Anastazja Dzieduszycka
Pomimo twierdzenia wielu pisarzy, jakoby do niedawnych czasów kobieta nie pracowała zarobkowo, a tylko zużywała roztropnie zarobek męża, dzieje społecznego życia narodów uczą nas przeciwnie, tj. że od początku świata kobieta pracowała produkcyjnie, czyli wytwórczo, a od setek lat i zarobkowo.
Gdy niewiasty Izraela len i wełnę przędą i tkają, gdyPenelopalata spędza nad szatą zbaw czynią, gdy rzymskamatronaczuwa nad pracą swych niewolnic, pracują one wytwórczo, materiał surowy przerabiając na produkt przemysłu. A za czasów chrześcijańskich, ileż to rąk niewieścich zajętych przędzeniem i tkaniem, misternym haftem i misterniejszym jeszcze koronek wyrobem. A owe, tak słusznie za wzór nam stawione matrony nasze, nie wytwórczoź one pracowały? Czemźe owe sery i wędliny, miody i nalewki, owe płótna i drelichy, sukna samodziałowe, owe różne przysmaki i przyprawy zastępujące zamorskie specyały, i te wszystkie owoce ich pracy, których część zaspokajała potrzeby rodziny, a część spieniężona pomnażała jej zasób? A wieśniaczki, ów najliczniejszy zastęp niewieści, nie pracujeź on od wieków zarówno z mężczyzną w domu i poza nim ?
Wynalazek maszyn zmienił na całym zachodzie warunki pracy niewieściej. Podkopał on przemysł domowy i ręczny niewieści; przędzenie, tkactwo, roboty pończosznicze, haft, koronkarstwo, wszystko naraz wydarte zostało kobietom. Znalazły się one bez zarobku; wobec zniżenia zarobku mężczyzn, ciągłego drożenia płodów surowych, wywołanego wzrostem ludności, a tanieniem wyrobów przemysłu takiem, że ich praca domowa, wytwórcza traciła całą swą wartość. W tak trudnej chwili uznano szczęściem kobietę, za zdolną do pracy fabrycznej i do niej ją powołano, a niewiasty tłumnie się do niej cisnąć zaczęły. Łatwo sobie wyobrazić stan tych biednych kobiet, wyzyskiwanych przez fabrykantów, tych biednych rodzin, które kobieta na dzień cały opuszczała, w czasie, w którym nikt za jej losem się nie ujął, nikt nie stworzył ochronek, żłobków i tych wszystkich zakładów, które dziś, choć w części zaradzają nędzom wyrobniczych rodzin.
Świat cały zna dzieło Juliusza Simon’a p.t.: „Robotnica", dzieło to należące do rzędu tych dzieł niewielu, które są jakby wielkimdobrymuczynkiem, światu całemu wyrządzonym , zwróciło też uwagę wszystkich na los wyrobnicy. Pod jego wpływem i innych kilku, podnoszących głos w tym przedmiocie, skrócono godziny pracy, o ile możności ograniczono ją do godzin dziennych, usiłowano zapewnić robotnicom znośniejsze warunki higieniczne, a nawet zaczęto przemyśliwać nad rozdzieleniem pary, jako siły poruszającej po domach, dla zwrócenia kobiety, rodzinie.
Ale nie tylko los wyrobnicy stał się odtąd pożałowania godnym; kobieta w rodzinie po dawnemu wytwórczo pracować nie może, bo jej wyroby ani pod względem ceny, ani pod względem jakości, porównania z wyrobami fabrycznymi nie wytrzymują, a zarobek mężczyzn coraz mniejszy, wskutek wzrostu ludnościi użycia maszyn, zastępujących setki rąk, rodzinie nieraz nie wystarcza.
Byłą to chwila, w której kobieta, jeśli nie chciała lub nie mogła wyrobnicą zostać, widziała wszystkie niemal inne pola pracy zamknięte przed sobą, bądź przez swą niewiadomość ogólną i brak specyalnego a praktycznego ukształcenia, bądź przez obyczaj, oddający mężczyznom nieraz najwłaściwsze dla niej zajęcie, podczas gdy powoływanie jej do zawodów każących jej obyczaje ogólnie jest przyjęte, a usiłowanie kobiet w celu przełamania stawionych jej zapór, odpierane bywa jako nieprawe, emancypacyjne uroszczenie. Nędza tymczasem wzrasta i szerzy się, i to w warstwach średnich, gdzie jest o tyle boleśniejszą, o ile sprowadza nietylko cierpienie fizyczne, lecz nadto cierpienie moralne, tern dotkliwsze, im bardziej wychowanie podniosło’ duchowe wymagania i pragnienia oraz wzbogaciło uczucie. Nędza ta sprowadza zepsucie—wiedzie do zbrodni. Mamy wymowny jej obraz, skreślony w dziele panny Daubie, napisanem na konkurs i przezeń uwieńczonem w 1860r. „La femme pauvre au XIX siecle“ mamy również w dziele p. Legouvéa: „Histoire morale des femmes".
