KULTURA
Like

Jubileusz Konfraterni Sztuki Totalnej

26/04/2016
1241 Wyświetlenia
0 Komentarze
29 minut czytania
Jubileusz Konfraterni Sztuki Totalnej

Czas płynie, taką ma właściwość, a więc jubileusze – to często stosowana przez twórców forma rozliczania przeszłości, często prognozowania przyszłości, czasem mitologizowania dorobku. Najlepiej, jeśli jest co wspominać, co projektować, czym się chwalić – ale nie zawsze taka gradka się zdarza, często trzeba rozliczyć przeszłość z błędów, fałszywych mitów, przekłamań, aby tą drogą dokonać swoistego katharsis, oczyścić wizerunek własny i godnie stawić czoła wyzwaniom przyszłości, bowiem to ona jest prawdziwym wyzwaniem, a przeszłość – preparowana i zakłamana – może być jeno balastem, tak…

0


TOTART logo

Obchody poważnego, jak gołąb pocztowy, czy wół piżmowy jubileuszu Tranzytoryjnej Formacji TOTART organizuje Fundacja Transgressive Art, zaś fundusze pochodzą z grantów UM w Gdańsku, a członkowie TOTART-u otrzymali od Prezydenta Adamowicza „zawrotne” w swej materialnej wymowie nagrody okolicznościowe à 1 500 zł, nieprawdaż? Fundacja Transgressive Art, to organizacyjne dziecko Marka Wojtasika, a ideowa progenitura kreślącego te słowa, zaś impreza okolicznościowa (nie event!), to owoc ciężkiej pracy dokumentacyjno-organizacyjnej: Paulusa, Marka Wojtasika, Zbyszka Sajnóga i Pana Kabali. Dzięki za społecznikostwo z krwi i kości! Dla zainteresowanych, do wglądu 2-dniowy program obchodów rocznicowych. Serdecznie zapraszam wszystkich, którzy poszukują prawdy o korzeniach swej świadomości i jakości egzystencji. Bagnet czujności na broń obywatelskiej aktywności, granatem dociekliwości wal w głowę mity pseudonarodowe i fikcje artystyczne, często barwnie debiliczne!

PLAKAT 30LAT TOTARTULogoTA

I jeszcze dodam, dla kronikarskiej rzetelności, że obchody jubileuszu TOTART-u urządza także Konjo w Łaźni II w Nowym Porcie, ale bez konsultacji z „Ojcem chrzestnym” TOTART-u – Zbyszkiem Sajnógiem, bez krytycznej refleksji, w poczuciu radosnej „słuszności politycznej” i w duchu lalamidyczno-bigcycowym. Nie będę przedstawiał tu swych opinii, ale dla porządku – wedle pomyślunku, kreacje artystycznego wizerunku, tak… I jeszcze smutna refleksja, jak zwykle, nad Wisłą, każda sprawa „nie jedno ma wymię” i zazwyczaj moje jest najmojsze, ale cóż, taka jest cena demokracji, każdy może swoje robić, głosić swoje, jeśli wyznaje medyczną zasadę: Primum – non nocere! (Po pierwsze – nie szkodzić), no i jeśli ta demokracja jest realna, a nie malowana. I to tyle, resztę wydziobały gile.

AntoniK

PS: Poniżej tekst, przygotowany do publikacji w Jubileuszowej Jednodniówce.

Sajnóg i AntoniK

Zbyszek Sajnóg i AntoniK

  

TOTART.

Kij w mrowisko, czyli nie ma tego złego, co by efektu nożyc nie wywołało.

