Bez kategorii
Like

Jesienią przyjdzie prawdziwy kryzys

02/07/2012
480 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
no-cover

Jesienią 2012 roku kryzys gospodarczy wejdzie w nową, bardziej dotkliwą fazę. Będą masowe zwolnienia, wzrost bezrobocia, nowe podatki i drastycznie wyższe rachunki za światło, gaz i wodę – mówi dla Nowego Ekranu Janusz Szewczak.

0


 

– główny ekonomista SKOK-u,  autor książki „Zielona wyspa czy ruchome piaski”.

 

Czy Polska jest zieloną wyspą?

 Moim zdaniem nie. Swoją książkę nie przez przypadek zatytułowałem „Zielona wyspa czy ruchome piaski”, skłaniając się raczej ku temu drugiemu rozwiązaniu. Uważam, że kondycja polskiej gospodarki ma się coraz gorzej, dotknął nas kryzys, ale jego prawdziwe oblicze dopiero przed nami.

 Zalicza się Pan do tych ekonomistów, którzy ostrzegają, że najgorsze jeszcze przed nami? Co skłania Pana do formułowania takich ocen?

 Bieżąca analiza sytuacji gospodarczej Polski utwierdza mnie w przekonaniu, że jest źle, a będzie jeszcze gorzej. Uważam, że teraz nie ma jeszcze w Polsce prawdziwego kryzysu. Kryzys przyjdzie za kilka miesięcy, a jeśli w 2012 roku politycy jakoś go zatuszują i zrobią wszystko, aby społeczeństwo go nie zauważyło, to w roku 2013 kryzys jest już nieunikniony. Prawdziwy kryzys.

 Jak będzie wyglądał ten prawdziwy kryzys? Bo przecież nie będzie to tak, że pewnego dnia obudzimy się w innej Polsce, pogrążonej w recesji.

 Oczywiście, że nie. Kryzys to zjawisko, które narasta stopniowo i w każdej fazie daje się zauważyć pewne objawy. Dziś, kiedy z Panem rozmawiam, do sądu trafił wniosek o upadłość jednej z dużych firm budowlanych. To pierwszy taki wniosek, ale nie ostatni. Budownictwo jest jedną z podstawowych gałęzi rozwoju gospodarki. Teraz branża budowlana boryka się z bardzo poważnymi problemami. Po pierwsze dlatego, że wielu przedsiębiorców nie dostało pieniędzy za prace wykonane podczas przygotowania EURO 2012. Ci przedsiębiorcy stanęli przez to na skraju bankructwa i muszą udać się do sądów. Po drugie: państwo i samorządy bardzo ograniczają inwestycje budowlane – choćby inwestycje w drogi. To powoduje, że firmy budowlane mają mniej zamówień. Muszą więc zwalniać ludzi. Po trzecie wreszcie: w ostatnich latach rozwinęło się budownictwo mieszkaniowe. Zbudowano bardzo dużo mieszkań i domów, które dziś trudno sprzedać. Deweloperzy mają więc problem z tym, by zamienić swoje produkty na gotówkę i utrzymać płynność finansową.

           Jednak branża budowlana, która przeżywa teraz bardzo poważny zastój, to nie tylko firmy budowlane. To także hurtownie materiałów budowlanych, firmy podwykonawcze zajmujące się instalacją mediów, tynkowaniem, układaniem kostki itp. Gdy zamówień nie dostają firmy budowlane, automatycznie nie kupują materiałów, więc tracą hurtownie, nie zamawiają żadnych pobocznych usług. I tak oto recesja dotyka cały sektor budowlany, który jest jedną z najważniejszych działalności gospodarki.

Spodziewa się Pan zwolnień w tym sektorze?

 Zwolnienia są naturalną konsekwencją braku zamówień. Jeśli firma budowlana nie dostaje kontraktów, to nie potrzebuje fachowców do ich wykonania. Moim zdaniem, zastój na rynku budowlanym będzie oznaczał zwolnienie z pracy około 120 – 150 tysięcy ludzi. Zwolnienia te zaczną się już jesienią tego roku.

 W których innych obszarach gospodarczych spodziewa się Pan zwolnień?

 Drugi w kolejce jest sektor bankowy. W ciągu ostatnich lat banki udzieliły ogromnej ilości kredytów – często niespłacalnych. Teraz rynek skurczył zapotrzebowanie na kredyty. To oznacza brak pracy dla osób zajmujących się dotychczas udzielaniem kredytów, a więc dla doradców klientów, analityków. Następny sektor to sektor usług. Kryzys spowoduje zatrzymanie konsumpcji. Ludzie będą kupować mniej, a więc i mniej wydawać. Zrezygnują z części dotychczasowych zakupów. To będzie oznaczało, że rację bytu straci wiele drobnych przedsiębiorstw, które dziś ledwo wiążą koniec z końcem. Mam na myśli choćby księgarnie, różne firmy rodzinne. Dla państwa oznacza to brak podatków dotychczas płaconych przez te firmy. Dla ZUS-u oznacza to brak dotychczas płaconych składek. Dla ludzi zatrudnionych w tych sektorach oznacza to brak pracy.

 A czy spodziewa się Pan również zwolnień w administracji państwowej?

