Gdy Romuald Szeremietiew z uporem maniaka próbuje oddać istotę Wojska Polskiego (z cudzysłowem i bez cudzysłowu), z jego blaskami i cieniami przez ostatnie 70 lat, nadając niczym tamtamem na wiecu głuchych, kto bardziej zdrajcą, a kto zupełnie nie; gdy szanowni czytelnicy – skłonni do prostej oceny całej rzeczywistosci na podstawie niewielkiej ilości skomplikowanych faktów – wciąż biorą literaturę za historię (ch ta kolubryna z Potopu – Braunek się nazywała) chciałbym niniejszym wziąć w obronę Janusza Radziwiłła – utrwalonego szwarccharaktera (nieprawdaż?)!!!
Postawię teraz pewną tezę, a potem ją rozwinę:
Janusz Radziwiłł – tak naprawdę nie był on zdrajcą, tylko lojalnym poddanym króla Jana Kazimierza, a poza tym bardzo zdolnym dowódcą wojskowym.
Po wybuchu powstania Chmielnickiego, kiedy Polacy dostawali od powstańców baty, Radziwiłł bronił Litwy przed Kozakazmi i odciągał część sił Zaporożców od Korony. Obległ i zdobył Bobrujsk, każde inne miasto poddawało się prawie bez walki. Pod Łojowem, tradycyjnie dysponując mniejszymi siłami, rozgromił armię nieprzyjaciela Rzeczpospolitej. Jeszcze tego samego roku wysłał do Warszawy 50 zdobycznych choragwi. Jan Kazimierz, na skutek podszeptów zawistników, wstrzymał w "nagrodę" zapłatę należnego armii litewskiej żołdu i rozkazał rozesłać do Korony połowę zebranego już wojska Radziwiłł nie posłuchał rozkazu, a zaległy żołd wypłacił z własnej kiesy. W następnym roku śmiałym zagonem podszedł pod Kijów i zdobył stolicę Kozaczyzny. 23 Września 1650 stał już na lewym skrzydle wojsk koronnych w bitwie pod Białą Cerkwią, gdzie nie czekając na rozkazy wodza naczelnego, hetmana Potockiego, sam rozpoczął brawurowy atak na Kozaków. Jak się okazało było to zbawcze zagranie – armia Rzeczpospolitej odniosła spektakularne zwycięstwo, a geniusz strategiczny Janusza Radziwiłłą podziwiał sam Stefan Czarnecki.
Na początku czerwca 1654 r. 70 tysięcy rosyjskich żołnierzy (szwedzkie wojsko podczas "potopu" liczyło 30 tys. żołnierzy), wspieranych przez niemiecki korpus oficerski, przekroczyło granicę Wielkiego Księstwa Litewskiego (a więc i Rzeczypospolitej Obojga Narodów). Wojewoda wileński Janusz Radziwiłł zawiadomił króla, że natychmiast potrzebuje gotówki – niektóre miejscowe oddziały nie były opłacane od 16 lat. Odpowiedzią był stłuminy rechot zadowolonych senatorów – w efekcie król, jakby na złość wojewodzie, postanowił nie wysyłac pieniędzy na pobór przed obroną państwa związanego unią z Koroną. Po raz kolejny, "dla Ojczyzny ratowania", Radziwiłłowie sięgnęłi do własnej szkatuły. Tymczasem rosyjska armia już przekroczyła Dniepr. Pierwszy padł Połock, następnie Mścisław, Siebież, Dorohobuż i Krzyczew. Jan Kazimierz niestety kontynuował zabawę – zamiast oddać dwie buławy hetmańskie, czyli dowódctwo w ręce Janusza i Jego stryjecznego brata Bogusława – hetmanem polnym litewskim, czyli zastepcą wodza, mianował królewskiego lizusa Wincentego Gosiewskiego. Więc Radziwiłówie przestali się oglądać na Warszawę i wzięli obronę Litwy we własne ręce.
Janusz Radziwiłł na czele wszystkiego co miał – 4.000 wojska – podkradł się pod obóz Moskali pod Nową Wodą. Wykorzystując fakt, że rosyjskie wojsko spało upojone alkoholem, bo dzień wcześniej opijało św. Jana, dokonał całkowitej rzezi wojska nieprzyjaciela (obóż liczył około tysiąca) ludzi. Pod Szkłowem koło przeprawy na Dnieprze, by nie dopuścic do połączenia się dwóch armii przeciwnika, postanowił stanąć do bitwy. Dokładnie naprzeciwko kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy wroga ustawił w szeregu 3 tysiące husarii i dał rozkaz do ataku. Ciężka jazda Litwinów zadziałała jak tyraliera czołgów na pełnym gazie – po prostu wjechała w ludzką breję i siekła co popadło. Po pięciu godzinach masakry wycofał swoich do tyłu, ustawił szyk i przeprowadził decydującą szarżę – w efekcie tego jedna z czterech rosyjskich armii przestała całkowicie istnieć "Nie szanował się, ale się bardzo narażał i sam, i tam się podając i po skrzydłach i w samym czele, nie tylko potykac się rozkazując, ale i sam przywodząc" – tak pisał o Januszu Radziwille uczestnik tamtych walk. Trumf wojsk radziwiłłowskich był totalny – niestety straty własne również.