Refleksje nad filmem „TOTART. Odzyskiwanie rozumu”

(Kilka fragmentów)

Wprowadzenie

   Po przeczytaniu Listu otwartego Zbyszka i uczestnictwie w festiwalowej dyskusji po projekcji filmu w ECS, poczyniłem wiele osobistych zapisków, które rozdęły się do rozmiarów wielkiego elaboratu, ale nie o „me widzenie rzeczy” tu chodzi, ale o sprawy zasadnicze, pytania o naszą aktualną kondycję kultury, człowieczą uczciwość i dramatyczną kwestię „niczeańską”, a mianowicie: „Kto włada historią, ten tworzy teraźniejszość”. Film był z założenia historią Totartu i także jego Protagonistów współczesnością. Był z założenia, ale de facto stał się jedynie „tubą propagandową” mitologii już wylansowanej, jednostronną prezentacją dokonań na polu „zbiorowej klaunady”, demonstracją skandalizującej formy, za którą ukrywał się postulat ideowy postawiony przez Zbyszka Sajnóga, a mianowicie: „Pytanie o kondycję człowieka w osaczeniu totalitarnym, po wojennym koszmarze, który nie miał moralnego katharsis, więc skutkował stanem permanentnej, narodowej traumy”. Pytanie dramatyczne i dociekliwe, do którego artystycznego dociekania używano w działaniach wspólnych Totartu narzędzi równie dramatycznych, co groteskowych, walczono z powszechną głupotą i uśpieniem „cepem absurdu” i „elektrowstrząsem” przekraczania tabu kulturowego. To była, że tak zdefiniuję, „społeczna homeopatia”, leczenie posępnego, politycznego absurdu przy pomocy absurdu prześmiewczego, sztubackiej „gęby”, klaunady formalnej dla uzyskania refleksji i „przebudzenia” odbiorców dla stawiania czoła komunistycznemu osaczeniu. Zatem strategia klaunerskiego prześmiewstwa miała swój kontekst, nie aspirowała do „uniwersalnego narzędzia zwalczania zła”. (…)

   Zawsze kiedy opisujemy zjawisko, zasadniczo interesuje mnie odbiorca. W filmie nie było głosów odbiorców, historycznych świadków działań Totartu. Ani namaszczonych, krytycznoliterackich, ani kumplowskich, relacji licznych obserwatorów, co mieli wiele, twórczego, często odkrywczego do powiedzenia. Nie było przeciwwagi dla „pasji mitologicznej” kilku Protagonistów filmu, a także wypowiedzi „demitologizujące” Zbyszka nie zostały w całym spektrum przedstawione. Powstała, więc „hybryda filmowa”, zaśpiew zadowolonych, ulokowanych w strukturach maskultury III RP (…) i votum separatum Zbyszka, nie tak czytelne, aby odbiorca dowiedział się, że dokonania Totartu nie były tylko „sztubacką klaunadą”, ale „dramatyczną szamotaniną, walką o prawdę czasu w formie „nadwiślańskiej donkiszoterii”. Zatem, kto rozumie prawdziwe przesłanie dzieła Cervantesa, ma klucz do zrozumienia Totartu. Don Kichote, to poważny, solenny rycerz, ale walczący o swoje w groteskowej formie, bo taki jest jego wybór. Totart także wybrał pomiędzy „sztubacką hecą”, a klasyczną, polityczną batalią, wybrał język swego sprzeciwu. Ale po obejrzeniu filmu Totart. Odzyskiwanie rozumu odbiorcy nie będzie łatwiej pojąć ten mechanizm, bowiem film utrwalił stereotypy, a nie dotknął Prawdy. Nie odcedził złotych samorodków od szlamu. Był o krok od dotknięcia sedna sprawy, nie uczynił go, epatował szlamem. Tak…

