Rok temu dostałam skierowanie dla dziecka do sanatorium. Po wielu latach ciągłych chorób lekarz pediatra stwierdził, że warto moje starsze dziecko podkurować.
Osiągnęło już odpowiedni wiek powyżej 4 lat. Dolna granica wieku zależy od NFZ oraz od decyzji lekarza prowadzącego. Mnie lekarz wcześniejszy wyjazd odradzał. Złożyłam wniosek w NFZ i czekałam na kwalifikację i ewentualny termin wyjazdu. Wszyscy wokół straszyli, że czas oczekiwania długi itd. Odpowiedź dostałam po dwóch tygodniach z błyskawicznym terminem wyjazdu. Zachwycona, że wszystko się tak pomyślnie układa zaczęłam się przygotowywać.
Mój zapał zaczął opadać jak zaczęłam szukać informacji o sanatorium do którego mieliśmy jechać. Sanatoria nie mają wyrównanych standardów. Delikatnie mówiąc nasze nie miało najlepszej opinii. Jedyny plus to podobno bardzo dobre jedzenie. Nie przejmowałam się jednak tłumacząc sobie, że jadę korzystać ze zdrowego powietrza i nie potrzebne nam luksusy.
Pełni nadziei zajechaliśmy, kolejka i przydział pokoi, bardzo małych „klitek” bez toalet. Koszt pobytu dziecka pokrywał NFZ, Ja natomiast za swój pobyt w tych wątłych warunkach musiałam zapłacić prawie dwa tysiące złotych. Uważam, że kwota za takie warunki powinna być niższa, no ale w to wyżywienie jeszcze było wliczone, eh.
Po przyjeździe wizyta lekarska i zabiegi. Sztampowo inhalacje, sala gimnastyczna no i coś z fizykoterapii np. jonoforeza (za lekarstwo też musiałam płacić). Tłumy ludzi na wąskich korytarzach, zestresowane dzieci.
No ale nic, niezrażona pierwsze cztery dni upłynęły nam na spacerach, zabiegach i jedzeniu, które faktycznie było dobre. I zaczęło się, gorączka 40 stopni, ból gardła, dziecko leje się przez ręce. Wizyta u lekarza, od razu przydzielony antybiotyk i zakaz wychodzenia z pokoju. Moje cudne dziecko wytrwało pięć dni bez opuszczania pokoju, Kontrola i powolny powrót do towarzystwa. Niestety ja podchodząc do zaleceń lekarza poważnie, nie wypuszczałam dziecka z pokoju aby nie zarażało innych dzieci. Niestety większość rodziców wyszła z założenia ,że nie będą ograniczać dzieci w tych ciasnych pokojach i wszelkie możliwe wirusy i bakterie miksowały się ze sobą. Moje dziecko dostało kolejny antybiotyk, potem już organizm nie przyjmował, gorączka wysoka więc zastrzyki. Dla mnie ten pobyt w sanatorium był koszmarem. Z trzech tygodni pobytu byliśmy kilka razy nad morzem, wydałam mnóstwo pieniędzy na leki dla dziecka i dla siebie. Dziecko cierpiało. Gra nie warta świeczki.
W tym roku postanowiłam zrobić to wszystko inaczej. Pobyt nad morzem jest bardzo zalecany na wiosnę i jesień. Zarezerwowałam więc kwaterę. Duży pokój z łazienką oraz dostępem do kuchni. Pokoje nad morzem poza sezonem są bardzo tanie. Zabrałam całą rodzinę (cztery osoby) i pojechaliśmy. Codzienne spacery nad morzem, wiatr, basen i inne atrakcje. Rewelacja. Dzieci tylko katar, żadnych chorób. Za pobyt czterech osób dałam tyle co w sanatorium za dwie. Gotowaliśmy sami. Od marca dzieci nie chorują i mam nadzieję ,że tak zostanie. Mam zamiar co roku powtarzać taki wyjazd. Nigdy nie pojadę z dziećmi do santorium.