Ja(k) zostałem agentem
27/06/2011
301 Wyświetlenia
0 Komentarze
2 minut czytania
W trudnych czasach ciekawa praca to rzadkość, kiedy się trafia – to jak wygrana w totolotka
Życie płynęło swoim wartkim nurtem – sporo zajęć, nauka, spotkania towarzyskie i nim się obejrzałem obrosłem legendą, że wiem i potrafię prawie wszystko. Nie powiem, moja próżność była usatysfakcjonowana – ja, jej jedyny dysponent, posiadacz, prawowity właściciel, również. Nie mogłem narzekać na nudy, na brak tego czy owego. Ot, jakoś się tak układało, że tak powiem, samo.
Nawet nie wiem, kiedy zaczęli się mną interesować ludzie z jeszcze większą, jak mi się wydawało wtedy, próżnością. Nie powiem, imponowali mi.
Zawsze dobrze ubrani i zawsze przy boku nowe interesujące partnerki. Początkowo pomyślałem, ale to myślenie, jak przypadło na inteligentnego, nie trwało zbyt długo, że to właściciele salonów samochodowych. Taka myśl pojawiła się, gdy widziałem tych dżentelmenów kilkakrotnie w nowych samochodach u_znanych marek. Szybko jednak zrozumiałem co i jak – i to im się bardzo spodobało.
Po pewnym czasie zapytali mnie o znajomość języków – uśmiechnąłem się tylko: bardzo dobrze znam pięć.
– No to masz chłopie robotę. Od dziś jesteś naszym agentem. Tylko pamiętaj – dyskrecja u nas to podstawa. Jasne, rozumiem.
Wręczyli mi swoje wizytówki i wsiedli, każdy do swego, auta. Już mieli ruszać, kiedy Tomek zapytał mnie – Max, a te języki to… Już mówię – przerwałem w pół jego słowa – Wiktorii, Jean, Brit, Eleny i Irminy. – Okej, uśmiechnęli się, i odjechali.
Przyjrzałem się wizytówkom. Lombard „MAXIM”– gotówka pod zastaw złota i markowych aut
Klub Tańca Egzotycznego „WILLA WIRTEGO”