Kilka miesięcy temu pisałem o możliwości wyrwania Polski z rosyjskiej strefy wpływów w wyniku zmian w polityce zagranicznej USA (YANKEE COME HOME?!, idź POD PRĄD, październik 2010). Nadzieję budziła deklaracja Roberta Kagana, jednego z najbardziej znanych i wpływowych neokonserwatystów.

Oto fragment tamtego tekstu:

„Ciekawe wieści dochodzą też z amerykańskiego podwórka. Oto Robert Kagan (…) w artykule "America: Once engaged, now ready to lead" w The Washington Post z 1 października br. obwieszcza, że USA z roli zaangażowania w politykę międzynarodową przechodzą znowu do fazy przewodzenia jej. Powołuje się między innymi na wizytę w Polsce sekretarz stanu USA Hilary Clinton , która skrytykowała państwa autorytarne (wymieniając z nazwy Chiny, Rosję i Egipt) za "powolne tłamszenie społeczeństwa obywatelskiego i ludzkiego ducha". Tak kończy swój tekst:

W tych okolicznościach starzy demokratyczni sojusznicy w Azji i Europie jawią się jako lepsze oparcie dla polityki USA. Demokracja wydaje się być lepszą niż autorytaryzm odpowiedzią na wiele światowych wyzwań, podobnie jak amerykańskie przywództwo to lepsza opcja niż dogadywanie się z autorytarnymi potęgami. Przygotujcie się na Drugą Fazę.

Z Egiptem sprawa jest już właściwie załatwiona. „Demokratyczne rewolucje islamskie” nawiedzą jeszcze zapewne kilka dalszych kraików tamtego regionu, ale kluczem powodzenia akcji powrotu do „fazy przewodzenia” USA w świecie są o wiele więksi gracze wymienieni na liście Kagana.

Jeśli wierzyć doniesieniom medialnym, Rosja już przygotowuje się na „spontaniczne” wystąpienia ludu:

„W Rosji powołano grupę ekspertów z grona najwyższych urzędników państwa, która bada genezę ludowych rewolucji w Tunezji i Egipcie. Władze kraju obawiają się powtórzenia u siebie wydarzeń, do których doszło w Afryce Północnej.” wp.pl  

Pomimo dwudziestu lat „demokracji i kapitalizmu” Rosja jest dalej państwem zacofanym. 5% obywateli kontroluje 80% majątku narodowego, a do grupy najbiedniejszych należy… 80% mieszkańców. Klasa średnia praktycznie nie istnieje. Wymarzone poletko dla rozruchów (Chiny pod tym względem są w jeszcze gorszej sytuacji). Już raz Niemcom udało się sprowokować rosyjskie społeczeństwo do rewolucji, która potem wymknęła się całkowicie spod kontroli. Jelcyn też doszedł do władzy w wyniku kontrolowanych zamieszek. Widać „siła w narodzie jest”. Czy i tym razem uda się taki scenariusz?

Zmianę w „obamizacji” polityki USA widać także na płaszczyźnie dyplomatycznej. Jeszcze niedawno obawialiśmy się, że NATO odda nas pod rosyjski parasol rakietowy, a tymczasem przedstawiciel NATO ds. Kaukazu i Azji Centralnej James Appathurai oświadczył wczoraj na konferencji prasowej w Moskwie, że „Sojusz nie będzie tworzyć wspólnego systemu obrony antyrakietowej z Rosją”.

Nadzieje na wyjście z rosyjsko-niemieckiego kondominium wydają się więc nabierać podstaw. Szkoda tylko, że w tej grze jesteśmy tylko pionkami na szachownicy…

Paweł Chojecki