„Sprawa Polska” – ten zwrot był używany nie tylko w polskim środowisku, ale na całym świecie, z jednej strony jako wyrzut sumienia w związku z pozbawieniem praw do samodzielnej egzystencji narodu o wielkiej kulturze i zasługach w dziedzinie obrony Europy przed wschodnimi najazdami. Niemcy wprawdzie złośliwie mawiali „der Elefant und die polnische Frage”, ale w pojęciu europejskiej kultury ten problem istniał jako koronny przykład niesprawiedliwości w układzie europejskich stosunków międzypaństwowych. Przed I wojną światową przypominanie o tej sprawie spowodowało z stała się ona przedmiotem o który między innymi toczyło się tę wojnę. Ze strony amerykańskiej z pewnością była to szczera intencja zawarta w 13 pkt postulatów Wilsona. Anglicy jej unikali nie chcąc drażnić swego sojusznika – Rosję, Ale Francuzi dość […]
„Sprawa Polska” – ten zwrot był używany nie tylko w polskim środowisku, ale na całym świecie, z jednej strony jako wyrzut sumienia w związku z pozbawieniem praw do samodzielnej egzystencji narodu o wielkiej kulturze i zasługach w dziedzinie obrony Europy przed wschodnimi najazdami.
Niemcy wprawdzie złośliwie mawiali „der Elefant und die polnische Frage”, ale w pojęciu europejskiej kultury ten problem istniał jako koronny przykład niesprawiedliwości w układzie europejskich stosunków międzypaństwowych.
Przed I wojną światową przypominanie o tej sprawie spowodowało z stała się ona przedmiotem o który między innymi toczyło się tę wojnę.
Ze strony amerykańskiej z pewnością była to szczera intencja zawarta w 13 pkt postulatów Wilsona. Anglicy jej unikali nie chcąc drażnić swego sojusznika – Rosję,
Ale Francuzi dość szybko zorientowali się w grze państw centralnych wobec Polski i nie mogli tego zagadnienia pozostawić całkowicie w rękach rosyjskich do czego zobowiązywały ich warunku sojusznicze, potwierdzone po nieudanej ofensywie Nivela w 1917 roku.
Uwzględniając jednak ryzyko zastąpienia przez polską armię Niemców na froncie wschodnim i w konsekwencji zwiększenia sił niemieckich we Francji, postanowili uznać Polski Komitet Narodowy i powołać polskie wojsko we Francji wytrącając tym samym Niemcom polską kartę.
Nota bene był to największy sukces Legionów Polskich i przy okazji świetny przykład na przyszłość w jaki sposób buduje się sojusze.
Z chwilą odzyskania niepodległości i powstania państwa polskiego ten problem „sprawy polskiej” znikł, staliśmy się normalnym członkiem nowego układu europejskich państw.
Wszystko to funkcjonowało aż do 1939 roku i to nie po klęsce wrześniowej, ale ujawniło się już przed wojną. Najpierw były „gwarancje” brytyjskie, które zostały wprawdzie przyjęte życzliwie, ale uznane też za niewystarczające w stosunkach między suwerennymi państwami. Ostatecznie zakończyły się traktatem sojuszniczym, niestety zbyt późno w obliczu nieuchronnej wojny, bo dopiero 25 sierpnia 1939 roku.
W sierpniu tegoż roku Francuzi wyrazili zgodę nie pytając Polski, na wkroczenie wojsk sowieckich do Polski jeszcze przed wybuchem ewentualnej wojny z Niemcami.
Oznaczało to w praktyce zgodę nie tylko na zabór części polski, ale wprost na aneksję państwa polskiego.
Francuzi uważali że oczywiście Polski nie zdradzili, powrócili jedynie do stanu sprzed I wojny światowej kiedy bez zastrzeżeń uznali „sprawę polską” za wewnętrzną sprawę rosyjską.
Dla Stalina takie rozwiązanie było zbyt ryzykowne, wystawiało na możliwość pierwszego uderzenia niemieckiego i konieczności poniesienia całego ciężaru wojny za tylko fragment Europy.
Sojusz z Niemcami dawał szansę na realizację jego planu o którym zresztą mówił otwarcie: – przystąpienia do wojny w ostatniej fazie i zagarnięcie całej Europy.