totart na ulicy

Totart na ulicy

Co z tego wyszło…

   Film o Totarcie, to przysłowiowy „kij w mrowisko”, być może nie zaplanowany w tym wymiarze przez Protagonistów i Reżysera, ale tak wielki potencjał „duchowego dynamitu” rozpętany przez młodych artystów nie zmieścił się w formule komercyjnego obrazu, jaką ostatecznie przyjął Reżyser, ale musiał znaleźć swe ujścia poboczne, także w formie rejestrowanych medialnie komentarzy i Listu otwartego Zbyszka, który wyjaśnił skrupulatnie, jak film rozminął się z jego oczekiwaniami, a On był przecież Spiritus Movens Totartu! Zatem jego głos, założyciela i ideowego „programisty”, powinien się liczyć, ba powinien być wskazówką, co istotnego, merytorycznie i w odbiorze społecznym, przekazał Totart, jako ponadczasową spuściznę, a zatem co było ziarnem, a co plewami szczeniackich, obrazoburczych ekscesów i estradowego komedianctwa, bez istotnej wagi intelektualnej i refleksyjnej, ale po latach stanowiących ową barwną „legendę” Totartu. I właśnie przeciw tej legendzie, przeciw barwnemu naskórkowi zjawiska społecznego i intelektualnego, zwanego Totartem występuje ze swym sprzeciwem, swym votum separatum, Zbyszek. Doskonale to rozumiem, są też na ten stan rzeczy odpowiednie przysłowia np. „Nie ucz ojca robić dzieci” czy porzekadła: „Teraz już wiemy, co autor chciał przez to powiedzieć”, więc niezadowolenie Zbyszka z wykreowania wizerunku „Konfraterni Klaunów i Jajcarzy”, miast ludzi, tragikomicznie broniących swej ludzkiej tożsamości i przełamujących marginalność i anonimowość w bezbarwnym tłumie „mas ludowych”. Zbyszek chciał upublicznienia swojej prawdy. Zwyciężyła i poszła w świat „prawda ekranu” (…). Ale co najważniejsze, film niezamierzenie, ale skutecznie wywołał niespodziewaną dyskusję na tematy mocno przekraczające faktografię i mitologię formacji tranzytoryjnej Totart i jej roli społecznej w schyłkowym okresie PRL…

Mesjago

Mesjago

Dyskusja prawie narodowa

   I tak z dyskusji o samym filmie stał się dyskusją o prawdziwym obliczu naszej kultury… Kultura jest zjawiskiem żywym, trochę nieobliczalnym, ale postrzegana w optyce „poprawności politycznej” jest tylko „właściwą interpretacją”. Wiadomym jest, że to „historyk pisze historię”, a nad nim wisi „bat ideologiczny”. Po recepcji filmu o Totarcie możemy uświadomić sobie także, że to Reżyser lansuje „poprawną wersję kultury”, bowiem Totart jest zjawiskiem kulturowym, nie gastronomicznym czy skatologicznym. Można zapytać, dlaczego tak postępuje, ale pytanie jest retoryczne. W tym pytaniu nie ma złośliwego oskarżenia, jest analiza zakamuflowanego, negatywnego zjawiska. Za państwowe pieniądze nie powstanie nic „niesłusznego”, dlatego też „dobry reżyser”, mając doświadczenia, wie jak „sprawę naświetlić”. Wie zatem, że jest we władzy demonów, które sprawią, że odniesie sukces, lub zamknie sobie do niego drogę. Wie to intuicyjnie, niekoniecznie cynicznie. Te demony, to „poprawność polityczna” i „oglądalność”. Proszę o wskazanie polskich, współczesnych reżyserów, co kpią sobie z tej demonicznej uzurpacji. I dlatego Bartek Paduch nie czuje „nacisku cenzuralnego”, bowiem stosuje powszechnie praktykowaną w Kraju nad Wisłą „racjonalną” postawą reżysera…

   Jako uczestnik filmu, Przyjaciel „Aktywistów” Totartu, ze szczególnym wskazaniem Zbyszka, nie mogę się uchylić od publicznego zabrania głosu w tej wielce symptomatycznej kwestii. Bo to nie tylko niezrozumienie odwiecznego, sztubackiego dylematu: „Co poeta chciał przez to powiedzieć”, co Totart wykrzyczał konwulsyjnie i groteskowo na forum społecznym, ale sprawa wielce złożona, bowiem poetów, muzyków i malarzy było wielu, nie stanowili kolektywu, ani ideowego monolitu, ale wieloaspektową „Konfraternię Twórców”. Dlatego każda wypowiedź, dokumentująca historyczne zjawisko wymaga jasności, jednoznaczności opisu i racjonalnej pointy, co nazwać można odpowiedzią reżysera na zadane sobie twórcze pytanie. Czy film odpowiedział, czy utrwalił mit, czy ominął prawdę, jak esteta rozjechanego psa, każdy widz ma szansę zdecydować, ale nie będzie to proste. Ja to prywatnie wiem, bowiem w mniemaniu Zbyszka, na podstawie zarejestrowanego z nim materiału, z Jego strony taka odpowiedź padła, wystarczyło ją jedynie filmowo ujawnić. (…) Dotknął sedna, nazwał rzeczy po imieniu, nie zastosował „retoryki zastępczej”, a więc zbliżył się do „prawdy czasu”. Odcedził od „klaunerskiej formy” wielce dramatyczną, mającą cechy pytania o ludzkie pryncypia, prawdę i godność, ową „rzeczywistą treść” działań Totartu, pozornie kuglarskich i wesołkowatych. Jednak zwyciężyła „prawda ekranu”. Jak w dawnej piosence „video zabiło gwiazdę radiową”, tak teraz idea „oglądalności i poprawności politycznej” zdeformowała, spłyciła przesłanie filmu, ale dała mu przepustkę na ekrany. Ten fakt może być dla wielu współczesnych „konsumentów kultury masowej” zrozumiały, ale dla Zbyszka nie, a także nie dla mnie. Dlatego kreślę te słowa i czekam filmowej „dogrywki”…

