Pokazując, że handel, pieniądz, oszczędności, konkurencja i ceny to zjawiska mające swe korzenie w naturze człowieka i jednocześnie służące jego dobru, miałem nadzieję, że będą umieli odpowiednio zareagować na próby wpajania im zasad „ekonomii”.
„Ale kiedy Pan w końcu zacznie mówić o ekonomii?” Był to mój pierwszy dzień ochotniczej pracy, która między innymi miała polegać na poprowadzeniu lekcji z podstaw ekonomii w piątej klasie szkoły podstawowej. Zadająca to pytanie nauczycielka wyglądała na mocno zdezorientowaną. „Przecież właśnie to robię”, odparłem sucho i lakonicznie. Zauważywszy swoją gafę, pospieszyła z wyjaśnieniem: „No wie Pan, o tych wykresach, mądrych terminach i tego typu rzeczach.” Zdałem sobie sprawę, że nauczycielka, jak wiele innych osób, miała błędne wyobrażenie o ekonomii (utrwalane zresztą przez większość profesorów tej dziedziny nauki). Wydawało jej się, że ekonomia to matematyka, modele i rozważania o dziwnych krainach, gdzie całkowity brak prawdziwej konkurencji jest nazywany „konkurencją doskonałą”, szczęście człowieka można mierzyć za pomocą „funkcji użyteczności”.
Ja jednak nie miałem najmniejszego zamiaru katować tych uczniów taką „ekonomią”. Mój cel był o wiele bardziej ambitny. Pragnąłem im pokazać, że ekonomia ma swe źródła w najzwyklejszych ludzkich zachowaniach, z którymi mamy do czynienia każdego dnia w naszym rzeczywistym świecie. Nasze zajęcia polegały właśnie na wykazaniu tych prostych zależności. Moje podejście było oszczędne aż „do bólu”. Po prostu zaznajamiałem uczniów z jednym pojęciem ekonomicznym tygodniowo.
Lekcja 1: Handel
W pierwszym tygodniu naszej nauki „hasłem dnia” był handel. Żeby zilustrować pojęcie handlu, rozdałem wszystkim uczniom po jednym drobnym, niedrogim prezenciku, kupionym wcześniej w pobliskim sklepie Dollar Generali. Prezenciki te w losowy sposób rozprowadziłem między uczniów i powiedziałem, że jeśli chcą, mogą wymieniać się swoimi podarkami z osobami siedzącymi obok. Niektórzy tak zrobili. Następnie stworzyłem warunki całkowicie wolnego handlu, to znaczy powiedziałem uczniom, że mogą wymieniać się z kimkolwiek w klasie. Teraz o wiele więcej uczniów dokonało wymiany. Kiedy już skończyli, spytałem się, kto się wymienił, ponieważ uważał, że na tej wymianie skorzysta. Zgłosili się wszyscy.. Kiedy emocje już opadły, porozmawialiśmy ogólnie o pojęciu handlu. Podziwiałem ich za to, jak szybko pojęli tę koncepcję. Wszystko wskazywało na to, że świetnie rozumieli, iż wymiana handlowa polega na pozbyciu się czegoś, co ma dla nas mniejszą wartość w zamian za coś, co ma dla nas wartość większą, oraz znalezieniu kogoś, kto ma preferencje odwrotne do naszych. W ramach uzupełnienia zajęć zabrałem i zamieniłem prezenty dwóm uczniom, którzy w czasie lekcji nie dokonali żadnej wymiany. Jeden z nich był z tej zamiany zadowolony, drugi nie. Zapoczątkowało to naszą dyskusję na temat – jak to nazwałem – „uczciwego” handlu, w którym obie strony biorą udział dobrowolnie. Ponownie byłem pełen podziwu, ponieważ wystarczył ten jeden mały gest „wymuszonej zamiany”, żeby klasa zrozumiała istotę „uczciwego handlu”ii .
Lekcja 2: Pieniądz
Ekonomicznym pojęciem, o którym mówiliśmy na zajęciach w drugim tygodniu, był pieniądz. Wszyscy uczniowie doskonale zdawali sobie sprawę z istnienia czegoś takiego jak pieniądze, ale nie bardzo orientowali się, czym tak naprawdę one są. Aby zilustrować istotę pieniądza, napisałem krótką sztukę i rozdzieliłem między uczniów różne role (ochotników nie brakowało.) Sztuka przedstawiała historię (znaną studentom austriackiej szkoły ekonomii) żyjącego dawno temu rolnika, który hodował kury i miał mnóstwo jajek, a marzył o posiadaniu butów. Szewc z jego miasta niestety nie lubił jajek, za to często potrzebował pszenicy. Na szczęście w pobliżu mieszkał farmer uprawiający pszenicę i chętnie wymienił ziarno na jajka. W rezultacie nasz farmer od jajek miał zapasy pszenicy. Nie zamierzał ich jednak skonsumować, lecz chciał wykorzystać jako „środek wymiany”, który pozwoliłby mu wejść w posiadanie butów. Inaczej mówiąc, wykorzystał pszenicę jako rodzaj pieniądza.
