O sekrecie mistrzostwa Kinga Mierzejewska rozmawia z Danielem
Coyle’em, autorem „Kod talentu. Jak zostać geniuszem”.
Echo Dnia”: Za niespełna trzy miesiące rozpoczynają się w Polsce Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Co powinniśmy zrobić, aby je wygrać?
Daniel Coyle: Teraz już za późno, ale warto przyjrzeć się temu jak dochodzili do swojej siły w piłce nożnej Brazylijczycy. Nie zawsze byli tak dobrzy w piłkę nożną, jak obecnie. Punktem przełomowym były mistrzostwa świata w Szwecji w 1958 r. w czasie których drużyna Brazylii z 17-letnim wówczas Pele pokonała faworyzowany Związek Radziecki.
Jak tego dokonali?
Kilkanaście lat wcześniej brazylijscy adepci gry w piłkę nożną zaczęli spędzać bardzo dużo czasu grając w mało znaną grę zwaną futsal (od futebol de salao, czyli po portugalsku „futbol w pokoju” – redakcja). Piłka jest o połowę mniejsza od piłki do gry w futbol, waży dwa razy więcej i słabo się odbija. Gra się nią w sali wielkością zbliżoną do sali do gry w koszykówkę a każda strona ma po 5-6 graczy.
Dlaczego futsal jest taki ważny?
Jak wynika z badań Universytetu w Liverpool przeciętny gracz futsal ma o 600 proc. więcej kontaktu z piłką, niż zawodnik futbolu. Cięższa i mniejsza piłka i mniejsze boisko sprawia, że gracze muszą włożyć o wiele więcej wysiłku w grę. Kiedy więc później trenują zwykłą piłkę nożną czują się jak ktoś, kto przez całe życie trenował sprint z 10 kg ciężarkiem i nagle go odłożył. Stąd właśnie wzięły się słynne umiejętności techniczne Brazylijczyków.
A może po prostu Brazylijczycy mają piłkę nożną w genach?
W 1997 r. brytyjski trener i biznesmen Simon Clifford pojechał do Brazylii. Po powrocie wziął grupę kilkuletnich adeptów gry piłki nożnej z Leeds. Dzieci kopiące małą, ciężką piłkę którą się nie odbijała wzbudzały salwy śmiechu wśród rówieśników. Kiedy jednak 4 lata później drużyna Clifforda, w kategorii do 14 lat, pokonała Szkocką i Irlandzką narodową reprezentację śmiechy ucichły.
Wytrenowanie wybitnych sportowców musi kosztować majątek ?
Niekoniecznie. W Moskwie działa klub tenisowy Spartak, który mając do dyspozycji jeden kort, wydał na świat więcej graczy ze światowej czołówki, niż całe Stany Zjednoczone od 2005 do 2007 roku. Co więcej, w tym klubie nawet nie ma możliwości wykupienia prywatnych lekcji. Wszystkie przyszłe gwiazdy, takie jak np. Anna Kurnikowa, ćwiczyły w grupach z innymi dziećmi.
Na czym zatem polega sekret ich metody treningowej?
Kiedy po raz pierwszy wszedłem na salę treningową w Spartaku, uderzyła mnie zaskakująca cisza. W klubie tenisowym nie słychać było odgłosu odbijanych piłek.
Jak to możliwe?
Przyszłym tenisistom przez pierwsze trzy lata nawet nie wolno jest brać udziału w turniejach. Zamiast tego, całymi dniami, bardzo powoli ćwiczą odpowiednie ruchu rakietą, bez udziału piłki. Podobną technikę zauważyłem w szkole muzycznej w Meadowmount na północy stanu Nowy Jork, która wykształciła m.in. słynnego skrzypka Joshue Bella. Panuje tam zasada: jeśli przypadkowy gość jest w stanie rozpoznać utwór, który jest właśnie odgrywany, to znaczy, że ćwiczysz go zbyt szybko.
Dlaczego powolna, dokładna praktyka jest tak ważna?
Bardzo wiele osób poświęca mnóstwo czasu na ćwiczenia, ale tylko niewielki odsetek z nich osiąga w swojej dziedzinie światowe mistrzostwo. Brazylijskich piłkarzy, rosyjskie tenisistki i absolwentów szkoły muzycznej z Meadowmount łączy to, że nie tylko ćwiczą dużo, ale ćwiczą w odpowiedni sposób. To tzw. pogłębiona praktyka.
Na czym ona polega?
Chodzi o to, by szczególnie zwracać uwagę na błędy jakie popełniamy. Doświadczenia, które zmuszają nas by zwolnić, popełnić błędy i poprawić je – jak gdybyśmy wspinali się stromym oblodzonym, stokiem, potykając się i przewracając wraz z pokonywanymi metrami – powodują, że nabieramy wprawy i wdzięku, nawet tego nie zauważając.
Czy to wystarczy, by osiągnąć mistrzostwo w swojej dziedzinie?
Konieczna jest jeszcze odpowiednia motywacja. W 1997 r. prof. Gary McPherson z Uniwersytetu Illinois postanowił zbadać, dlaczego niektóre dzieci przy takiej samej liczbie godzin nauki osiągają różne rezultaty. Wybrał 157 chłopców i dziewcząt uczących się grać na instrumencie. Badał m.in. ich współczynnik inteligencji, znajomość matematyki, poczucie rytmu, wysokość dochodów rodziców – i nic nie wyjaśniało różnic w osiągnięciach. Z wyjątkiem jednej rzeczy – motywacji. Okazało się, że te dzieci zamierzające grać na instrumencie całe życie osiągały cztery razy lepsze rezultaty przy takiej samej liczbie przepracowanych godzin, niż te, które chciały grać tylko tak długo, jak długo będą trwały zajęcia w szkole.
I dlatego twierdzi pan, że każdy kto chce, może zostać geniuszem?
Popatrzmy na przykład Michała Anioła. Od 6. do 10. roku życia mieszkał z kamieniarzem, który uczył go używać dłuta i młotka. Następnie stał się uczniem słynnego malarza Domenica Ghirlandaio. Zajmował się szkicowaniem, kopiowaniem i przygotowywaniem fresków w jednym z największych kościołów we Florencji. Wreszcie rzeźby uczył go inny mistrz fachu, Bertoldo di Giovanni. Pobierał praktyczne nauki także od wieku innych mistrzów w domu słynnego mecenasa sztuki Lorenza de’ Medici, u którego mieszkał do 17. roku życia. Kiedy więc stworzył Pietę watykańską (ta rzeźba sprawiła, że uznano go za geniusza), miał 24 lata i za sobą 18 lat pogłębionej praktyki.
Daniel Coyle to jeden z najpopularniejszych amerykańskich dziennikarzy. Redaktor magazynu „Outside”. Publikował m.in w „The New York Times Magazine”, „Sports Illustrated” i “Play”. Autor bestsellera „Wojna Lance’a Armstronga”, opisującego fenomen 7-krotnego zwycięzcy najsłynniejszego kolarskiego wyścigu świata Tour de France. Mieszka z żoną i czwórką dzieci w Horner na Alasce.
Źródło: Echo Miasta
Książka do kupienia w sklepie Nowego Ekranu:
http://www.sklep.nowyekran.pl/product.php?id_product=17