 Tutaj nie spodziewam się zwolnień, zwłaszcza w pierwszym okresie kryzysu. Administracja państwowa liczy kilkaset tysięcy osób, łącznie z rodzinami to może być nawet 2-3 miliony osób. Oni głosują na swojego pracodawcę, a tym jest rząd, więc rząd nie będzie ich zwalniał, by zapewnić sobie ich przychylność w ewentualnych wyborach. Spodziewam się natomiast fali zwolnień w obszarze służby zdrowia i edukacji. Innymi słowami: spodziewam się, że zwolnienia obejmą nauczycieli, pielęgniarki, lekarzy.

 To ciekawe. Dlaczego – Pana zdaniem – rząd nie zwolni urzędników, a zwolni nauczycieli i lekarzy, skoro ci drudzy są znacznie bardziej potrzebni.

 To nie rząd zwolni.

 Jak to nie rząd?

 Proszę zwrócić uwagę, że obowiązek finansowania szkół i szpitali został przerzucony na samorządy czyli na gminy i powiaty, a biurokracja w urzędach administracji państwowej finansowana jest z budżetu centralnego. Jeśli więc dojdzie do zwolnień w służbie zdrowia lub w oświacie to rząd będzie mógł umyć ręce od sprawy i obarczyć odpowiedzialnością samorządy.

 A samorządy na pewno będą zwalniać lekarzy i nauczycieli?

 Jest to bardziej niż prawdopodobne. Znany jest mi przykład powiatu, w którym funkcjonują dwa szpitale. Oba są zadłużone. Samorząd nie zdecyduje się przejmować szpitala mającego 120 lub 130 milionów złotych długów. Jedynym wyjściem będzie zamknięcie szpitala, a co za tym idzie zwolnienie zatrudnionego tam dotychczas personelu. Tak samo w oświacie. Rząd zawsze znajdzie wymówkę, bo powie, że za szpitale i szkoły odpowiadają wójtowie i starostowie.

 Jak w takiej sytuacji zachowają się samorządy?

 Samorządy staną w sytuacji, gdy będą musiały utrzymywać szkoły, szpitale, całą infrastrukturę komunikacyjną. Na to potrzeba pieniędzy, a tych nigdzie nie ma. Trzeba więc będzie zwiększyć dochody, a to można będzie uzyskać tylko na dwa sposoby: poprzez podwyższenie podatków i innych dochodów gminy, oraz poprzez wprowadzenie dodatkowych opłat. Na przykład opłat parkingowych w niektórych gminach.

 A jaki sposób znajdą samorządy na poprawę swoich budżetów?

 Na pewno podniosą podatki od nieruchomości. Być może wprowadzą też inne podatki. Jestem pewien, że wzrosną ceny dostaw wody, wywozów śmieci. Czyli znowu obciąży to nasze portfele.

 Czy spodziewa się Pan hiperinflacji?

 Uważam, że w najbliższych latach inflacja utrzymywać się będzie na dotychczasowym poziomie czyli około 4% w skali roku. Ale zastrzegam, że mówię tu o perspektywie nie dłuższej niż dwa lata.

 Zapytam jeszcze o Unię Europejską. W chwili, gdy rozmawiamy, toczą się rozmowy o powołaniu unii bankowej i unii fiskalnej. Jak Pan ocenia przyszłość tych pomysłów?

 Z punktu widzenia Polski wprowadzenie tych pomysłów w życie miałoby skutki katastrofalne. Dlatego, że wówczas my musielibyśmy dopłacać do bankrutujących banków w Hiszpanii, Grecji czy Portugalii. Aby to zrobić, rząd musiałby ponownie sięgnąć do naszych kieszeni. Nie ma żadnego argumentu ani politycznego ani ekonomicznego ani moralnego, aby z pieniędzy polskich podatników finansować złe decyzje bankierów z zachodniej Europy. Sytuacja finansowa banków jest konsekwencją decyzji podejmowanych przez ich szefów i to ich szefowie, a nie polscy podatnicy powinni ponosić skutki swoich decyzji. Mam więc nadziej, że Polska do unii bankowej i fiskalnej nie wejdzie i nie będziemy płacić za głupotę zachodnich bankierów.

 Sceptycy mówią, że bez unii fiskalnej i bankowej, Unia Europejska może nie przetrwać.

 To jest prawda. Unia Europejska może rozpaść się w 2013 roku. Ze wszelkimi prognozami na późniejsze lata radzę więc się wstrzymać do momentu, gdy jasne będą perspektywy Unii. Dodam tylko, że bankructwo Unii nie byłoby dla Polski rzeczą złą. Już teraz więcej dopłacamy niż dostajemy, a ogromna ilość przepisów utrudnia życie naszym przedsiębiorcom.

 Pan w sposób otwarty mówi, że za kilka miesięcy czeka nas kryzys. Ostatnio zauważyłem, że nie jest Pan w swoich prognozach odosobniony.

 W podobnym tonie wypowiada się również prof. Krzysztof Rybiński. W podobnym tonie mówią ekonomiści z Centrum im. Adama Smitha. W podobnym tonie wypowiada się Cezary Mech. W głównych mediach określa się nas mianem „ekonomistów moherowych”. Jednak później zapomina się, że często mieliśmy rację.

0

Leszek Szymowski

Niezale

132 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758