Dwa tygodnie później Radziwiłł był gotów bić się dalej – niestety wystawił jedynie 6 tysięcy żołnierzy (byli to ostatni uzbrojeni mężczyźnie w promieniu kilkuset kilometrów a na ściąganie wojska z bardziej odległych terenów po prostu nie było już stać Janusza). Bitwa pod Szepielewiczami zakończyła się fatalna klęską, ale nie z powodu jakiegoś błędu wodza – Radziwiłł był obłożnie chory. "Stać nie mógł żadną miarą, ani na konia wsiąść" – tak widziano go na dwa dni przed starciem. Po klęsce wycofał się w kierunku Wilna, a armia rosyjska podeszła pod Smoleńsk. Późniejsze oblężenie Kamieńca Podolskiego przez Turków, w porównaniu do oblężenia Smoleńska przez Rosjan mozna tylko porównac do bitwy na śnieżki. Po zdobyciu Smoleńska Rosjanie kierowali się ku Wilnu, a Janusz Radziwiłł leżał złożony chorobą, jak się później okazało śmiertelną.16 Lipca 1655 dotychczasowi krytycy polityki Radziwiłła kapitulowali na wyścigi przed Karolem Gustawem. Pod Ujściem poddała się cała armia Rzeczypospolitej, nie oddawszy nawet jednego strzału. Króla zdradzili wszyscy oprócz Stefan Czarneckiego który nie zdążył na miejsce zboru pospolitego ruszenia, oraz schorowanego Radziwiłła. Tymczasem Rosjanie zdobyli Wilno tradycyjnie paląc, gwałcąc i rabując. Pożar miasta trwał 17 dni.
Tymczasem Jan Kazimierz, kiedy udawał się na Śląsk, napisał do Radziwiłła list z prośbą, żeby spróbował porozumieć się ze Szwedami i w ten sposób powstrzymać ich od grabienia kraju. Biskup wileński Jerzy Tyszkiewicz kapitulował przed Rosjanami – a skoro przed Rosjanami można kapitulować, to dlaczego przed Szwedami już nie? Po dezercji większości żołnierzy Radziwiłłą po bitwie pod Oszmianą, z powodu niemożności wypłacenia im należnego żołdu, Radziwiłł, który z tego powodu został z niczym, 17 sierpnia 1655 zawarł ze Szwedami układ w Jaszwojniach. Podpisało go łącznie 436 osób – tylko we własnym imieniu. Była to najwidoczniej próba ratowania tego, co się dało uratować. Jednak Szwedom ten układ nie wystarczył i na Radziwille w końcu wymuszono nowy układ, na który początkowo nie chciał się zgodzić, ale ostatecznie uległ na wieść, że Król Jan Kazimierz Waza faktycznie uciekł przez Karolem Gustawem Wazą na Śląsk. Wojna dwóch Wazów jak się wtedy wydawało ostatecznie wyłoniła zwycięzcę. I dopiero wtedy Janusz Książe Radziwił podpisał niesławną umowę ze Szwedami w Kiejdanach. Strony uzgadniły, że Wielkie Księstwo Litewskie pod żadnym pozorem nie może być wcielone do Królestwa Szwedzkiego, "lecz naród szwedzki narodowi litewskiemu, senat senatowi, rycerstwo rycerstwu, pod każdym względem mają być równe".
Janusz Radziwiłł został "kozłem ofiarnym", uznanym za głównego zdrajcę jeszcze za życia, bo wszystkim było to na rękę oprócz jego stronników. Janowi Kazimierzowi – bo jeśli układ kiejdański uznać za posunięcie patrioty i mądrego polityka, to kimże byłby zbiegły Król Polski (porównaj: kazus Kuklińskiego i Jaruzelskiego). Panom Polskim, którzy za chwilę potrzebowali wykreować kogoś na stokroć gorszego niż oni – na przykład taki gagatek jak wojewoda poznański Krzysztof Opaliński – odpowiedzialny za kapitulację pod Ujściem, czy wspomniany bp Tyszkiewicz. Byli stronnicy – "zmusił nas!, oszukał!" (kmicicowskie alibi "na przysiegę"). Czy wreszcie Szwedzi, którzy wyolbrzymiali oddanie Ks. Radziwiłła Rexowi Karolusovi Gustawusovi – by przytrzymać u siebie szlachtę polską (a był moment, że byli z nimi wszyscy prócz Czarnieckiego i Lubomirskiego), pozbawić Jana Kazimierza morale i chęci walki o tron, oraz wbić klin niesnasek pomiędzy Litwinów i Polaków (divide et impera).
