Szczerze wątpię, czy polsko – izraelski zespół ds. dialogu prawno – historycznego dojdzie do skutku. A jeżeli nawet dojdzie, to czy przyniesie jakieś pozytywne rezultaty.
Wbrew bowiem szeroko deklarowanej trosce o prawdę i rozwój badań historycznych, agresywny atak na nowelizację ustawy o IPN od samego początku pokazuje, że chodzi w nim o coś dokładnie odwrotnego.
W opublikowanym oświadczeniu Instytutu Yad Vashem czytamy: „Nie ma wątpliwości, że określenie „polskie obozy śmierci” jest błędne z historycznego punktu widzenia. Obozy zagłady były organizowane w okupowanej przez nazistów Polsce w celu mordowania narodu żydowskiego w ramach „Ostatecznego Rozwiązania”. Sprzeciwiając się nowelizacji ustawy Instytut podkreślił, że penalizacja stwierdzenia o „polskich obozach śmierci” prowadzi do „zniekształcenia prawdy historycznej” i „ograniczenia wypowiedzi naukowców i innych osób na temat bezpośredniego lub pośredniego współudziału Polaków w zbrodniach popełnionych na ich ziemi podczas Holokaustu” i ustalenia „skomplikowanej prawdy”.
Owszem, zdarza się nader często, że w trakcie badań historycznych pojawiają się błędne tezy, lecz na tym właśnie polegają badania historyczne, by je zweryfikować i – jeśli okażą się fałszywe – wyrzucić na śmietnik raz na zawsze. Jeśli już się później pojawiają, to raczej w kontekście badań nad historią historiografii. Ale świadome stawianie publicznie błędnych tez i uzasadnianie tego koniecznością dążenia do prawdy, to propaganda, a nie rzetelne badania.
Ba, o tym, że nie chodzi o żadne badania historyczne i prawdę powiedział wprost premier Izraela, Banjamin Netanjachu: „To prawo musi być zmienione. Nie zgodzimy się na żadną próbę napisania historii na nowo. Nie zgodzimy się na żadne restrykcje wobec badań historycznych”.
Historię swoimi wypowiedziami pisze akurat Benjamin Netanjahu, a konkretnie kolejne wersy w rozdziale pt. „Stosunki polsko – żydowskie”. Historycy zajmują się jedynie badaniem historii, a nie jej pisaniem.
Heurystyka podpowiada: wypowiedź Netanjahu oznacza dokładnie zakaz prowadzenia badań historycznych; jest „jedynie słuszna”, zatwierdzona wersja historii i nawet, jeśli pojawiają się dowody na jej fałsz, to tym gorzej dla dowodów.
Przecież już to kiedyś przerabialiśmy – przy okazji sprawy Jedwabnego. Gdy tylko na jaw zaczęły wychodzić fakty przeczące rozpropagowanej przez Jana T. Grossa wersji wydarzeń – badania zostały przerwane. Co interesujące, odwołano się tutaj do kwestii religijnych, rzecz bez precedensu jak świat długi i szeroki.
http://www.naszdziennik.pl/mysl/84079,operacja-jedwabne-przygotowanie-do-roszczen-finansowych.html
W cytowanym powyżej oświadczeniu Instytutu Yad Vashem padają słowa o „bezpośrednim lub pośrednim współudziale Polaków w zbrodniach popełnionych na ich ziemi podczas Holokaustu”. W cudzym oku słomkę, a we własnym belki nie widzi – chciałoby się skomentować. Redaktor Adrian Klarenbach w programie telewizyjnym zapytał rabina Ber Stamblera „Czy byli Żydzi sprzedający Żydów?”. Ów najpierw zasłaniał się niewiedzą, a na stwierdzenie red. Klarenbacha, że jednak byli, odparł „Mądrzej jest nie wspomnieć o tym, bo to wcale nie jest podobne”.
Taka „mądrość”, która każe przemilczać fakty niewygodne dla oficjalnej narracji
http://www.uwazamrze.pl/artykul/995313/jak-zydzi-kolaborowali-z-niemcami
a uwypuklać inne, zwłaszcza marginalne, ma w języku polskim i polskiej historiografii swoje miano – „manipulacja”.
Władze Izraela straszą, że oskarżą Polskę o negowanie Holokaustu, jeśli przyjmie nowelizację ustawy o IPN.
I to pomimo ujawnionych dokumentów potwierdzających, że nowelizacja ustawy o IPN była konsultowana ze środowiskami żydowskimi.
„Pierwszą ofiarą wojny jest prawda”, stwierdził Hiram Johnson. Doceniając trafność refleksji amerykańskiego polityka chyba czas najwyższy zrewidować poglądy dotyczące naszych strategicznych parterów politycznych.