Sztuka obfitowała oczywiście w sceny humorystyczne (przynajmniej w zamierzeniu), występowały w niej śmieszni, niezbyt mądrzy bohaterowie, ale sama historyjka była prosta. Wszystko wskazywało na to, że uczniowie dobrze zrozumieli jej przesłanie. Następnie zastanawialiśmy się, dlaczego niektóre towary lepiej sprawdzają się jako pieniądze, a inne gorzej. Na przykład pszenica jest lepsza niż jajka czy ryby, ponieważ jest trwalsza i łatwiejsza do podzielenia na jednakowe części. Potem mówiliśmy o rzeczach, które jeszcze lepiej nadają się na pieniądze, m.in. o złocie i srebrze. To był już ostatni punkt dyskusji, ale pod koniec tej lekcji byłem zadowolony, że moi uczniowie mają chociaż podstawowe pojęcie o istocie i pochodzeniu pieniądza. Jestem przekonany, że żaden z nich nie słyszał o tym wcześniej i może już nie usłyszy w przyszłościiii.
Lekcja 3: Oszczędności
W trzecim tygodniu zajęć zająłem się kolejnym pojęciem ekonomicznym, a mianowicie oszczędnościami. Przeprowadziłem ćwiczenie, w którym klasa została podzielona na dwie „wioski”. W jednej mieli mieszkać ludzie, którzy chcą żyć „z dnia na dzień” (gdyż, podobnie jak Keynes, wierzą, że „w długiej perspektywie wszyscy będziemy martwi”). Mieszkańcami drugiej wioski mieli być ludzie oszczędni. Codziennie mieszkańcy obu wiosek wychodzili na połów i każdy z nich chwytał gołymi rękami dwie ryby. W pierwszej wiosce każdy zjadał obie ryby na wystawnej uczcie. W drugiej każdy zjadał tylko jedną rybę, a drugą wpuszczał do małego stawu, który znajdował się w wiosce. Pewnego dnia jeden z mieszkańców wioski wpadł na pomysł, żeby do łowienia ryb używać sieci. Wykonanie sieci było jednak czasochłonne, wymagało kilku dni. Okazało się, że tylko dzieci z „oszczędnej” wioski miały zasoby niezbędne do tego, żeby na ten czas zaniechać połowów. Korzystanie z sieci spowodowało, że mniej mieszkańców „oszczędnej” wsi zajmowało się połowami. Dzięki temu pozostali mogli zająć się produkowaniem łuków i strzał, budowaniem chat i innymi rzeczami. „Poziom życia” w „oszczędnej” wiosce wyraźnie zaczął się poprawiać, podczas gdy w drugiej wiosce pozostawał niezmieniony. Co ciekawe, na początku zajęć bardzo wielu uczniów wolało zamieszkać w wiosce „ucztującej”. Pod koniec jednak większość opowiedziała się za życiem w tej „oszczędnej”. Zajęcia zakończyliśmy rozmową o tym, jak ważne są oszczędności, dzięki którym ludzie mogą oddawać się czasochłonnym zajęciom mającym na celu podniesienie „poziomu” ich życia, takim jak nauka w szkole lub poszukiwanie lepszej pracy.
Lekcja 4: Konkurencja
W czwartym tygodniu zajęcia odbywały się pod hasłem konkurencja i zabawiliśmy się w „stację benzynową”. Tak nazwałem grę składającą się z kilku etapów. W pierwszym z nich jeden z uczniów wcielił się w postać właściciela stacji benzynowej, pozostali byli kierowcami. Kierowcy musieli przejechać z jednej strony klasy na drugą, a do pokonania tej trasy potrzebowali benzyny. Pozwoliłem właścicielowi stacji zaopatrzyć się w benzynę i sprzedawać ją po cenie, którą sam ustali. Kierowcy mogli umówić się, że będą podróżować w kilka osób jednym samochodem, a nie pojedynczo kilkoma. Jednak musieli pokrycie koszty paliwa. W pierwszej rundzie właściciel stacji sprzedawał benzynę po 2 dolary za litr, co dawało mu przyzwoity zysk w postaci 1 dolara na każdym litrze. W drugiej rundzie pozwoliłem ochotnikowi z klasy otworzyć drugą stację benzynową i ustalić cenę według własnego uznania. Powtórzyliśmy to jeszcze raz i znaleźliśmy się w sytuacji, kiedy 3 stacje zawzięcie konkurowały o „względy” kierowców. Średnia cena benzyny spadła do 1 dolara za litr (jeden z uczniów sprzedawał ze stratą). Po zakończeniu gry przedyskutowaliśmy ruchy cen związane z pojawianiem się konkurencji. Wyobraziliśmy sobie, co mogłoby się stać, gdyby „zasady gry” ograniczały liczbę konkurentów.