Jednocześnie podniosło się wiele głosów, w Niemczech i w Angli (Fanny Lewald, Mili, Buckie, nie mówiąc o powieściopisarzach, piszących w tej myśli) nawołujących do poprawy bytu kobiet, za pomocą stosownego ukształcenia i stworzenia im właściwych pól pracy.
U nas wprowadzenie maszyn nie działało bezpośrednio, bo nie mieliśmy rozwiniętego przemysłu, lecz, o czem często zapominamy, działało pośrednio, zniżając tak cenę wyrobów fabrycznych, i tak je udoskonalając, źe przemysł domowy, jedyny prawie wówczas u nas znany, współzawodnictwa z nim wytrzymać nie mogąc, upadł. Niedługo potem upowszechnienie kolei, zalewając kraj nasz wyrobami obcokrajowymi, zabiło pracę rzemieślniczą u nas, a jednocześnie, ułatwiając wywóz surowych płodów, cenę ich niezmiernie podniosło. Wszystko to w kraju wyłącznie niemal rolniczym, groźnem nie było; dopiero dobrobyt ogólny stanowczo zachwianym został, przeprowadzonem w najniekorzystniejszych warunkach, słusznego w zasadzie usamowolnienia włościan i wypadkami społecznemi.
Naraz właściciele wiejscy wielcy i mali oraz dzierżawcy stracili byt niezależny, lub go ujrzeli stanowczo zachwianym; nie mogąc się utrzymać ze zbyt szczupłych dochodów, albo zgoła z nich wyżyć, tłumnie wynosić się zaczęli do miast, szukając tam pracy i zarobku. Oto trudno było ; w skutek zubożenia właścicieli wiejskich, cierpiał handel, przemysł, rzemiosła; pracy więc nie żądano, a nadto do jakiej że pracy ci wsi mieszkańcy zdolni byli? Zwykle nie posiadali oni żadnego specyalnego ukształcenia, a przyzwyczajeni do ruchliwego, swobodnego życia, z trudnością nałamywali się do pracy biurowej.
Często też, bardzo często nie znachodzili zajęcia, a więc i zarobku przez miesiące, lata całe, i wtedy to żony ich, siostry i córki zaczęły pracować, uczyły się czego mogły, zużywały, jako tako dawniej nabyte wiadomości, przezwyciężały wszystkie trudności, byle znaleść jakie chlebodajne zajęcie; żadne im nie było za małe, za poziome, za ciężkie. A wieleż zostało bez zajęcia, w nędzy, z rozpaczą w sercu, dla tego tylko, że go dostatecznie nie umiało…
Możnaż te usiłowania, tę walkę nazwać chorobliwą zachcianką emancypacyjną ? Wtedy wyżej wymienione pióra, i wiele innych pisać zaczęły o położeniu kobiet u nas i zaradczych szukać środków. Odtąd zrobiono już niektóre usiłowania dla zaradzenia złemu; ale złe jeszcze się nie zmieniło; przeciwnie — rozwija się do coraz większych rozmiarów; bo gdy zbawienne usiłowania robione są powoli, z pewną obawą i niewiarą, złe postępuje szybko i nieubłaganie.
Obywatele wiejscy nie od razu i niechętnie opuszczają swe stanowiska, walczą oni zawzięcie z przeciwnościami;; lecz coraz większa ich liczba pada w tej walce i ludność miejska, pracy szukająca mnoży się. Do każdej gałęzi pracy staje coraz większa liczba współzawodników, ztąd o zarobek coraz trudniej, ztąd co dzień on mniejszy. Pewien brak rzutkości i przedsiębiorczości wtłacza wielką ilość pracowników na pewne utarte pola pracy, od innych mniej utartych, ale też korzystniejszych ich wstrzymując; a brak kapitału, — każdy bowiem, trzymając się dawnych przesądów, ima się pracy dopiero, gdy ostatni wyczerpie zasób— nie pozwala imać się niejednego zawodu, lub zmusza do zaczynania każdego w najniekorzystniejszych warunkach.
Takie są warunki pracy mężczyzn, szczególniej tych, którzy należąc do rodzin niegdyś — nieraz przed chwilą, zamożnych, nie wnoszą do życia trądycyi oszczędności i pracy, a natomiast wiele wymagań i nawyknień kosztownych i życie utrudniających. A o ileż warunki te cięższe są dla kobiet, przed któremi zamknięte stoją nieraz źródła nauki, a praca i zarobek nieraz zwyczajem wzbronione; one, które walczyć muszą jednocześnie z nędzą i przesądem!
