Oj Łazarzu, coś ty nawyrabiał.
Popatrzyłem na google maps i do Warszawy mam 5 godź i 29 minut drogi. Jak niektórzy mówią: zbyt dużo czerwonych świateł, aby tam dojechać. O atmosferze jaka tam panuje dowiaduje się człek z mediów i to raczej tych nieokrzesanych. Jak pogoda kiepska, siadasz i klikasz. Sprawy warszawskie traktuje się tu w sposób cyrkowy lub teatralny. Nikt zbyt poważnie nie traktuje tego w jakiej kolejności te orły na najwyższych gałęziach władzy się kopulują. Ten typ tak ma i koniec. Życzenie powszechne wyrażane jest w słowach „a niech się wzajemnie pozabijają i byłby spokój – żaden z nich pożytek”.
Przypadkowo kliknąłem na notkę Ściosa Aleksandra poczynania NowegoEkranu komentującą i tak jakby powróciły dawne upiory: kto za tym stoi, kto za to płaci, kto miesza w głowach, kto narusza nasze sojusze, kto dał się uwieść, kto dał się otumanić….
Z notek Łażącego Łazarza i Ryszarda Opary wywnioskowałem, że ich zamiarem było sprawienie, aby Jarosław Kaczyński wreszcie upublicznił skuteczną strategię zdobycia władzy i to wstrętne PO precz przegonił, albo do pierdla powsadzał. Kaczor jak to kaczor gęgać nie chce, wizji państwa nie przedstawia, sił nie zbiera. Więc podchody różne dyskutowano: może pójść, nisko się pokłonić i uprosić wodza, aby znak dał, a my za nim pójdziemy jak w dym, może małą partie skrzyknąć w zagończyków się zabawić i męstwa dodać.
Czujne służby Ściosem się wysługujące patrzyły na to wydarzenia jak kura: raz lewym raz prawym okiem kęs oceniając. Dziobnąć czy nie dziobnąć?
Ale stało się czego ani Łażący Łazarz sobie nie życzył, ani dający kasę Ryszard Opara. Wlazło na nE jakieś robactwo, co to na frukty z pańskiego stołu po nowym partyjnym rozdaniu liczyć nie mogło, bo do Warszawy daleko, i zaczęło się rozpisywać, że wódz to nie żaden wódz, tylko watażka co to bandę zebrał a teraz głowi się jak ją wykarmić i trwać z bronią u nogi. Jeszcze to można było tolerować. Błotem jakimś obrzucić, postraszyć, przepędzić. Ale jak na łamach nE zaczęły pojawiać się teksty atakujące cały etos solidarności: ten przy korycie i ten w drugim szeregu to miarka się przebrała.
Nie można było dalej tolerować posądzanie „etosu solidarności” o zaserwowanie nam koteryjno- wasalnego systemu sprawowania władzy, boć to demokracja najwyższej próby. Posądzanie o oddania Polski w trybutrialną zależność od instytucji finansowych – toć to atak na nasze sojusze. A już oskarżenia o likwidację gospodarki realnej i zrobienie z nas kolonii, przebrało miarkę. Gdyby jeszcze tylko pisali to pół biedy. Każdy może leczyć kompleksy na swój sposób i niejeden portal taką ścianą płaczu jest. Wypłaczą się, podyskutują i potulnie spać pójdą. Ci jednak wizje jakieś ogłaszać zaczęli, jakimiś liczbami sypać jak z rogu obfitości, do konstytucji się dobierać, partactwo ekip „absolwentów wydziałów rozrywkowych” upubliczniać.
Tego było za wiele. Chóralny okrzyk „ratujmy nasze koryto” przez media elektroniczne się niesie i chórzyści zgodnym głosem swoje oburzenie wykrzykują.
Pan Aleksander Ścios tryumfalnie ogłosił, że już na te tematy pisał nie będzie, bo z powierzonego zadania należycie się sprawił.
Panie Aleksandrze. To się nie skończyło, to się zaczęło. Dla pokolenia 80′ obecni prominenci to impotencja intelektualna i nic na obronę odmiennego stanu rzeczy, Pan w aktach nie znajdziesz. Ta zaraza roznosi się po infosferze w sposób niezależny od Łarzącego Łazarza, Ryszarda Opary i cen biletów kolejowych. Nastąpił okres przybliżania „kanap” a proszę mi wierzyć: z Przemyśla do Szczecina po światłowodzie jest bardzo blisko.
Nowe idzie i raczej „chowaj się chłopie do bramy”.