Lekcja 5: Cena
Ostatnie spotkanie rozpoczęliśmy od krótkiego omówienia kwestii wyboru zawodu. Poprosiłem uczniów o zrobienie testu dotyczącego ich zainteresowań różnymi zawodami. Potem porozmawialiśmy o tym, czym każdy z nich chciałby zajmować się w przyszłości. Następnie zupełnie zmieniliśmy temat i przeszliśmy do omawiania pojęcia ceny. Aby zilustrować „cenę”, zorganizowaliśmy aukcję. Ponownie przyniosłem różne drobne prezenty. Punkty za aktywność, zdobyte przez uczniów na poprzednich zajęciach, zamieniłem na „nibypieniądze”. Niektóre z dzieci miały zatem dużo pieniędzy, inne mniej. Przedmioty na aukcji sprzedawane były osobie, która oferowała najwięcej. Te, które były licytowane przez wiele osób osiągały wyższe ceny niż te, na których kupno było niewielu chętnych. Można było zaobserwować rolę „popytu”. Gdy na aukcji pozostały jedynie rzeczy szczególnie pożądane np. guma do żucia, ich ceny rosły w górę w błyskawicznym tempie. Pokazywało to, w jaki sposób popyt na dane dobro jest uzależniony od jego ilości na rynku. Po zakończeniu tego zabawnego ćwiczenia rozpoczęliśmy dyskusję o tym, jaki wpływ na wybór zawodu i wynagrodzenie mogą mieć zjawiska dotyczące zależności między ceną a towarem, o których mówiliśmy na samym początku zajęć. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że te same czynniki, które wpłynęły na poziom cen na naszej aukcji, będą także kształtować wysokość pensji w poszczególnych zawodach. Popyt na usługę kształtuje poziom jej ceny, czyli wynagrodzenie osoby, która potrafi tę usługę wykonać. W ten sposób doszliśmy do wniosku, że teoria popytu i podaży dotyczy zarówno cen towarów, jak i cen tzw. „czynników ludzkich”, które są źródłem zaopatrzenia w te towary.
Podsumowanie
Kiedy zaczynałem pracę z uczniami piątej klasy, nie chodziło mi o to, żeby nauczyć ich podstaw ekonomii, lecz uodpornić na ewentualne próby nauczenia ich „złej ekonomii”. Pokazując im, że handel, pieniądz, oszczędności, konkurencja i ceny to zjawiska mające swe korzenie w naturze człowieka i jednocześnie służące jego dobru, miałem nadzieję, że w przyszłości będą umieli odpowiednio zareagować, gdy ktoś będzie próbował wpajać im zasady „ekonomii”. Pojęcia, które omówiliśmy, mogą być w prosty sposób powiązane z innymi ważnymi ekonomicznymi zjawiskami. Handel jest związany z kosztem alternatywnym oraz zyskiem i stratą. Czynnikiem wpływającym na handel jest pieniądz, ale jest nim też rachunek ekonomiczny. Oszczędności to pojęcie ściśle powiązane z inwestycjami, kapitałem i produkcją. Konkurencja i ceny pozostają w związku z popytem, podażą i rzadkością. Ożywcza siła, która stale jest źródłem wszelkich ludzkich działań i czynnikiem pobudzającym kreatywność, nie może być ujęta w ramy przewidywalnych modeli czy formuł matematycznych. Właśnie dlatego metody nauk ścisłych nie nadają się do rozwiązywania problemów związanych z działaniami człowiekaiv. Nauczycielka piątej klasy szkoły podstawowej mogła mieć problemy ze zrozumieniem takiego podejścia do ekonomii. Na szczęście nie mieli ich uczniowie.
Przypisy
i. Dollar General to sieć sklepów w Stanach Zjednoczonych, która sprzedaje głównie produkty w cenie 1 dolara lub tańsze (przyp. tłum.).
ii. Zdaniem niektórych ekonomistów można ustalić celowość tego „handlu” poprzez odjęcie poniesionej przez niezadowolonego ucznia straty użyteczności od przyrostu użyteczności doświadczonego przez ucznia zadowolonego. Jeśli w wyniku otrzymamy liczbę dodatnią, „wymuszony” handel powinien być dozwolony.
iii. Ekonomiści głównego nurtu traktują pieniądz jako „zasób wartości” i rzecz, której ilość może być manipulowana przez władze monetarne w celu utrzymania „odpowiednich” stóp procentowych, pełnego zatrudnienia, poziomu zaufania konsumentów itp.
iv. Ludwig von Mises, Theory and History (Ludwig von Mises Institute: Auburn, Alabama 1985 r. [1957 r.]) s. 306
Autor: Arthur E. Foulkes
Tłumaczenie: Witold Chocholski