Pan w mundurze zaprosił cała wycieczkę do specjalnej sali treningowej. Tam, na specjalnych matach miał się odbyć pojedynek.
Pan w mundurze zaprosił cała wycieczkę do specjalnej sali treningowej. Tam, na specjalnych matach miał się odbyć pojedynek. Szósta a wraz z panią pedagog zasiadła w kucki pod jedną ścianą, a pod drugą – kursanci w kimonach i ich instruktorzy. Na środku stanął pan w mundurze, który krótko naradzał się z szefem instruktorów.
– Kogo damy…? Nie no, bez przesady… Przecież to tylko dziecko… Chodź no tu chłopcze!
Łukaszek ani drgnął.
– Chłopczyku!!
– No idź, pan cię woła – syknęła pani pedagog.
– On woła jakiegoś chłopczyka – oświadczył ze spokojem Łukaszek.
Kursanci zafalowali nerwowo, pan w mundurze poszeptał z szefem instruktorów i zawołał:
– Łukasz!
– Moment! – odparł ze spokojem Łukaszek, wstał, wyciszył telefon i powolnym krokiem skierował się do środka sali. Szef instruktorów spojrzał na niego bystro i zawołał:
– A ja poproszę do siebie profesora reżysera!
– No co pan?! – zdziwił się pan w mundurze. – Taki silny zawodnik? Przecież…
– Tak trzeba – szepnął szef instruktorów. Wiekowy profesor reżyser podszedł do nich z trudem i spojrzał na Łukaszka.
– O, chłopczyk! Ale mały! Chodzisz pewno do szkoły, co? To dobrze masz. Ja w twoim wieku to musiałem pracować! Powinieneś codziennie dziękować za to oficjalnym czynnikom państwowym!
– A ja, jak będę w pana wieku to już mnie nie będzie – oznajmił ze smutkiem Łukaszek.
– E? Czemu? -spytał skonsternowany profesor reżyser.
– Bo mówili wczoraj w telewizji, że nie będzie emerytur. I wszyscy młodo umrą z głodu, albo będzie kanibalizm…
– To jest kłamstwo! To są bzdury! – podniósł głos profesor reżyser, a na policzkach wystąpiły mu szkarłatne plamy. – W jakiej to było telewizji?
– A to robi jakąś różnicę? – spytał niewinnie Łukaszek.
– Oczywiście!
– W telewizji "Wieczność"…
– Ha! Widziałem! Banda oszołomów!
– A nie, pomyliło mi się! To była Najlepsza TV!
– E… Hm… Tego… No może przesadzili z tym kanibalizmem, ale jakaś dieta, myślę, mogłaby wchodzić w rachubę – improwizował rozpaczliwie profesor reżyser. – Nadmierny konsumpcjonizm…
– I powiedzieli jeszcze, że to wszystko przez tego polityka, co jest w opozycji – kontynuował Łukaszek. – Psze pana, a kiedy on wreszcie odejdzie z opozycji?
Profesor posiniał i już zbierał w sobie ślinę do merytorycznej riposty, gdy szef instruktorów przerwał mu głośnym, nerwowym, nienaturalnym śmiechem:
– Chachacha!! Tośmy sobie pożartowali, chachacha!! To była taka, no… Rozgrzewka!! Chachacha!!
– Rozgrzewka? – spytał zawiedziony Łukaszek. – A ja myślałem…
– Tak, rozgrzewka!! Chachacha!! – pan w mundurze śmiał się równie głośno z równym niepokojem w oczach. – To co? Chyba wybierzemy Łukaszkowi jakiegoś godnego mu przeciwnika?!! Chachacha!!
– Wybierzecie? A ja myślałem…
– Dam radę! – profesor reżyser zacisnął pięści. – Dajcie mi tylko szansę!
– To zróbmy tak: walczymy do trzech przegranych – zaasekurował się jeszcze szef instruktorów. – Zaczynajcie!
Profesor reżyser zaatakował. Obrzucił Łukaszka stekiem wyzwisk i śliną.
– Ty, mały… Szacunku za grosz… Gówniarz… Faszysta… Przymusowa reedukacja… Za karę odcięcie od internetu… Pewnikiem katolik… Tacy najgorsi… A rodzice i dziadkowie… I co, jak mi poszło? – profesor reżyser z błagalnym wyrazem twarzy szukał potwierdzenia w oczach szefa instruktorów.
