Ten człowiek jest klinicznym przypadkiem, przypominającym bolszewickiego urzędnika, ślepo wykonującego polecenia komunistycznej władzy.
Hunwejbinów, takich jak Krzysztof Kwiatkowski, Platforma ma sporo, od Pawła Olszewskiego poczynając a na Sławomirze Nowaku i Andrzeju Halickim kończąc. Jednak ci pozostali nie pełnią aż tak ważnych funkcji w Partii i w rządzie, jak właśnie minister sprawiedliwości. Od pierwszych chwil, kiedy Krzysztof Kwiatkowski pojawił się – niczym królik z kapelusza – na scenie politycznej, dał się poznać jako świetny piarowiec, ale i jako marny minister. Ot, taki Marcin Hera ze spółki PL2012, deklamujący w swoim inauguracyjnym wystąpieniu piarowskie slogany! Z czasem, jego mowa trawa łudząco się upodobniła do wypowiedzi minister zdrowia Ewy Kopacz. Oboje bardzo lubią mówić o drobiazgach. Czasami tylko zahaczają o ważne, acz szczegółowe sprawy, starając się omijać szerokim łukiem meritum, obawiając się spojrzeć szerzej na całość. Tak jak Ewa Kopacz potrafiła zakpić z Polaków twierdząc, że kolejki do lekarzy specjalistów są skutkiem tego, że mamy takich wspaniałych fachowców, tak Krzysztof Kwiatkowski, zamiast zajmować się problemem przestrzegania prawa w Polsce, ochroną uczciwych obywateli, najwyraźniej przymyka oko na wyskoki sędziów, prokuratorów, jak i policjantów, lekceważąc bandyckie zachowania niektórych przedstawicieli władzy.
Tę swoją funkcję, nie ministra a piarowca, jaką pełni w rządzie Tuska, ujawnił dzisiaj w całej rozciągłości w TVN24, podczas "Rozmowy Rymanowskiego" z senatorem Zbigniewem Romaszewskim. Mało brakowało a senator Romaszewski wyszedłby z siebie, słysząc te kompletne bzdury nie związane z tematem rozmowy, slogany wypływające rwącym POtokiem z ust Krzysztofa Kwiatkowskiego. Ten człowiek, zamiast, jak przystało na ministra sprawiedliwości, zająć stanowisko w sprawie bandyckiego zachowania policjantów wobec Piotra Staruchowicza, wolał zachowywać się bezczelnie, niczym niczego nie rozumiejący pętak z piaskownicy i bełkotał coś bez związku z tematem, usiłując jednocześnie zdeprecjonować Piotra Staruchowicza, jako człowieka i jako aktywnego działacza środowiska kibiców. Minister Kwiatkowski, kompletnie nie znając sprawy, od razu osądził wszystkich kibiców i każdego z osobna, wydał wyroki i z widocznym żalem musiał na tym poprzestać – zamiast niczym Dzierżyński, osobiście niektóre wyroki wykonać. W swoim zaślepieniu, mimo chwilami łopatologicznego tłumaczenia senatora Romaszewskiego, nie potrafił zauważyć podobieństwa działań – nie tylko swoich i podległych mu urzędników, ale i "władz zwierzchnich" – do zachowań komunistycznej władzy w PRL-u, wykonującej posłusznie polecenia Moskwy.
Co można powiedzieć o urzędniku państwowym, mającym zapisane w swoich obowiązkach dbanie o przestrzeganie prawa, który na wieść o prowokacji policyjnej, mającej na celu wywołanie zamieszek na wielką skalę, o zatrzymaniu i pobiciu człowieka, który ŻADNEGO oporu nie stawiał, przechodzi nad tym do porządku dziennego, nie racząc poświęcić temu słowa komentarza a zamiast tego plącze się w słowach … że może, kiedyś, ktoś się tym zajmie, może zbada, jak było naprawdę, jakie były objawy i skutki pobicia … Tu nie było widać ani grama woli powstrzymania, a tym bardziej zatrzymania, sprawców! Czy do takiego zachowania zmusza go własna głupota, czy może tak otępiająco działają na niego sugestie i polecenia jego mocodawców?
Można zadać jeszcze jedno, bardziej zasadnicze pytanie:
Czy pobieranie wynagrodzenia ministra sprawiedliwości w zamian za zajmowanie się piarem rządu i Partii, nie jest przypadkiem wyłudzeniem albo zwykłym oszustwem?
Link do zdjęcia wprowadzającego:
Nie musisz komentować. Wystarczy, że przeczytasz ... i za to Ci również dziękuję.