Swoim stanowiskiem Francuzi niejako otworzyli znowu „sprawę polską”, która w wyniku II wojny światowej została oddana całkowicie w ręce rosyjskie, tym razem w bolszewickim wydaniu.
Rozpad sowieckiego imperium w 1989 roku miał nas uwolnić od hegemonii rosyjskiej, ale nie przyniosło to wzorem 1918 roku odzyskania suwerennego państwa.
Staliśmy się przedmiotem nowego układu sił w Europie jako element składowy niemieckiej strefy wpływów na obszarze między Rosją i Niemcami.
Gwarantem tego rozwiązania miał być układ „okrągłostołowy” pozostawiający przy władzy byłą ekspozyturę sowiecką w zamian za posłuszeństwo wobec Niemiec.
W celu umocnienia tego związku została Polska wciągnięta do UE, ale dopiero po stworzeniu warunków odpowiedniej kontroli nie na zasadzie aktu rzymskiego, lecz traktatu z Maastricht umocnionego następnie lizbońskim.
Stworzyło to podstawy do egzekwowania ostrej dyscypliny praktycznie negującej jakiekolwiek aspiracje niepodległościowe z polskiej strony.
Ostatnie wydarzenia najwyraźniej wykazują że Polska jest poddana szczególnemu reżymowi nie notowanemu w stosunku do innych krajów unijnych.
Uwzględniając wszystkie okoliczności w jakich funkcjonuje współczesny układ europejski można wyrazić zdziwienie że naród polski, który przez cały czas sowieckiej okupacji Europy środkowej przodował w ruchu oporu i który ostatecznie walnie przyczynił się do upadku sowieckiego imperium wykazując wielomilionowym ruchem „Solidarności” że zbankrutowała komunistyczna ideologia i że przy dalszej próbie jej obrony mogą pojawić się niewyobrażalne zagrożenia dla reżymu – zaniechał praktycznie dalszej walki o odzyskanie pełnej suwerenności.
Winę za ten stan rzeczy ponoszą polskie elity wyłonione w czasie zrywu solidarnościowego. Nie bez racji będzie stwierdzenie że znaczna część tych „elit” to po prostu podstawieni agenci najrozmaitszego autoramentu, a także zwykli karierowicze gotowi do wszelkich usług w zamian za apanaże.
Nie dziwi zatem tak rozpowszechniona korupcja i złodziejstwo przy możliwie najniższym poziomie intelektualnym.
Przypomina to kariery w Polsce w wieku XVIII w czasach pozbawienia państwa suwerenności, z tą chyba różnicą że przynajmniej maniery i gusta ówczesnych jurgieltników były znacznie lepsze.
Tamci byli szumowinami szlachty, a nawet arystokracji, ci zaś mają pochodzenie rynsztokowe.
W tym świecie ocierając się co chwilę o zdrajców i zwykłych szpicli działali i nadal działają ludzie dobrej woli, którzy w tych koszmarnych warunkach usiłują coś dobrego zrobić dla Polski.
Czasem nawet im się to udaje i za to im chwała.
Rola której się podjęli jest nie do pozazdroszczenia, niekiedy przybiera cechy męczeńskie.
Powstaje racjonalne pytanie: – dlaczego ludzie świadomi z kim mają do czynienia nie odkryli przyłbicy i nie wypowiedzieli jawnej wojny ze współczesnymi targowiczanami.
Owszem tacy byli, ale zostali całkowicie wyeliminowani z oficjalnego życia politycznego, a niestety poza skrajnymi ruchami, które mimo aktywności, a nawet poświęceń nie mogą liczyć na szersze poparcie społeczne, nie objawiła się dotąd alternatywa polityczna dla układu zależnego.
W tych okolicznościach wielu usiłuje dokonać czegoś pozytywnego dla Polski respektując istniejący stan.
Ceną tego bywają deklaracje zbyt daleko idące, jak np. oświadczenie premier Szydło o „świętości stosowanej obecnie konstytucji”, lub bezwzględnie pozytywna ocena minionego trzydziestolecia przez prezydenta Dudę nie mówiąc już o „pomniku” dla Mazowieckiego.
