Porównanie Ewy Kopacz do Margaret Hildy Thatcher li tylko na tej podstawie, że ta druga zniszczyła krajowe górnictwo, a ta pierwsza chce to zrobić jest wyjątkowo głupawym zabiegiem PR-owym.
1.
Wyznawcy nieomylności rządu swoje wiedzą. Guru tego ruchu, Paweł Wimmer, deklaruje na facebooku:
Górnictwo – dlaczego popieram premier Kopacz
Odważną decyzją w roku wyborczym premier Ewa Kopacz wzięła na siebie zadanie godne Iron Lady, brytyjskiej premier Margaret Thatcher. Likwidacja kilku deficytowych kopalń Kompanii Węglowej to zadanie równie ważne ekonomicznie, co ryzykowne politycznie.
Przede wszystkim musimy pamiętać, że Kompania Węglowa nie tworzy PKB, czyli Produktu Krajowego Brutto. Ona ten produkt POMNIEJSZA. To skutek tego, że koszty przewyższają wpływy finansowe, czyli nie ma wartości dodanej. Kopalnie – choć górnicy wylewają tam wiele potu – zjadają wartość dodaną wytworzoną przez innych. O skali kosztów niech świadczy fakt, że do wysokości 52 równoleżnika, czyli szerokości geograficznej Warszawy, opłaca się węgiel importować morzem z RPA czy Australii, a nie przywozić ze Śląska.
Jeśli ktoś Wam powie, że rząd gnębi znowu górników, powiedzcie mu, że rząd tą decyzją chroni wartość dodaną wytworzoną przez innych. Deficyt Kompanii musi być z czegoś pokryty, a musi to zrobić właściciel, czyli Skarb Państwa. W ten sposób wspólnie wypracowane dochody budżetu są topione w nieefektywnym ekonomicznie górnictwie. Decyzja ma ochronić wydatki na edukację, służbę zdrowia, naukę, kulturę, wojsko, policję, na cały sektor budżetu centralnego. A tak naprawdę, zmniejszyć istniejący obecnie deficyt, bo uciekamy spod noża nadmiernego deficytu finansów publicznych. Na jedno zresztą wychodzi.
Kompania zatrudnia ponad 50 tys. osob. 6 tys. z likwidowanych kopalń zostanie przeniesionych do innych zakładów, 5 tys. straci pracę, ale z liczącą 2 mld złotych osłoną finansową. Będą mieli dobre dwa lata czasu, by znaleźć pracę na rosnącym coraz bardziej rynku pracy, na którym za dekadę nie będzie niemal bezrobocia.
https://www.facebook.com/prwimmer/posts/10153098941545864?fref=nf
2.
Część z nas pamięta czasy, w których żyła i działała „Żelazna Dama” – w końcu nie tak znowu odległe. Pamięta również i to, że pomimo ostracyzmu, jakie kraje tzw. Wolnego Świata stosowały wobec pogrążonej w stanie wojennym Polski, thatcherowska Wielka Brytania nie miała oporów, by odbierać od nas każdą ilość węgla po to tylko, by móc bez skrupułów rozwalić związki zawodowe górników u siebie.
No cóż, po raz kolejny Anglia dowiodła, że nie ma wiecznych przyjaciół, tylko wieczne interesy.
Anglia lat 1970-tych była monarchią cokolwiek wyliniałą, szarpaną częstymi zmianami gabinetów, strajkami, wojną w Irlandii Północnej, wszechwładzą związków zawodowych stawiających partykularne interesy na dobro kraju.
O poziomie gospodarki świadczyła inflacja na poziomie 30% (!); strajki pracowników służb miejskich doprowadzały do powstawania hałd śmieci na ulicach Londynu i innych miast, w kostnicach leżały zwłoki, bo nie miał ich kto pochować itd., itp.
W takiej to sytuacji 3 maja 1979 r. Konserwatyści wygrali wybory, i to osiągając aż 44% oddanych głosów (powie ktoś, że PSL osiągnie lepszy wynik jesienią tego roku – ale te angielskie były uczciwe 🙂 ).
Margaret Thatcher od razu zapowiedziała, co zamierza zrobić:
„Przyszłam do władzy w jednym celu: by zmienić Wielką Brytanię ze społeczeństwa uzależnionego od państwa w społeczeństwo samowystarczalne; z narodu, który działał według zasady: »dawajcie mi, bo mi się należy«, na taki, którego hasłem będzie: »zrób to sam«„.
