Bez kategorii
Like

Język.

18/01/2012
502 Wyświetlenia
0 Komentarze
5 minut czytania
no-cover

… Jak jeden mąż zastygliśmy z widelcami w pół drogi. … zapadła śmiertelna cisza. Emilia oblała się ognistym rumieńcem.

Dilettanti.

0


 Od dziecka w naszym domu zwracało się uwagę na sposób mówienia, w tym na właściwe akcentowanie.

–  "Murzynek Bambo w Afr’yce mieszka…" – chawliliśmy się przyniesioną ze szkoły wiedzą, byle tylko nie jeść tego wstrętnego szpinaku.

– 'Afryce – poprawiała zawsze mama, no i sprawa wymigania się od szpinaku była bez szans.

/Jestem z pokolenia katowanego szpinakiem; przy zawartości żelaza w szpinaku jakiś bałwan pomylił miejsce przecinka – wyszło tego żelaza tyle, że zapobiegliwi rodzice męczyli całe pokolenie dzieci tą straszliwą, ciemnozieloną papą./

Potem była: 'fizyka, mate’matyka, bib’lioteka, aryt’metyka, gra’matyka i tak dalej, sami wiecie.

Na studia każdy z nas przywiózł ze sobą różne regionalizmy. Pamiętam, że "walcząc" ze swoimi, domowymi naleciałościami językowymi, pochodzącymi z Wielkopolski i Pomorza /gdańska mieszanina/, bardzo starałam się mówić na przykład "ziemniaki", a nie "kartofle", czy "kanapka" a nie "sznytka". Na Pomorzu mówiono nawet "butersznytka" 🙂 Niemieckie naleciałości jakoś bardzo mi nie leżały. Większość studentów toruńskiej Alma Mater pochodziła z  małych pomorskich, kujawskich, mazurskich i mazowieckich miasteczek. To "się słyszało". Ale już na piątym roku nasz język mocno się wyrównał. 

Na tymże piątym roku nasze seminarium, pod opieką kochanego doktora /nauk historycznych/ Jasia Szylinga, pojechało na obóz naukowy do dawnego niemieckiego obozu koncentracyjnego Stutthof. Pracowaliśmy tam nad dokumentami archiwalnymi. Pierwszy wieczór, kolacja. Emilia, której nikt nie mógł nawet podejrzewać o romanse, przywiodła ze sobą na ten obóz naukowy faceta, na pierwszy rzut oka – sympatycznego, którego nam przedstawiła. Przyjęliśmy to z aprobatą, no bo nareszcie można było spokojnie podejrzewać Emilię o romans, a to już piąty rok był, co by nie mówić. A my życzliwi byliśmy, nawet wobec kujona – Emilii. No więc ta pierwsza kolacja i skrzynia piwa pod stołem, naturalnie. Fatalną i ciężką atmosferę ss-mańskich koszar, w których mieszkaliśmy, trzeba było bowiem jakoś rozładować. Facet Emilii już siedział przy stole, a Emilia jeszcze się spóźniała. Gdy przyszła, wstał ze swojego krzesła i starając się zachować jakiś nienaturalny luz, rzekł do Emilii:

– Klapaj, ja się przestawiam.

Jak jeden mąż zastygliśmy z widelcami w pół drogi. Wśród naszej, głównie małomiasteczkowej grupy, zapadła śmiertelna cisza. Emilia oblała się ognistym rumieńcem.

Po kilku dniach kazała facetowi się zabierać. 

Myślę, że facet sprzedał Emilii jakąś bajdę na swój temat. Że podawał się za kogoś, kim nie był. Być może – za studenta. Znalazłszy się w gronie studentów właśnie, zgodnie ze sztkuą mimikry, usiłował posłużyć się studenckim slangiem takim, jakim to sobie, prostaczek, wyobrażał. Dekonspiracja była natychmiastowa. O obciachu nie wspominając. 

/Rzeczywiście, po jakimś czasie E. powiedziała mi, że facet jej nakłamał na swój temat./

Mojego syna od dziecka uczyłam mówić: 'Afryka, mate’matyka i tak dalej. Dzisiaj, gdy niekiedy razem oglądamy telewizor, a zwłaszcza programy publicystyczne, słysząc np. "Af’ryka", "Ame’ryka"  –  zerkamy na siebie znacząco wiedząc,  z kim mamy do czynienia. 

Język prawdę ci powie. Język zawsze zdradza, kto zacz.

0

KOSSOBOR

Niby z porzadnej rodziny, a do komedyantów przystala. Ci artysci...

232 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758