TOTART po 5 latach

Totart po 5 latach

Między wolą, a jej ziszczeniem…

   Zawsze, a w przeszłości zdarzało się to często, nie miałem jednoznacznej odpowiedzi na pytanie: o co właściwie chodziło ludziom z Totartu? Do dziś nie wiem, a i film Bartka Paducha, choć w jego powstawaniu uczestniczyłem, nic mi nie rozjaśnił. Zatem jest Totart naszym współczesnym popkulturowym Sfinksem, tajemnicą bez tajemnicy, teatrem groteski bez reżysera, który to reżyser właśnie przeszedł jakościową transformację. Wiem tylko, że Totart wzbudzał trwożne podejrzenia i złe prognozy w środowisku gdańskiej SB, a na aresztowanie ich grupy odbywającej „tajną naradę” z aktywistami RSA oddesygnowali dużą, kilkunastoosobową ekipę funkcjonariuszy w asyście oddziału ZOMO i grupy antyterrorystycznej w pełnym rynsztunku. Dlaczego się bali Totartu? Dobre pytanie, bowiem może wiele wyjaśnić. Zapewne „Solidarność”, KOR czy KPN były dla esbecji czytelne, rozszyfrowane i spodziewane w swych działaniach, natomiast Totart był nieobliczalny, groźny w swym absurdzie, bowiem w ramach happeningu miast odchodami w widzów, mogli zacząć rzucać granatami w ZOMO, oblewać patrole MO „zajzajerem”, czy też podpalać posterunki milicji ostrzeliwując je bombami fosforowymi, miotanymi z katapulty. Na przykład. A może mieli w planie nabycie walizkowej bomby jądrowej i jej detonację w Pajacu Kultury? Nie wiemy i tego. Zapewne wiele nie wiemy, ale co miało się zdarzyć pomiędzy ustami konsumenta, a brzegiem puchary podniesionego przez „mistagogów” Totartu, nie wiemy naprawdę NIC. Kiedy dziś rozmawiam ze Zbyszkiem, co miał przekazać istotnego Totart, jako konfraternia różnorodnych twórców, odpowiada, że de facto sam dziś nie wie, ale na pewno nie, że życie jest pochodem błaznów, a sztuka wypinaniem zadka, demonstracją negacji, ale jak doszło, że tego typu narzędzia „formalne” zostały użyte dla wyrażenia przemożnej niemocy, czarnej rozpaczy i młodzieńczego gniewu w państwie „realnego socjalizmu” i w Europie po holokauście, po zwyrodnieniu człowieka do roli producenta mydła z ludzkiego tłuszczu, nie jest w stanie wytłumaczyć jasno, bowiem „nieprzeniknione są ścieżki Boże”. Mówi zawsze o potrzebie zadawania pytań i czekania na odpowiedź. Cierpliwego czekania. Zatem, kiedy zadaje się pytania, dobrze i w dobrej wierze, a on to starał się robić prowadząc Totart na „Bastiony Imperium Zła”, a zadawszy je, doznał emocjanolnego załamania, przeto wymagał „sezonu w sanatorium pod klepsydrą” (w jego przypadku – pobytu w sekcie) (…). Co było dalej, to oddzielny rozdział, materiał na niezwykły film… A teraz moje przypuszczenie – Zbyszek otrzymał odpowiedź na zadane pytania i teraz udziela wiedzy, która nań spłynęła. Pisze książki, publicystykę, jest współautorem dramatu, a także suwerennym autorem albumu, niosącego zapis i ilustrację boleśnie doświadczanego życia w „atrapie miasta”, czyli w Gdańsku (…).

