Sceptycy powiadają, że świat jest popieprzony, że wszystko stoi do góry nogami ; dodają, że nic się już nie da zrobić, że tylko wojna światowa może zmienić ten bieg rzeczy.
Optymiści z kolei twierdzą, że tak dobrze jak jest teraz dotąd nie było, a ma być (ponoć) jeszcze lepiej.
Trudno powiedzieć, które stwierdzenie leży bliżej prawdy, gdyż w obu przypadkach znajduje się jej ziarnko.
„Sławomir Neumann, wiceminister zdrowia w skandaliczny sposób pilotuje interesy prywatnej kliniki, która oszukuje pacjentów – czytamy we „Wprost”. Z kolei szef NFZ naciska podwładnych, by wycięli jego nazwisko z protokołów CBA.”
Dzisiejszy news opublikowany na łamach „Wprost” uruchomił kolejne spekulacje na temat resortu, którym kieruje Bartosz Arłukowicz. Jego oponenci twierdzą, że robi to nieudolnie i jest jeszcze marniejszym ministrem niż jego poprzedniczka – specjalistka od kopania na metr w głąb w smoleńskiej ziemi; śmiertelnej pułapce dla 96 pasażerów prezydenckiego Tupolewa.
Jeszcze trudniej stwierdzić, czy wydawca i naczelny inkryminowanego tygodnika szukają piątku już w poniedziałek i swoją publikacją mają zamiar się udać w misję samobójczą? Kto będący przy zdrowych zmysłach odważy się ruszać wiceministra Sławomira Neumanna jeśli nie szaleniec, lub ktoś, komu żółte papiery wydał specjalista, lekarz psychiatra. Pisać źle o pośle Neumannie (PO) to tak samo jakby zamówić sobie osobiście jesionową trumnę u znajomej pani Kopacz. A ujawniając machlojki pana posła, to jakby sobie zawczasu, po zamówieniu „mebla” z jesionu, wykopać dół w uprzednio upatrzonym miejscu.
Pan poseł Neumann, zanim został przyjęty do Elitarnego Klubu Oligarchów przy Wiejskiej wpierw z wielkim sukcesem (dla PO i PSL) sprawdził się jako starosta powiatu starogardzkiego; jeszcze wcześniej jako bangster z licencjatem dyrektorował Nordei. Jego szybka ścieżka kariery była usłana trudem poznawania kogo trzeba. Po opanowaniu tej sztuki został osobiście namaszczony przez tego, komu służą dziś wszyscy „ministranci” w tej „mszy” rządzenia Polską. Rządzenie od samego początku im nie wychodzi, ale machloje, kanty i przewałki na grubą kasę owszem. Przypatrując się temu „rządzeniu” uważniej można odnieść wrażenie, że nic innego wcześniej nie robili, że wielu z nich oprócz wiedzy na temat inżynierii finansowej posiada specjalizację w robieniu lodów.
Jednym z takich specjalistów niewątpliwie jest – wymieniony przez samobójców z tygodnika – pan wiceminister od schorowanej służby zdrowia. Od zawsze wiedział, że najwięcej pieniędzy jest w banku; z czasem dowiedział się, że równie dużo jest ich w sektorze farmaceutycznym, bez którego służba zdrowia nie istniałaby. W rodzinnym mieście posła – Starogardzie Gdańskim produkcją leków, i nie tylko, zajmuje się „POLPHARMA”, której właścicielem jest kontrowersyjny spadkobierca fortuny po tatusiu (podobnie jak Jan Kulczyk) Jerzy Starak. Kto, jak nie poseł, może być najlepszym lobbystą i orędownikiem dobrej sprawy?
Przed Neumannem ziemię starogardzką reprezentowali: Krzysztof Trawicki (PSL), Grażyna Paturalska(PO), Edmund Stachowicz(SLD), Daniela Chrapkiewicz(PiS) i senator, Andrzej Grzyb(PO). Jednak nikt z wymienionych osób nie zaszedł tak daleko i tak wysoko jak Sławomir Neumann(PO).
