona, że cięcia w polityce spójności, powinny dotyczyć tylko krajów o najwyższym poziomie rozwoju (czyli większości krajów starej unii), jest nie lada sukcesem.
1. Po wydarzeniach wczorajszego dnia w tym po konferencji prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego na temat jego ustaleń dokonanych z premierem W. Brytanii Davidem Cameronem w sprawie budżetu UE na lata 2014-2020, runęła strategia Platformy i Donalda Tuska, mająca na celu obciążenie szefa brytyjskiego rządu i pośrednio Prawa i Sprawiedliwości za ewentualne niepowodzenia w staraniach o pieniądze dla Polski z funduszu spójności i w ramach Wspólnej Polityki Rolnej (WPR).
Taką strategię opracowali jakiś czas temu PR-owcy Platformy i coraz częściej jest ona używana w debacie publicznej zarówno przez posłów tej partii jak samego Donalda Tuska.
Najkrócej można ją przedstawić następująco. Ponieważ W. Brytania chce cięć w budżecie UE w wysokości około 200 mld euro i zagroziła vetem jeżeli ograniczeń wydatków nie będzie, Platforma ukuła tezę, że to Brytyjczycy, są główną przeszkodą w osiągnięciu porozumienia budżetowego.
Co więcej skoro europosłowie Prawa i Sprawiedliwości są w jednej frakcji w Parlamencie Europejskim z brytyjskimi konserwatystami z partii Camerona, to właśnie ta partia będzie winna (choć od 5 lat jest przecież w opozycji), jeżeli premierowi Tuskowi, nie uda się wynegocjować obiecanych w kampanii wyborczej 300 mld zł na rozwój regionalny.
2. Mimo tego, że Platforma rządzi już w Polsce od 5 lat i według jej prominentnych działaczy, dopracowała się doskonałych relacji z kanclerz Niemiec Angelą Merkel, która przecież „rozdaje karty” w UE, w sprawach budżetu UE na lata 2014-2020, szefowa niemieckiego rządu, niestety nie popiera polskich postulatów.
Niemcy domagają się cięć w tym budżecie w wysokości co najmniej 130 mld euro i to proporcjonalnie zarówno w polityce spójności jak i w WPR, bez oszczędzania krajów słabiej rozwiniętych.
W tej sytuacji uzyskanie przez prezesa Kaczyńskiego deklaracji na piśmie Davida Camerona (potwierdzili ją także brytyjscy konserwatyści w debacie na budżetem w PE), że cięcia w polityce spójności, powinny dotyczyć tylko krajów o najwyższym poziomie rozwoju (czyli większości krajów starej unii), jest nie lada sukcesem i aż dziw bierze, że Donald Tusk w dalszym ciągu uważa W. Brytanię za głównego negocjacyjnego przeciwnika.
Jeżeli dodamy to tego informację, że w obecnym 7-letnim unijnym budżecie, środki z funduszu spójności aż w 40% trafiły do krajów starej unii (a jest to przecież fundusz na wyrównanie poziomów rozwoju w starych i nowych krajach UE), to nie ulega wątpliwości, że propozycja Camerona, ma głęboki ekonomiczny i polityczny sens.
3. Nie wiadomo wprawdzie czy czwartkowo – piątkowy szczyt UE zakończy się jakimiś wspólnymi ustaleniami budżetowymi ale nie ulega już wątpliwości, że niepowodzenia w tym zakresie Tusk, nie będzie mógł już zwalić na Camerona, a w Polsce na Kaczyńskiego.
Zresztą do tej batalii w Brukseli, Tusk wystartował na kolanach, mówiąc w polskim Parlamencie, że będzie zabiegał o 300 mld zł na fundusz spójności i 100 mld zł na WPR, podczas gdy w projekcie unijnego budżetu Komisja Europejska przewidziała dla Polski 80 mld euro na fundusz spójności (skromnie licząc 320 mld zł) i 35 mld euro na WPR bez wyrównania dopłat bezpośrednich (skromnie licząc 140 mld zł).
Jeżeli poważnie brać deklaracje rządu Tuska, że zabiega o wyrównanie dopłat bezpośrednich do tzw. średniej unijnej (czyli około 270 euro na hektar, przy obecnych 190 euro na hektar), to na ten cel, Polska powinna otrzymać dodatkowe 7 mld euro.
Razem więc na fundusz spójności i WPR, Polska powinna otrzymać co najmniej 490 mld zł, więc wystartowanie przez Tuska z pułapu 400 mld zł jest gigantyczną wpadką negocjacyjną, której nie da się przykryć ani zamachem „bombera” na władze państwowe ani wnioskiem o Trybunał Stanu dla Kaczyńskiego i Ziobry.
Skoro dodatkowo jeszcze za brak sukcesu w negocjacjach budżetowych, nie da się obciążyć Camerona, a pośrednio znowu Kaczyńskiego, to co wymyślą teraz rządzący, żeby odwrócić uwagę Polaków od swoich „sukcesów”? Aż strach się zastanawiać.