Janusza Radziwiłła trudno nazwać zdrajcą – zdrajcą można za to z pewnością nazwać Bogusława Radziwiłła z powodu układu rozbiorowego w Radnot (do wygooglania).
Nie zapominajmy, że do czasu oblężenia Jasnej Góry (a nie Częstochowy, Częstochowa nie był oblegana przez Szwedów gdyż rajcy miasta uznali zwierzchność Karola Gustawa) Potop Szwedzki nie był jeszcze Potopem ale "Wojną dwóch Wazów" o koronę. Wspominałem prawda? Otóż, ponad połowa Rzeczpospolitej w tej wojnie bardzo szybko poparła Karola Gustawa (Demona Wojny i Zwyciężcę z Wojny Trzydziestoletniej) który miał plany stworzenia wielkiego Szwedzko-Polskiego imperium od Morza Czarnego (a nawet Kaspijskiego) do Morza Północnego z Morzem Bałtyckim wewnatrz.
Karol Gustaw poczatkowo wydał absolutny zakaz łupienia dóbr Rzeczpospolitej, za okrucieństwo względem ludności karał stryczkiem a ponadto uznał religię katolicką tak samo wazną jak protestantyzm. Bardzo bał się (pamietając kłopoty Niemców w pierwszej dekadzie Wojny Trzydziestoletniej), by nie uznano tej wojny za religijną. Dlatego chronił kościoły. I na początku wszystko szło dobrze póki sobie nie strzelił w stopę i nie wpakował się z tą Jasną Górą (oblężenie było zresztą słabiutkie) która została koncertowo wykorzystana, przez Jana Kazimierza (a zwłaszcza jego żonę, damę z dworu Króla Słońce) i wywołała wrażenie Cudu.
A było to tak: u Szwedów był czeski watażka i zbrodniarz Jan Wejhard Wrzesowicz. Skurwiel, bandyta i złodziej, lecz w stopniu Generała Majora, a więc poważna persona. Wrzesowicz polujący na łupy i królewskich (od Jana Kazimierza) na granicy Małopolski, Wielkopolski i Śląska podszedł ze swoim oddziałem (ok. 200 osób) – wbrew wyraźnemu rozkazowi Karola Gustawa – pod Jasną Górę. Wdarł się do klasztoru i zaczął łupić precjoza, ale został wyparty (klasztor miał też prawie 200 ochrony + pątnicy). Poawanturował się więc w okolicy. Próbował wymusić okup (tzw pożarowe – tzn. jeśli zapłacisz to cię nie spalimy) ale nie dał rady i poszedł to samo robić z Wieluniem. Zaraz potem napatoczył sie Generał Muller, trochę typowy urzędas Szwedzki od Kanclerza Oxisterny i (i karny żołnierz) który jeździł od miasta do miasta i przejmował szwecką jurysdykcję nad grodami. Miał ze sobą pułkownika Sadowskiego, który tłumaczył, że Polski Król Jan Kazimierz zbiegł ratując własny tyłek, zostawiając kraj Karolowi Gustawowi który niedługo sie koronuje na Króla Polski. I miasta mniej lub bardziej chetnie uznawały władzę szwedzką. Tak zrobiła też Częstochowa do której jurysdycznie należał Klasztor Jasnogórski. Ale Przeor Kordecki oddając hołd karolowi Gustawowi jednocześnie pozostawił bramy przed wojskiem zamknięte – bojąc się, że zaraz stanie sie ze skarbami klasztoru i Cudownym Obrazem* to, co chcieli z nimi zrobić parę dni wcześniej bandyci od Wrzesowicza – przez co nie dopełnił de lege uznania władzy szwedzkiej i wymierzył osobisty policzek Mullerowi. Odmawiając otwarcia bram użył fortelu i powiedział, że Jasna Góra to nie Częstochowa i uchwała rajców o otwarciu maiasta tu nie obowiazuje. Zdezorientowany i poniżony Muller postanowił więc poczekać, aż Klasztor sie namysli i jednocześnie wyjaśnić (serio) jak to zgodnie z prawem jest: należy Klasztor do terenów Częstochowy czy nie (Szwedzi to straszni formalisci byli). Więc 8 listopada rozłozył się z 3000 wojska pod klasztorem, posyłając jej kulkę jaką, by złość swą nakarmić. Klasztor zaczął oblegać "na całego" dopiero jednak w grudniu (strzelając z armat, gdy w końcu nadeszły – 2 kartouny) po wyjaśnieniu w Warszawie, że to Szwedzi prawnie maja rację (fakt).
Jeden komentarz