Po dwóch latach jej rządów, w 1981 roku, dokładnie w roku ślubu Diany Spencer z księciem Karolem, przez kraj przetoczyła się fala rozruchów – w Brixton, Liverpoolu, Manchesterze, Bristolu i in. Na to nakładał się terror w wykonaniu IRA – w więzieniu pod Belfastem zagłodziło się na śmierć dziesięciu jej bojowników.
2 kwietnia 1982 roku Argentyna zajęła należące do Wielkiej Brytanii Falklandy, nazywane przez siebie Malwinami. Thatcher odbiła je w ciągu następnych 10 tygodni.
Dopiero podczas drugiej kadencji Iron Lady wzięła się za reformowanie kopalń.
Efekty jej rządów można różnie oceniać. Przede wszystkim, mimo 11 letniej walki, zmniejszyła wydatki budżetowe w niewielkim stopniu (43% w 1979 r. do 39% w 1990 r. – co jednak oznacza spory wzrost w liczbach bezwzględnych). Następcy „Żelaznej Damy” przekroczyli już dawno pułap z 1979 r.
3.
Ale „Żelaznej Damie” przyszło reformować Wielką Brytanię w warunkach hossy lat 1982- 87.
Ba, do tego w Związku Sowieckim rozpoczęła się „pierestrojka”, co zdecydowanie pozwalało część funduszy do tej pory przeznaczanych na zbrojenia przeznaczyć na inne, „cywilne” cele.
Nasza „metalowa” dama natomiast działa w warunkach diametralnie innych – Europa i świat pogrążone są ciągle w kryzysie. Thatcher prywatyzowała ogromny sektor publiczny, Kopacz tak naprawdę do „sprywatyzowania” prócz lasów pozostały jeszcze sądy i prokuratura. 😉
Trzeba również pamiętać, że współtwórca „reaganopolityki” Francis Fukuyama w końcu uznał, że wyznawane również przez „Żelazną Damę” idee były błędne:
W Stanach Zjednoczonych urzędy regulacyjne nie sprostały wyzwaniu, bo były niedofinansowane, trudno było im przyciągnąć zdolny personel i bez przerwy musiały walczyć z oporem polityków. Do tego stanu doprowadzono, gdy obowiązywała doktryna Reagana i Thatcher, która zakładała, że rynek jest skutecznym substytutem kosztownego rządu. Kryzys udowodnił co innego.
(Nie stać nas na kapitalizm, „Foreign Affairs”, tłum. „Forum”, 26 kwietnia 2011)
4.
Wróćmy jednak do guru wyznawców teorii mądrego rządu, Pawła Wimmera.
Otóż ten ekonomista z wykształcenia autorytatywnie stwierdza, że do wysokości 52 równoleżnika, czyli szerokości geograficznej Warszawy, opłaca się węgiel importować morzem z RPA czy Australii, a nie przywozić ze Śląska.
Pomija (czy również tego nie wie?), że gros importowanego węgla w Europie pochodzi… z USA. Przynajmniej brytyjska energetyka importująca prawie 40 mln ton rocznie pochłania węgiel pochodzący z Pensylwanii itp. Bo USA z kolei czerpią energię z gazu łupkowego. Węgiel australijski w ogromnej większości zasila rynek chiński i indyjski.
Jeśli chodzi o Polskę importujemy głównie z Federacji Rosyjskiej – w 2013 r. na niespełna 11 mln ton aż 61% pochodziło właśnie stamtąd! Na drugim miejscu są Czechy (przy czym pozostaje otwartym pytanie, jaką część czeskiego węgla stanowi… reeksport?), na trzecim USA. Ogółem, patrząc na lata 2004-2013 udział procentowy jest ciut niższy dla Rosji – 59%, Czechy – 18% i USA -13%. Na pozostałe kraje, w tym przede wszystkim Kolumbię oraz Australię i RPA, przypada 10%.
5.
Kopalnie są nierentowne i dlatego należy je zamknąć, gdyż zdaniem ekonomicznego trefnisia Wimmera Kompania Węglowa nie tworzy PKB, czyli Produktu Krajowego Brutto. Ona ten produkt POMNIEJSZA. To skutek tego, że koszty przewyższają wpływy finansowe, czyli nie ma wartości dodanej. Kopalnie – choć górnicy wylewają tam wiele potu – zjadają wartość dodaną wytworzoną przez innych.
