Antoni Słonimski nazwał Polskę ” przedmurzem obrotowym”. Ja nazwałabym ” przedmurzem wirowym”, bo liczba podziałów i konieczności obrony różnych ideologii tak od czasów Słonimskiego wzrosła.
Kiedy opowiadałam z przejęciem o swojej podróży na Białoruś i tragicznych losach naszych „tutejszych”, mordowanych i wywożonych na Syberię całymi ulicami wsi, z jednej tylko przyczyny, że upominali się u sowietów o zamkniętego w pińskim więzieniu mego dziadka, a także o przyjaźni i wspaniałych rozmowach z tymi ludźmi, ktoś z dalszej rodziny powiedział, że zdradzam swoją klasę.
„Nie zdradzam żadnej klasy, bo żadnej klasie nie ślubowałam wierności. A w szczególności nie ślubowałam wierności Marksowi, który podzielił ludzi na klasy i kazał im się nienawidzić do dziesiątego pokolenia” – odparłam.
Doszłam do wniosku, że większość ludzi nie interesują fakty lecz etykietowanie. To tak jak dla biologów w pewnym okresie najważniejsza była systematyka. Dzielą się i kultywują podziały z konsekwencją godną lepszej sprawy.
Mój wuj, który przez pięć lat był więźniem Oflagu opowiadał zaśmiewając się, że niektórzy oficerowie (sam był wysokiej rangi oficerem KOPu ) kazali sobie czyścić buty ordynansom. Nie był dla nich ważny fakt poniżającej niewoli, nie była ważna konieczność podporządkowywania się rozkazom byle niemieckiego kaprala – ważne było przeniesienie na grunt obozowy dawnych podziałów. Być może uważali, że przenosząc podziały przenoszą wartości.
Jeżeli ktoś popiera protest związkowców pod Sejmem zostaje zaliczony do syndykalistów. Autor takiego odkrywczego przyporządkowania czuje się dumny, że w ten sposób rozprawił się z adwersarzem i nie czuje się skłonny nawet przez chwilę zastanowić nad problemem przymusu pracy do 67 roku życia.
Jeżeli ktoś rozważa na przykład problem dywidendy obywatelskiej zostaje nazwany czerwonym, lewakiem, komuchem – jakby sama nazwa załatwiała sprawę.
Dla mniej wybrednych do dyspozycji zawsze jest kwalifikacja: antysemita, filosemita, goj szabesgoj, żydokomunista, czosnkowy Polak, prawdziwy Polak, czarny itp..
Szczególnie zabawne jest krzyżowe etykietowanie się przez polityków. Posunięcia przeciwnika politycznego nieodmiennie jednym, drugim, trzecim i czwartym przypominają „czasy pogardy” , a wysiłek intelektualny związany z tym odkrywczym sformułowaniem zastępuje konieczność ustosunkowania się do realnego problemu.
50% wyborców nie wiąże żadnych nadziei ani z rządzącym establishmentem, ani z opozycją.
Zarówno partia rządząca jak i opozycja dopieszczają własne elektoraty podtrzymując istniejące podziały.
Ani jedni, ani drudzy nie chcą sięgnąć ( boją się) do rezerwuaru potencjalnych wyborców, jakim jest te 50%, bo musieliby wtedy podać konkretne rozwiązania zamiast walki na miny i etykiety i mętnych obietnic wyborczych sprowadzających się do : „ dajcie mi władzę, a ja was urządzę”.
Kiedy rozmawiałam z naszymi „ tutejszymi” w Widyborze na Białorusi ( było to 15 lat temu), żyjącymi wtedy w nieprawdopodobnej nędzy i pytałam dlaczego nie próbują czegoś zmienić odpowiadali: „ nie jest źle, zawsze może być jeszcze gorzej”.
Wydaje mi się, że jest to dewiza większości wyborców uczęszczających w Polsce do urn.
A reszta, te 50%, to ludzie – jak ja- niewrażliwi na etykietki: liberalizmu, socjalizmu, komunizmu, anarchosyndykalizmu. Chcieliby po prostu wiedzieć: co będzie z emeryturami, co z mieszkaniami komunalnymi, co z podatkiem katastralnym, co z reprywatyzacją, co z majątkami przesiedleńców niemieckich?.
Antoni Słonimski nazwał żartobliwie Polskę „ przedmurzem obrotowym”.
To żartobliwe powiedzenie jest nadal wyjątkowo aktualne.
Tyle, że ja nazwałabym nasz kraj „przedmurzem wirowym”, bo liczba podziałów i konieczności obrony róznych ideologii tak od czasów Słonimskiego wzrosła, że nie nadążam już rejestrować kogo znowu ostatnio zdradziłam.
A ja wolałabym za wielkim Polakiem powiedzieć (nie wiem tylko czy mam do tego prawo).
„ Jam nie z soli, ani z roli tylko z tego co mnie boli”.