Konjo w euforii twórczej

Konjo w euforii twórczej

Refleksje i dygresje osobiste

   Aby nie starać się zawrzeć w swej wypowiedzi za wiele, za dużo chcieć „upiec pieczeni przy ogniu Totartu”, przedstawię teraz, zamykając teraz swą opinię o wymiarze filmu, niedostatkach, reperkusjach i przyczynach tego stanu rzeczy, kilka swych, prywatnych refleksji. Niech będą one dowodem na to, że dyskusja wokół filmu jest „kijem w mrowisko”, a nie tylko błahym, egocentrycznym i li tylko technicznym przyczynkarstwem. To moja osobista „lekcja”, którą z Państwem odrobię, oby ku chwale rozumu i na pohybel animatorom powszechnego zidiocenia…

30 LAT TOTARTU

Sponsoring artystyczny, a poprawność polityczna lub marginalizacja

   To dywagacja w stylu: „Koń, a sprawa polska”, a precyzyjnie: „sponsoring artystyczny, a poprawność polityczna” i wielce ważny element „rynku sztuki filmowej” – oglądalność. Otóż powstanie, reżyserskie wybory, zrobienie technicznie dobrego filmu, lecz nie wnoszącego nic nowego do sprawy, powielającego mity i zamykającego drogę (a może nie, może będzie część druga filmu, przynosząca jednostkowe odpowiedzi, życiem pisane przez Protagonistów na fundamentalne pytania postawione przez Totart, które zakryła kurtyna klaunady), nie są przypadkowe, są prawidłowością. Wspomniałem już o tzw. demonach (zakulisowych ośrodkach wpływu), rządzących rynkiem filmowym i kształtujących nagminnie postawy reżyserskie. Pytanie, jak przełamać monopol „animatorów życia mas” jest trudne, ale nie beznadziejne, bowiem tworzenie „kultury niezależnej” znamy z czasów PRL, a teraz nie ma takich „opresji”, zaś są dostępne możliwości na granty i dotacje prywatne. Zatem: „trzeba chcieć”, stąd to wielkie pytanie: czy społecznie, oddolnie, mądrze i bez „kagańców autocenzury” będziemy tworzyć Polską Kulturę, czy oddamy bezwolnie, na zatracenie duchowego kapitału nasz obszar noosfery w gestię ministerstwom, państwowym sponsorom i mediom w celu tworzenia „kulturowej atrapy”?

