10 lutego wczesnym rankiem wyruszył mój pociąg specjalny przez Grudziądz, Tczew, Gdańsk, do Pucka, na wszystkich stacjach owacyjnie witany. Od Grudziądza jechał ze mną przedstawiciel rządu minister spraw wewnętrznych S.Wojciechowski. W Gdańsku nastąpił dłuższy postój, ponieważ polska ludność ze starostą Wybickim na czele zgotowała nam na dworcu manifestacyjne przyjęcie. Starosta Wybicki wręczył mi dwa platynowe pierścienie dla zaślubin Rzeczypospolitej Polskiej z Bałtykiem. Dopiero przed pierwszą po południu dotarł pociąg do Pucka, gdzie mimo późnej godziny i deszczu ludność oczekiwała w porcie koło ołtarza. Tam wkrótce dziekan frontu pomorskiego ks. płk Wrycza celebrował Mszę św. zakończoną „Te Deum”. Drobny deszczyk nie przeszkadzał zupełnie, a Kaszubi twierdzili, że tak zawsze Bóg błogosławi rybakom, jak wyjeżdżają na dobre połowy. Po Mszy św. […]
10 lutego wczesnym rankiem wyruszył mój pociąg specjalny przez Grudziądz, Tczew, Gdańsk, do Pucka, na wszystkich stacjach owacyjnie witany. Od Grudziądza jechał ze mną przedstawiciel rządu minister spraw wewnętrznych S.Wojciechowski. W Gdańsku nastąpił dłuższy postój, ponieważ polska ludność ze starostą Wybickim na czele zgotowała nam na dworcu manifestacyjne przyjęcie.
Starosta Wybicki wręczył mi dwa platynowe pierścienie dla zaślubin Rzeczypospolitej Polskiej z Bałtykiem. Dopiero przed pierwszą po południu dotarł pociąg do Pucka, gdzie mimo późnej godziny i deszczu ludność oczekiwała w porcie koło ołtarza. Tam wkrótce dziekan frontu pomorskiego ks. płk Wrycza celebrował Mszę św. zakończoną „Te Deum”. Drobny deszczyk nie przeszkadzał zupełnie, a Kaszubi twierdzili, że tak zawsze Bóg błogosławi rybakom, jak wyjeżdżają na dobre połowy. Po Mszy św. przy salutach armatnich i odegraniu hymnu polskiego morska bandera polska wzniosła się na maszt. Dotychczasowy strażnik wybrzeża rybak kaszubski z jedyną bronią, wiosłem u boku, oddawał straż w ręce marynarza polskiego.
Stojąc pod banderą oświadczyłem w krótkim przemówieniu, żeśmy wrócili nad morze i że Rzeczpospolita Polska staje się znowu władczynią na swoim Bałtyku, na znak czego – zaślubin Polski z Bałtykiem – rzucam w morze pierścień ofiarowany przez polską ludność Gdańska, który znowu będzie polskim. Za tym pierścieniem pobiegło po lodowej tafli kilku Kaszubów, lecz żaden z nich nie mógł uchwycić pierścienia, który wiernie połączył się z wodami Bałtyku, a na moje zapytanie:
— Czemuście go nie chwycili? – odpowiedzieli proroczo: — Będziemy go mieli w Szczecinie.
Bardzo mnie to ujęło, gdyż wyczuwaliśmy, że Puck to nie pełne morze, a tylko małe okienko na nie, co też wyraziłem tego samego dnia na bankiecie w Domu Zdrojowym, w którym wziął także udział przybyły z Warszawy wicepremier Witos, który zadeklarował pewną sumę na rozbudowę portów na Bałtyku. Następnego dnia, 11 lutego, wyjechałem z Gdyni, gdzie nocowałem w jedynym wówczas murowanym domu piętrowym, należącym do emerytowanego księdza Polaka, a noszącym nazwę „Stella Maris”. Wraz z wojewodą Łaszewskim wyjechałem samochodem w towarzystwie admirała Porębskiego i gen. Lamezana, aby zwiedzić całe wybrzeże Bałtyku od Wielkiej Wsi aż po Jastrzębią Górę. W Wielkiej Wsi mniej więcej w tym miejscu, gdzie obecnie jest osada Hallerowo, wypłynęliśmy na morze małym motorowym kutrem rybackim o niemieckiej jeszcze nazwie „See Stern”, a lądowaliśmy w tym miejscu, gdzie obecnie jest port Władysławowo. Z powodu braku przystani byliśmy wynoszeni przez rybaków na ich plecach.
Stanąwszy na lądzie byliśmy przyjęci przez delegację wiejską z p. Torlińskim i Detlafem na czele, którzy nas poprowadzili pod pięknie ustrojoną i przybraną flagami bramą, gdzie dzieci wiejskie odśpiewały pieśń „Gwiazdo Morza”, a potem cała ludność zaśpiewała „Boże coś Polskę”.
Z zadziwieniem spostrzegłem artystę-malarza Fałata, którego nie widziałem od 1917 r. Tutaj stanął z omszałą butelką starego tokaja i sprezentował mi pierwszy kieliszek, który wypiłem na cześć Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej. Wręczyłem następnie pełny kieliszek nieodstępującemu mnie wspaniałemu rybakowi Piperowi. Długo się przyglądał złotemu kolorowi wina, dopiero jak powiedziałem: „Niech żyją Kaszuby”, on wypił kropelkę, potrząsnął głową i powiedział:
— Szmaka za więcej! – co ja podchwyciłem i dodałem:
— Nam wszystko szmaka za więcej tego morza, bośmy dostali tu małe okienko, a nam potrzeba szerokich wrót! Zostało to przyjęte żywymi okrzykami: „Niech żyje morze polskie!”.
Po przejechaniu wzdłuż całego wybrzeża przez Chłapowo ku Jastrzębiej Górze, ostatniej miejscowości najdalej wysuniętej na zachód, podążyliśmy przez Redę do Gdyni.
Źródło: Józef Haller, Pamiętniki, Londyn 1964, s. 216-219.
[za:] "Archiwum Morskie Eugeniusza Kwiatkowskiego", Gdynia 2010
Dr ekonomii, menedzer. Zaangazowany w tworzenie Fundacji im. Eugeniusza Kwiatkowskiego.