Ale pocóź rzucać na drogę zarobkowej pracy znaczną liczbę kobiet, gdy uznajemy, że mnożąca się liczba pracowników na każdem polu, zniża stopę zarobku ? Nie lepiej , ażeby mężczyźni pracowali zarobkowo, a kobiety jedynie na potrzeby rodziny, mądrze tę pracę zuźywafy? Tak sądzi pan Bronikowski. I bez wątpienia byłoby to dobrem, gdyby tylko możliwem było; ale jestże niem, gdy tenże sam p. Bronikowski podaje nam liczbę kobiet, przewyższającą liczbę mężczyzn, a tem samem skazanych na staropanieństwo i wystarczanie sobie; gdy wyznaje, źe liczba starych panien coraz się zwiększa. Objawu zaś tego nie można przypisać ani zepsuciu mężczyzn, ani zbytniemu ukształceniu kobiet, odstręczającemu mężczyzn, ale po prostu trudnym warunkom materyalnym, wobec których mężczyzna długo się waha, zanim się obarczy rodziną i czyni to zwykle dopiero, gdy znajdzie pannę z posagiem, od którego odsetek na utrzymanie rodziny wystarcza, albo tak praktycznie wychowaną, że wniejistotną pomoc w zarobkowaniu znaleść może.
A owe mądre rozporządzanie’ zarobkiem męża, owo rządne prowadzenie gospodarstwa domowgo, na które się przecież mnóstwo kobiet zdobędzie, nie sąż one zarobkowaniem? Niestety, w dzisiejszych warunkach ekonomicznych taka, tylko domowa praca kobiety, nieraz nie wystarcza. Dawniej, kobieta w domu wytwarzała niemal to wszystko, czego dom potrzebował — pożywienie i odzienie; dziś wyroby jej nie mogą sprostać fabrycznym co do jakości tak, źe nikt nie zgodziłby się na ich użycie, a nadto produkcya małych ilości kosztowniejszą jest od produkcyi na wielką skalę. Dzieci od lat siedmiu, powołane są dziś do szkół, a wymagania szkolne są tak wysokie, że mało matek może dłużej, aniżeli do tego wieku, dzieci swe osobiście kształcić. Jakież zajęcia czekają kobietę niezamożną w domu’? Sprzątnienie pokoi, zgotowanie obiadu, naprawienie odzienia (zwykle nie znając kroju, nowej sukni sama uszyć nie umie, upranie bielizny, a więc krótko mówiąc, zastąpienie służącej, której utrzymanie na100do 12o rubli obliczyć można. Nadto dodać trzeba, źe zajęcia te zupełnie odpowiednie dla żony wyrobnika i rzemieślnika, mniej są stosowne dla żony kupca, urzędnika, profesora… jednem słowem, człowieka pracującego umysłowo, jeśli ona ma być istotną towarzyszką jego życia, a matką duchową jego dzieci. Osoba taka, albo tak ciężkiej pracy fizycznej nie wydoła, albo jeśli jej sprosta, pogrążona w niej, zapomni zgoła o życiu duchowem i do rzędu wyrobnic zejdzie, ani chwili czasu duchowym potrzebom swej rodziny poświęcić nie mogąc. Słowa te, będące wierną fo fotografią rzeczywistości, nie usprawiedliwiają niemniej kobiet naszych, które pod pozorem ukształcenia umysłowego, zaniedbują praktyczne i zajęciami domowemi pogardzają. Jestto owoc próżnego a połowicznego wychowaniami ukształcenia kobiet naszych, a jeden z powodów. zmniejszających liczbę małżeństw. „Nie żenię się“ mówił mi pewien lekarz mieszkający w małem miasteczku, „bo mam tylko wybór, między pannami nie źle wychowanemi i cokolwiek wykształconemi, ale tak niepraktycznie, iż nie stać mnie na utrzymanie tak kosztownego a niepożytecznego sprzętu; i między zawołanemi gospodyniami, tak pospolitemi i gwarnemi, jak istne klucznice.**
Przeciwnie, kobieta ukształcona specyalnie i praktycznie zarazem, potrafi część dnia poświęcić zarobkowej pracy, gdy ta okaże się potrzebną, a resztę podzielić między nadzór sługi, pieczę nad dziećmi i uprzyjemnienie mężowi chwil odpoczynku.
Ale gdy praca zarobkowa wywoływać będzie matkę z domu, a najczęściej tak się zdarzy, cóż się stanie z dziećmi ?