Odpowiedź prosta: im więcej obywatelskiej aktywności, szukania pieniędzy przysłowiowo „leżących na ulicy” (znakomicie robią to na Zachodzie agencje interesu autorskiego, w Ubekistanie ta funkcja i zawód nieznany lub raczkujący), poszukiwania społecznej, pozarządowej działalności sponsorskiej, pieniędzy dawanych na cele „godne i sprawiedliwe” przez tych, co cytując Modighlianiego: „wiedzą i mają”. Działając oddolnie, spontanicznie, realizując własne pomysły i wyzwania czasu, skutecznie odkłamiemy historię, budując spontanicznie kulturę, nie pozwalając na kreację jej „słusznej formy” na rządowy prikaz, zawsze więcej przysporzymy rozumu i mądrej dydaktyki na forum publicznym, prawdziwej historii i wysokiej sztuki. A wtedy świadomość obywateli, zwłaszcza młodego pokolenia, rokować będzie, że nie pozostaniemy gospodarczym Bantustanem rządzonym przez „zatwierdzone do wykonywania zadań polytyczne elyty” (…). Zastąpimy, z własnego nadania, w etatowym wytwarzaniu (pseudo)kultury etyczne i intelektualne miernoty, by wreszcie (…) wybić się na społeczną i obywatelską, rzeczywistą niepodległość, wolność od unijnej urawniłowki, państwowego kagańca i bycia „równym” wobec „równiejszych” z Berlina i Paryża. Zatem – to nie państwo tworzy „słuszny kształt kultury”, jak ongiś dwory i św. Ecclesia sponsorowały preferowany przez nich kształt sztuk wszelkich, zaś obywatele biorą to we własne ręce. A jak? A tak: przez instrumenty działań pozarządowych, świadome zrzeszanie się, tworzenie konfraterni artystycznych, grup dyskusyjnych, przez funkcjonujący w USA i wielu krajach „starej demokracji”, a dający dobre wyniki wspierania autorów internetowy „crowdfounding”, społeczną zbiórkę pieniędzy na cel jasno opisany, wykorzystywanie konkursów grantów i granty unijne (póki są jeszcze), przez mądre pozyskiwanie sponsorów niezależnych, kapitału ludzi świadomych i Polsce sprzyjających, konstruktywnych sił samorządowych i stypendiów, które jeszcze są dostępne. To nie jest trudne, ale należy przełamywać nawyki, aby nauczyć się zdobywać pieniądze na promocję swej sztuki, ale nie przez „spolegliwość” wobec sponsora, tylko zaradność i korzystanie z nowych form społecznego wsparcia, umożliwienia twórcom ekspresji materialnej ich pomysłów…

   Naszym powszechnie rozumianym i realizowanym hasłem powinno być: „Zabierzmy państwu monopol na tzw. słuszną kulturę, a dołóżmy starań i skutecznie twórzmy prawdziwą kulturę, narodowy kapitał duchowy, intelektualny i artystyczny!”. A wtedy żaden twórca, reżyser, pisarz, malarz, muzyk nie powie, że rządzą jego aktywnością kreatorską „demony oglądalności, poprawności, komercyjności czy mody”. Nie dajmy się wrobić w poetykę dowcipu z lat PRL-u: „Robotnicy do fabryk, studenci do książek, kulturyści do kultury, a pasta do zębów”, bo wyjdziemy na tym, jak „Zabłocki na mydle”! I oto dyskusja wokół filmu Totart. Odzyskiwanie rozumu, votum separatum Zbyszka wyrażone listownie, dyskusje pofilmowe, napaści mędrków różnej proweniencji, stały się owym „kijem w mrowisko”, przynajmniej dla mnie, prawem do uogólnień na poziomie troski o narodową kulturę, jej jakość, prawdziwość i naszą za nią odpowiedzialność. Nikt nam nie będzie „pluł w twarz i dzieci nam tumanił”, jeśli zdobędziemy się na trudny postulat niezależnego myślenia, godności ludzkiej, niezgody na wegetację w stadzie „dwunożnych termitów”. Czego nam brakuje, aby osiągnąć poziom świadomości i solidaryzmu społecznego, znakomicie przejawiony podczas „Karnawału Solidarności” w 1981 roku? Gdzie ukryty ten kapitał duchowy, gdzie nasza narodowa duma, godność i kreatywność, ongiś wiodąca w świecie? Chyba tylko „masy krytycznej” gniewu w obliczu upodlenia i bezradności, a tu czas i kolejne popisy „sterników nawy III RP” działają!

Apel o powszechne przebudzenie twórczej polskości

   Dlaczego zatem, jako naród, „śpimy na jawie”, biernie konsumujemy „bryndzę medialną”, jesteśmy masturbowani mentalnie „tańcami z gwiazdami”, sitkomami, dlaczego tak się dzieje? Co musi się zdarzyć, abyśmy poczuli się „u siebie w domu”, zabrali państwu „administrowanie duszami Polaków”? Kiedy poczujemy, że nie dokonaliśmy duchowego katharsis po komunistycznym spodleniu, kiedy zaczniemy pisać pamiętniki i opowieści o czasach PRL, poszukiwać prawdy i sensu cierpienia, realnej groteski życia w „czerwonej klatce”, co się musi zdarzyć, aby powstawały filmy o bohaterach, a nie „komiksy historyczne”, trafili do świadomości społecznej tworzący patriotyczny etos dawni bohaterowie (…).