W odróżnieniu od wieku XVIII kiedy służba obcym była jawna i uznanie carycy Katarzyny II za „protektorkę” Polski było głoszone publicznie, współcześnie te same objawy uzależnienia od obcych są ukrywane i to nawet niezbyt zręcznie, a polska formalnie figuruje jako państwo suwerenne, chociaż nawet zapis w stosowanej konstytucji temu przeczy.
W tym momencie dochodzimy do sedna sprawy nie tyle nawet rządu Olszewskiego co personalnie –Jana Olszewskiego i Antoniego Macierewicza.
Ujawnienie tajnych współpracowników bezpieki miało istotne znaczenie dla spraw z przeszłości, szczególnie odkrycie źródeł dekonspiracji i powodów prześladowań.
Niebezpieczniejsze było zagrożenie możliwością szantażu i wymuszanie określonych zachowań.
Najgroźniejsze dla Polski było niebezpieczeństwo wykonywania poleceń ze strony tych sił zewnętrznych które dyrygowały bezpieką w PRL i które przekazały swoje aktywa w ręce nowych formacji tajnych służb.
Krótko mówiąc chodziło i chyba ciągle chodzi o spadkobierców KGB I STASI.
Rola tej ostatniej służby wymaga jeszcze głębszych badań, gdyż fakty wskazują na jej specjalne znaczenie w całym układzie sowieckiej władzy.
A zatem w konsekwencji tych działań został obnażony wierzchołek góry lodowej w postaci ujawnienia nazwisk wykonawców antypolskiej polityki.
Wprawdzie wykonawców drugiego, a nawet trzeciego rzędu, ale bez ich usług na rzecz realizacji planu degradacji Polski do roli protektoratu, a nawet jeszcze gorzej bo do „generalnej gubernii”, nie było możliwości jego wykonania.
W wielu przypadkach były to pozornie czysto wewnętrzne posunięcia, ale w sumie powodujące coraz większe szkody dla Polski.
Do nich należą też działania pozorne absorbujące energię i odwracające uwagę od rzeczy zasadniczych, a już szczególną rolę odgrywają stałe jątrzenia i wywoływanie konfliktów niszczących możliwości działań pozytywnych na rzecz Polski.
Tak się składa że we wszystkich przedsięwzięciach dotyczących UE Polska ma zawsze najgorsze notowania, podobnie wygląda ze stosunkami z Rosją z przysłowiową najwyższą ceną rosyjskiego gazu i kłopoty z polskimi jabłkami i mięsem na obu kierunkach.
Z moich dość licznych i bliskich kontaktów z Janem Olszewskim odniosłem wrażenie że reprezentuje politykę szukania dla Polski najlepszego miejsca w istniejącym układzie, ale nie dokonywania ryzykownych prób obalenia go.
Jednakże po sprawdzeniu w praktyce doszedł najwyraźniej do wniosku że w tym układzie nie ma dobrych dla nas rozwiązań.
Spotkałem się ze zdaniem że działanie Olszewskiego i Macierewicza było błędem taktycznym otwartej gry zamiast wykorzystania okazji do zmobilizowania jednych przeciw drugim i dokonania skutecznej gierki politykierskiej.
Nawiązano przy tym do otwartej deklaracji Becka 5 maja 1939 roku.
Otóż w świetle istniejącej rzeczywistości w usytuowaniu Polski w nowym układzie europejskim postawa Olszewskiego była z jednej strony próbą ujawnienia skali zagrożenia, a z drugiej chęcią zmobilizowania sił dla walki o niezawisłość państwa.
Miarą upodlenia i wprost zdrady była postawa większości sejmowej głosującej przeciw rządowi Olszewskiego.
Ich nazwiska powinny być napiętnowane w historii Polski podobnie jak Ponińskiego i jego popleczników.
Na tym tle pośmiertne komplementy w rodzaju że był to uczciwy i prawdomówny polityk / niezwykle rzadkie zjawisko!/, lub zarzuty że przecież był masonem – nie mają najmniejszego sensu.
Jego historyczna rejtanowska rola polegała na wzbudzeniu sumienia Polaków w sytuacji grożącej nie tyle zaborami ile stopniowym, ale stałym i konsekwentnym procesem unicestwiania Polski.
Jeżeli nie udało się to za życia to niech Jego śmierć przypomni wszystkim Polakom o co toczył walkę i co jest naszym wspólnym narodowym obowiązkiem.