– Kiepsko – odezwał się zamiast niego Łukaszek. – Jak ja się leję z chłopakami i wiem, że wygrywam, to nie muszę się pytać innych czy wygrałem!
Pan w mundurze zasłonił sobie oczy jedną ręką, a drugą odesłał profesora reżysera pod ścianę.
– Myślę, panie reżyserze, że powinien pan wrócić do kręcenia filmów i opuścić nasz ośrodek…
– Nie…! – kompletnie załamany starzec wyszedł z sali. Szósta a przyjęła wygraną Łukaszka radosnym wyciem.
– No cóż, trafiło się ślepej kurze ziarnko – rzucił pobladły szef instruktorów. – Poproszę do mnie pana docenta eksperta!
Podszedł do nich elegancki pan z brodą i w eleganckich okularach. Ukłonił się nieznacznie.
– Znam siedemnaście jeżyków, czternaście razy byłem ministrem – rzucił od niechcenia.
– Łaaaał… – przeleciało po kursantach,
– A ja przedwczoraj strzeliłem gola z przewrotki – pochwalił się Łukaszek.
– To było na treningu – wyskoczył jak zwykle niepytany okularnik z trzeciej ławki. – Poza tym to nie była taka czysta przewrotka, raczej wywrotka…
– Ale strzelił – poparł Łukaszka Gruby Maciek.
– Pytaj o co chcesz chłopcze – rzekł z wyższością docent ekspert. – Wszystko wiem. Na wszystko odpowiem.
– Gdzie pan teraz pracuje?
Docenta eksperta zamurowało.
– To znaczy? – spytał ostrożnie.
– No, nie rozumie pan? Mój stary codziennie chodzi do roboty. A pan? Gdzie? U kogo pan zarabia?
Docent ekspert zaczął się cofać i w panice rzucać oczami.
– Przecież mu nie powiem, że pracuję w fundacji "Musicie Załatwić Nasze Interesy" – bąknął w stronę szefa instruktorów.
Szósta a znów zawyła triumfalnie.
– Ja je*ię – jęknął szef i odesłał kursanta pod ścianę. A pod ścianą zaczął się ruch. Kursanci zaczęli skandować: "Nic się nie stało, elity, nic się nie stało" i "gramy o honor!".
– O! – zawołał Gruby Maciek. – Poznaję jednego z nich! Były piłkarz!
– Gramy o wszystko – oświadczył z wściekłością szef instruktorów. – Kto teraz wygra, wszystko wygra! Dawać mi tu porucznik redaktor!
Momentalnie zapadła cisza. W grupie kursantów wstała jedna pani i zbliżyła się do Łukaszka.
– My, elity, mamy nie tylko pokazywać świat, ale przede wszystkim go tłumaczyć – powiedziała niskim głosem. – Wieść.
– Właśnie, więc ja…
– Wytyczać horyzonty – przerwała Łukaszkowi porucznik redaktor.
– Mam pytanie…
– Wskazywać kierunki.
– …chodzi mi o…
– Mówić kto dobry a kto nie.
– …mojego kuzyna.
– Kuzyna?
– No tak. Czy warto się z nim kumplować, czy nie.
– A co robi twój kuzyn?
– Nic.
– To warto. Młody, pewno z miasta.
– Stał ostatnio całą niedzielę pod kościołem.
– O, to moher! Nie warto!
– I rozdawał ulotki.
– A nie, warto. Odważny, młody człowiek.
– Nawołujące, by się nawrócić.
– Moher! Nie warto!
– I się z nich naśmiewał.
– Inteligentny, sympatyczny młodzieniec! Warto!
I tak pani porucznik redaktor co chwila wyrażała coraz to inną opinię, aż w końcu zachrypła i się poddała.
– Szacunek chłopcze – szef instruktorów uścisnął prawicę Łukaszka. – Nie chciałbyś tu wykładać?
– Co pan! Po moim trupie! – krzyczała pani pedagog. – Najpierw musi się podciągnąć z matematyki!
– Genialna taktyka – nie mógł wyjść z podziwu pan w mundurze. – Kto cię szkolił? GI Joe? Navy Seals? CIA? GRU?
– Nie, ja sam. Codziennie tak robię w jajo swoją starą…
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!