Pamiętam Polskę pod rządami PO, dla uproszczenia nazwijmy ją …- właściwie to nie wiem jak ją nazwać bo to moja ojczyzna i nie chcę używać złych określeń.
Pamiętam, jak czułem się w niej sam i ludzie z mojego środowiska. Pamiętam tę wszechogarniającą atmosferę zagrożenia towarzyszącą nam od chwili, gdy rano otwieramy oczy. Trzeba było wiele wysiłku, by przełamać wewnętrzne opory i włączyć poranne wiadomości w radiu. Co też znowu ONI wymyślili. Jak dziś postanowili nas obrazić? Jakie absurdalne i szkodliwe decyzje podjęli?
Doskonale pamiętam poczucie zgwałcenia, gdy się dowiedziałem, że lecący do Katynia rządowy samolot z polską delegacją na obchody 70 lecia zbrodni NKWD na polskich oficerach uległ katastrofie a rządząca obecnie PO ekipa traktuje to zdarzenie jak włamanie do garażu. Pamiętam nawet, że wówczas nie zdzierżyłem, odpowiedziałem sobie dość tego i poszedłem pod Krzyż przed pałac prezydencki w Warszawie.
Pamiętam jak czułem się jak ofiara zbiorowego gwałtu, gdy rządząca większość postanowiła, że afery hazardowej nie było a wszystkiemu jest winny szef CBA Mariusz Kamiński, którego usunięto wbrew konstytucji ze stanowiska i zrobiono z niego przestępcę. Oczywiście i tak, uznając, że skoro swego czasu nie podporządkowałem się dekretom Jaruzelskiego, to nie będę aprobował antykonstytucyjnych działań Tuska.
Pamiętam atmosferę grozy, jaka co dzień towarzyszyła zbliżającej się emisji wiadomości w TVP. Co dzisiaj nam zabiorą i jakie opłaty wzrosną? I jeszcze ta bezsilna złość, że oto za moje pieniądze w moim kraju stado politycznych miernot o mentalności oprycha robi skok na państwową kasę.
Pamiętam pełne niedowierzania i zgrozy milczenie, jakie zapadło po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego, pamiętam atmosferę nieszczęścia jaka towarzyszyła kolejnym dniom po 10 kwietnia 2010 roku, ten czas żałoby narodowej, kiedy mogliśmy poznać inne oblicze Prezydenta Polski, zupełnie różne od prezentowanego wcześniej w mediach. A później najlepiej gdyby naród zapomniał. Nowy prezydent przyszedł na urząd jak gdyby nigdy nic się niestało, jak by nie chciał mieć nic wspólnego ze swoim Poprzednikiem…
Wiecie, jak się czułem w Polsce? Jak w kraju pod zaborami. Naprawdę. I serce mi się ściska gdy widzę, że to dopiero początek. Z obawę myślę co dalej będzie?
Dlatego gdy przeczytałem artykuł redaktora naczelnego Newsweek Wojciecha Maziarskiego opublikowany w 26 numerze pisma 3 lipca 2011 to doskonale rozumiem jego uczucia i bardzo mu współczuję. Może nawet bardziej niż Joannie Kluzik Roskowskiej. Po doświadczeniach IV RP doskonale rozumiem, jak to jest, kiedy człowiek we własnym kraju czuje się osaczany, obrażany i gwałcony.
Dzisiejsza Polska, w której ja nie czuję się dobrze i swobodnie dla Wojciecha Maziarskiego jest krainą szczęśliwości. Gdy ja rano pełen niepokoju włączam radio, by dowiedzieć się ile kosztuje frak szwajcarski i co się dzieje w Grecji, po wysłuchaniu porcji wiadomości z kraju, które można odebrać jako wrogą i szyderczą propagandę, on chowa głowę w piasek. Tam, gdzie ja widzę nieudolność i gigantyczne, niewytłumaczalne marnotrawstwo pożyczonych pieniędzy tam on dostrzega budujące się drogi i cieszy się, że już za rok będzie jeździł do swojej wiejskiej chałupy o dwie godziny krócej.
Panie Wojciechu, proszę przyjąć wyrazy solidarności i współczucia. Nie szydzę z Pana i nie żartuję. Absolutnie nie podzielam Pańskich poglądów, ale znam Pańskie uczucia. Nie mogę powiedzieć, że przeszedłem przez to samo, bo to nie prawda i nie mam takich doświadczeń, ale staram się wczuć w rolę i domyślam się jak bardzo jest to przykre i bolesne. Co więcej, wcale nie chcę by moja Polska była dla Pana źródłem opresji takim jakim się stała dla wielu Pańskich wybitnych kolegów po fachu, Jerzego Jachowicza, Marka Króla, Doroty Kani czy Jarosława Zientary. Myślę, że i Pan nie chce, by Pańska platformiana władza gnębiła mnie.
Wiem, że respektując i tolerując nawzajem swoje wybory ideowe i polityczne powinniśmy pamiętać o uczciwości i prawdzie. Opisując rzeczywistość nie możemy faktów przemilczać lub o faktach mówić innymi językami różniąc się aksamitnie jak Czesi i Słowacy bo mówimy tym samym językiem i musimy się za jego pomocą jakoś dogadać.
Myślę, że to jest jakiś pomysł !