Tymczasem obciążenia fiskalne naszego górnictwa uczyniłyby go nierentownym nawet w przypadku, gdyby miast węgla wydobywało złoto, do tego jeszcze metodą odkrywkową.
Wydobywany w Polsce węgiel opodatkowany jest maksymalną stawką VAT, czyli 23%. Już tylko obniżenie jej spowodowałoby urentowienie produkcji Kompanii Węglowej bez jakichkolwiek dalszych zabiegów. Do tego podatek akcyzowy – ok. 30 zł na tonę ( nie dotyczy odbiorców indywidualnych). Nadto kopalnie płacą tzw. opłatę eksploatacyjną, czyli określoną kwotę pieniężną od każdej wydobytej tony gminom, na terenie których węgiel jest wydobywany. Polskim wynalazkiem, niespotykanym w innych krajach, w których istnieje górnictwo, jest opłata od każdego wydrążonego metra wyrobiska pod ziemią oraz od zainstalowanych tam urządzeń.
Od bodaj dwóch dekad co najmniej przynajmniej raz na kwartał ktoś zabiera głos w sprawie tzw. atestów górniczych. Najkrócej sprawa wygląda tak, że pod ziemią nie można dowolnie używać tych samych narzędzi, co na powierzchni. Muszą mieć specjalny atest, a to powoduje, że cena młotka, na oko (i po zbadaniu parametrów również) takiego samego, jak dla pracującego na powierzchni stolarza, w kopalni może być nawet kilka razy wyższa! To samo dotyczy kabli, silników elektrycznych, kasków ochronnych, butów itd.
I nic z tego nie wynika poza chwilowym biciem piany.
Tak więc praprzyczyną nierentowności Kompanii Węglowej jest system podatkowy. Tylko jego zmiana może pomóc w uratowaniu branży.
6.
W całej tej sprawie wydaje się, że najważniejszy jest inny aspekt – polityczny.
Otóż branżowe związki zawodowe górnicze, górnicza Solidarność, są jedyną siłą zdolną jeszcze przeciwstawić się rządowi.
Bo reszta społeczeństwa została już zatomizowana.
Nie ma Stoczni, która dała sygnał do protestów w Sierpniu.
W dużych miastach największymi zakładami pracy są… jednostki budżetowe!
Czy chodzi więc o to, by w tym wyborczym roku zawczasu „przetrącić kręgosłup” opozycji?
I oczywiście o pieniądze, bo tajemnicą poliszynela jest, który wielki beneficjent naszej „transformacji” ustrojowej stoi za importem rosyjskiego węgla.
O politycznym aspekcie „restrukturyzacji” świadczy nagonka na działaczy związkowych, których to zarobki rzekomo tak mocno zawyżają cenę każdej tony węgla, że aż nie opłaca jej się kupować.
Tymczasem wynagrodzenia te nie sięgają nawet jednego promila zadłużenia Kompanii Węglowej!
7.
Bo przecież górnictwo jako takie od zawsze, czyli od 1945 roku było dojną krową dla reszty kraju.
Ukute w latach 1960-tych określenie Śląska (Górnego!): Polska Katanga ostatni raz chyba znalazło potwierdzenie w 2011 roku.
Oto Jastrzębska Spółka Węglowa trafiła na Giełdę.
90% zysku ze sprzedaży jej akcji zasiliło budżet, czyli poszło na kolejne etaty i spłatę odsetek od kredytów zaciąganych przez licencjusza Rostowskiego.
Teraz JSW ma dług zbliżony do Kompanii Węglowej.
O tym na razie jednak cichosza, ten temat eksploduje dopiero po wyborach?
8.
Tymczasem na hałdach leży circa 7-8 milionów ton węgla. Jeśli by sprzedać go tylko po 400 zł za tonę (mniej niż najtańszy węgiel w KW), to i tak otrzymamy… 2.800.000.000,- zł.- 3.200.000.000,- zł!
Słownie: dwa miliardy osiemset milionów zł – trzy miliardy dwieście milionów zł.
Kwota wystarczająca do tego, aby z nawiązką spłacić zadłużenia całego górnictwa, nadto część środków przeznaczyć na rozwój branży.
9.
10.
10.01 2015