   Niezgoda Zbyszka na mijający się z prawdą film o naszej najnowszej historii (bo Totart, to historia, bo Totart, to tragikomiczne starania o nowy kształt kultury i relacji międzyludzkich), niech będzie detonatorem postawy obywatelskiej, niezgody na powszechne kłamstwo i „etykietę zastępczą” instalowaną nad naszymi głowami, nam na pohybel. Zatem – odczytajmy ten głos, ten apel człowieka odpowiedzialnego za słowa i czyny, za rzeczywisty wkład w kulturę polską, jako pobudkę, nie czekajmy, aż zgorzeje dom Narodowej Kultury, a pozostanie barak ciekawostek (…).

Korzenie polskiej nierzeczywistości

   I chyba jednak, nie ostatnia, ale ważna, sprawa, to bezwolna zgoda na nasze życie w sferze dylematów i spraw zastępczych, w mitosferze, zbudowanej z „semantycznych klocków lego” przedstawiającej kolorową nicość, „w popularnym „Matrixie” lub „nierzeczywistości”, a moje tu pytanie: hańba czy ludzka słabość, zmęczenie dziejowym „kołowrotem”, czy brak obywatelskiego instynktu samozachowawczego, nędza duchowa czy „demon socjotechniki” bez kija ale z dużą marchewką konsumpcji? Dlaczego, jak powiedziała pewna internautka: „leżymy na dywanie gapiąc się na ruchome obrazki w telewizorze”, dlaczego godzimy się na „śmierć za życia”, na bezbolesną „cyborgizację”, ślepo wierząc, że „ciekawe i istotne” rzeczy dzieją się w „mitycznych mediach”, a życie realne, codzienność i niecodzienność przeżyte „tu i teraz” nie mają wartości, są mdłe w porównaniu do medialnych „efektów specjalnych”? Dlaczego daliśmy się zahipnotyzować, aby być na stałe podłączonymi, żywymi mumiami, zasilanymi z „medialnych kroplówek”? Hańba to, czy patologia, zaniechanie myślenia, czy podleganie (dez)informacyjnemu gwałtowi? Jak można poważnie traktować medialne „wrobienie w politykę”, stałe igrzyska „POPiSu”, pozory różnych „programów dla Polski”, nadmuchiwanie afer różnego rodzaju, zastępczych atrap: kondomów, pedałów, księży pedofilów, genderowskiej tęczy, in vitro, eutanazji, komisji sejmowych, małżeństw jedno- i obupłciowych, pedofilii w Internecie, palonych przez Polaków w Jedwabnym Żydów (zdemaskowane kłamstwo!), flagi narodowej w gównie, muchy na nosie i włosów w sosie… Jak długo żyć będziemy atrapą, a nie krwistym życiem, co jest drogą od znanej, nie zafałszowanej przeszłości, ku nieznanej, fascynującej przyszłości?

VLUU L310W L313 M310W / Samsung L310W L313 M310W

Zbigniew Sajnóg, rok 2014

   Nie odpowiem. Ale wiem, że to właśnie w mediach odbywa się „mnożenie bytów zbędnych”, zaczadzanie naszej ludzkiej, zbiorowej świadomości, na które to procesy nie znaleźliśmy jeszcze obywatelskiej „brzytwy Ockhama”. Wystarczy! Od dziś, od teraz, od obejrzenia filmu pod znamiennym tytułem: Totart. Odzyskiwanie rozumu, filmu, co miał w zasięgu oświecenie, a wybrał utwierdzenie w „poprawności politycznej”, odłączmy się od jadowitej kroplówki zaaplikowanej „masom ludowym” przez bękartów Goebbelsa i Mołotowa, doświadczmy Prawdy, w nas i między nami, co zasypana zwałami fałszu i antywartości, czeka dnia zmartwychwstania i Odzyskania Rozumu!

                                                                              *

Gdańsk, listopad 2014 r.

AntoniK

Za: http://www.siemysli.info.ke/

0

Dorota J

Dziennkarz w 3obieg.pl/

209 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758