Owszem, był czas, kiedy na salonach brylowała, u boku Jolanty Kwaśniewskiej, posłanka Grażyna Paturalska. Jednak, kiedy wyszły na jaw jej nietrafione „transakcje”, osobista żona prezydenta, omc* magistra, Aleksandra Kwaśniewskiego, zerwała kontakty z bizneswoman, poseł Paturalską, aby nie zwracać na siebie niepożądanej uwagi mediów, czy choćby Julii Pitery.
Polityk, Neuman sprawnie „zainstalował” się w środowisku lekarskim, nawiązał trwałe znajomości i przyjaźnie. Środowisko lekarzy od dawna stanowi elitę, a elita lubi żyć – i żyje – na odpowiednio wysokim poziomie; ma szczególne poważanie i jest otoczona (czy aby słusznie?) szczególną troską innych środowisk, a też służb.
Z racji sprawowanej władzy (starosta) Neumann znajdował się pod baczną obserwacją, nie po to aby go przyłapać – bardziej, aby chronić. Z roku na rok siła posła Neumana stawała się coraz większa, a co za tym idzie większe stawały się jego możliwości. Decydował kto jest przydatny a kogo skreślić; dawał wsparcie tym, którym trzeba było lub tym, kogo polecili mu osoby z zaufanych kręgów.
Idę o zakład, że temat w którym padło nazwisko wiceministra zostanie zamknięty i cała sprawa wnet ucichnie, a autorzy szukający guza szybko się wycofają z stawianych zarzutów – uczynią to nie na osobistą prośbę pana posła tylko zostaną zdyscyplinowani przez uważne służby dbające o bezpieczeństwo środowiska, na rzecz którego lobbował wiceminister.
Nie inaczej miały się sprawy, kiedy nasz wiceminister chorej służby zdrowia zasiadywał w fotelu starosty powiatu starogardzkiego. Ujawniona w lokalnych mediach afera (potwierdzona przez komisję kontroli starostwa powiatowego) w powiatowym urzędzie pracy nosiła cechy pajęczyny – swoją siecią obejmowała różne środowiska, które czerpały korzyści finansowe za fikcję i kreatyną księgowość! Uwikłanych w tej aferze było około 200 osób. Kto ciekaw niech pofatyguje się do sądu okręgowego w Gdańsku i tam zaczerpnie informacji o skali tego procederu.
Pan starosta, aby zminimalizować „zasięg i straty” po pierwszym dniu kontroli wysłał swój zespół, którego zadaniem było przeniesienie wskazanych dokumentów do tych, które zostały już sprawdzone przez komisję. I tym razem lokalna prasa zamieściła informację o „zabiegu” powołanego zespołu i sprawa się (niestety dla niektórych środowisk) rypła.
O ile z PUP niewiele dało się zrobić, o tyle wiele innych o podobnym ciężarze gatunkowym udało się albo zamieść pod przysłowiowy dywan, lub rozwiązać (załatwić – piękne słowo, prawda?) po myśli zainteresowanych.
Mimo szumu staroście nawet włos z głowy nie spadł. Tutaj, jak podają zaprzyjaźnione źródła, warto przestudiować protokoły z obrad sesji powiatu, z których można by napisać niezły thriller medyczny, kryminalny, polityczny.
Ale, jak znam życie nikt z mediów, zwłaszcza tych wiodących nie pofatyguje się, a z tych zaliczanych do niszowych nikt się nie odważy. Miasto rodzinne pana wiceministra jest pilnie strzeżone przez wiele par uważnych oczu i uszu rezydentów wielu różnych służb. Tutaj nawet ukraiński Majdan nie dałby rady.
______________________________________
* omc – o mało co
http://wiadomosci.wp.pl/kat,8173,title,Afera-w-sluzbie-zdrowia,wid,16428264,wiadomosc.html?ticaid=112435