I chłopcy i dziewczęta od lat siedmiu do szkół chodzić są obowiązani; już trzyletnie, przyjmują froeblowskie ogródki; chodzi nam. chyba o bardzo drobne ? Najczęściej znajduje się w rodzinie jakaś starsza kobieta, do pracy zarobkowej mniej zdolna, której powierzyć je można; zresztą matka może, a nieraz musi i powinna przerwać swą pracę zarobkową, gdy drobną dziecinę ma w do„ mu, by wrócić do tejże pracy, gdy dziecię podrośnie. Wielką to boleścią dla matki, oddalać się od swej dzieciny; każda chwila dla niej tęsknotą znaczona, a cóż dopiero gdy dziecię chore ? Ale ja nie piszę sielanki, nie kreślę obrazu takiego życia, jakiebysercematki wymarzyło, — ja piszę dzieje twardej i nieubłaganej rzeczywistości; a z nią się licząc, wolę widzieć matkę krócej w domu, a dzieci na nauce w szkołach publicznych, aniżeli ją widzieć ciągle w domu wśród niedostatku, walczącą bezowocnie z nędzą, tchnącą goryczą i zniechęceniem , a dzieci wzrastające wśród tak niekorzystnych wpływów, bez zajęcia i nauki! I nie sądzę, aby takie oddalanie się matki z domu zachwiało życie rodzinne ? Przeciwnie — skupieni po pracy do wspólnego wytchnienia, do rozkoszy będą członkowie rodziny chwile te liczyć owiani ciepłem macierzyńskiego uczucia, pomimowoli porównają je do chłodu wiejącego od obcych i skarby tego serca należycie ocenią; gdy dziś nieraz niesmak i znudzenie cechują życie rodzinne, a przyjemności w towarzystwie obcych się szuka. Nie groźniejszym że objawem jest dobrowolne rozbicie życia rodzinnego w domach zamożnych ? Co powiedzą na swe usprawiedliwienie matki, mieszkające w mieście, a więc wśród wszelkich naukowych środków, a dzieci, córki nawet oddające do zakładów wychowawczych ?
P. Bronikowski uznaje, źe kobiety bez rodziny, a nawet mające rodziny, pracować nieraz muszą, ale po chwili stawia naraz pytanie: co na tem zależy społeczeństwu, czy pani Z., czy pan X. zarobią pewną sumę.
Na pierwszy rzut oka zda się, że tylko wyżej wymienionym osobom bardzo na tem zależy, które z nich owe tysiące zarobi; bo jeżeli pani Z. jest bez rodziny, albo posiada takich tylko jej członków, którzy zużywać muszą a wytwarzać nie mogą, to cóż jej z tego przyjdzie, źe pan H. tysiące zarabiać będzie ? Ale i dla społeczeństwa obojętnem to nie jest, a dobrze pojmujące swe korzyści, dbać będzie raczej o zapewnienie każdemu ze swych członków miernego zarobku, aniżeli o skupienie większych zysków w mniejszej ilości rąk; i dla tego, społeczeństwa winnyby baczną uwagę zwrócić na kwestyą kobiecą, a nie upatrywać w niej chorobliwych jeno zachcianek, lecz istotne i ważne do zozwiązania pytanie. A gdy wszyscy, wszyscy bez wyjątku pisarze godzą się na uznanie potrzeby, konieczności nawet pracy zarobkowej dla znacznej większości naszych kobiet, cóż pozostaje, jeżeli nie obmyślenie środków, któreby tę pracę uczyniły najprzystępniejszą, najlżejszą, najkorzystniejszą, a najmniej rodzinnym obowiązkom na zawadzie stojącą? Pan Bronikowski twierdzi wprawdzie, źe potrzeba ta, której zaprzeczyć nie może — jest złem chwilowem, wynikającem z ekonomicznego, przemijającego położenia. Na źródło, tego objawu zgadzam się z nim zupełnie, ale wątpię, aby był przemijającym, bo zwykle w życiu społecznem wszystko się raczej naprzód do ostateczności posuwa, aniżeliby się wstecz cofać i w sobie łamać miało. Wiem tylko, źe jeżeliby tak jak dziś mąż miał większą część dnia spędzać za domem, dzieci w szkole, sługa zaś załatwiać domowe sprawy?a matka rodziny nie zajęta, lub niedostatecznie i niekorzystnie zajęta zostawać w domu, wobec nieczynności i niedostatku» a choćby dostatku; to już nie dla samych korzyści materyalnych, ale dla zdrowia moralnego kobiety i rodziny, pragnęłabym dla niej pracy i — jeszcze pracy.