Bez kategorii
Like

Jak Polacy, naród wybrany, uratowali cywilizację chrześcijańską

18/10/2011
527 Wyświetlenia
0 Komentarze
22 minut czytania
no-cover

Caracajou, masz to natychmiast przeczytac niedouku.
Polacy, czytajcie Konecznego, zamiast heretyckich wypocin. Oni już niczego nie odkryją. Liberałowie, uczcie sie wolności od polskich scholastyków.

0


Uratowaliśmy Kościół i świat za Bożym prowadzeniem, bo co dobre, to od Boga. Tak Bóg wybrał Polaków by byli Jego narodem. I nie opuści nas nigdy, chyba, że się od Niego odwrócimy jak żydzi, ale to sie nie stanie, bo Biblia miałaby inne zakończenie.

A wy, pachołki cudzoziemców, snoby i plebejusze, którzyście nas zdradzili, dla mamony,  Bóg Wam zapłaci, tak zydom, jak i Grekom, a szczególnie Polakom.

Notka przeklejona z komentarza insane.

 

"Krzyżacy radzi byli odrobić Grunwald, ale w r. 1414 nawet nie chcieli przyjąć bitwy. Legat papieski uprosił dla nich rozejm i namówił, żeby spór polsko-krzyżacki oddać pod rozsądzenie soborowi. A właśnie zwołany był sobór powszechny do szwajcarskiego miasta Konstancji.

Sobór jest to zgromadzenie biskupów całego Kościoła katolickiego pod przewodnictwem papieża. Jeżeli papież uzna za stosowne, może wezwać do uczestnictwa w soborze także opatów, delegacje zakonów, przedstawicielstwa uniwersytetów (wydziałów teologicznych), przedstawicielstwa rządów państw katolickich, tudzież imiennie wybitnych katolickich teologów. Nie wszyscy głosują, ale wszyscy radzą. Każdy z uczestników ma głos doradczy (bo inaczej po cóż by go zapraszano?), ale głos stanowczy tj. udział w głosowaniu mają zawsze biskupi, z innych zaś osób duchownych te tylko, którym Stolica Apostolska przyzna to prawo przy zwoływaniu soboru. Sobór rozstrzyga w najwyższej instancji wątpliwości w sprawach wiary i obyczajów, o ile Ojciec św. uchwały jego zatwierdzi. Zwołuje się wówczas, gdy Kościołowi grozi wielkie niebezpieczeństwo, gdy urządzenia kościelne wymagają odmian ze względu na odmienne stosunki życia, odmian stosownych do nowych czasów (np. w administracji kościelnej) lub gdy czystości wiary zagraża szerząca się herezja.

A właśnie powstała w Czechach herezja husycka. Tam również rozbudzał się ruch narodowy przeciw Niemcom, a na czele tego prądu stanął profesor uniwersytetu praskiego, Jan Hus. Niestety, począł głosić błędne mniemanie. Nauczał, że kapłan pozostający w grzechu śmiertelnym, traci moc swego kapłańskiego urzędu, dopóki się z grzechu nie oczyści. W takim razie nigdy nie można by wiedzieć, czy udzielenie jakiegoś sakramentu było ważne, czy która msza święta była prawdziwa, a nawet czy na kapłana został ktokolwiek prawdziwie wyświęcony, bo a nuż biskup był w grzechu? Występował też przeciw dobrom kościelnym. Przypomnijmy sobie historię św. Stanisława. Kościół nie posiadający własności majątkowej, byłby po bizantyńsku sługą każdego rządu. Twierdził dalej, że Komunia św., ażeby była ważna, musi być podawana pod obiema postaciami. W końcu zaczął jeszcze nauczać mylnie o spowiedzi i odpustach.

Wezwany przed sobór, żeby albo się wytłumaczył lub odwołał swe błędy zażądał, żeby mu cesarz Zygmunt Luksemburczyk poręczył bezpieczeństwo osoby; pod cesarskim bowiem panowaniem znajdowała się Konstancja. Cesarz poręczenie dał i Hus przyjechał.

Sobór ten był świetny. Zjechało 33 kardynałów, 5 patriarchów, 47 arcybiskupów, 228 biskupów, około 500 prałatów i przeszło 5000 uczonych kapłanów, nadto mnóstwo świeckich. Pozjeżdżali monarchowie i książęta, poselstwa wszystkich państw katolickich i poselstwa nawet z Azji i Afryki; 37 uniwersytetów przysłało swoich delegatów. Zebrały się w jednym miejscu najtęższe głowy z całego katolickiego świata. Toteż sobór w Konstancji był zarazem i wielkim kongresem politycznym i największym zjazdem naukowym, jaki kiedykolwiek oglądano. Dodajmy, że wówczas nie można było podróżować bez odpowiedniego orszaku zbrojnego; że trzeba było wozić z sobą dużo tobołów, bo wybierano się na długo, że do utrzymania i zaspokojenia potrzeb życiowych tysięcy przybyszów nie mogli nastarczyć miejscowi rzemieślnicy i kupcy z czeladzią, a cóż dopiero handlarze pergaminu, papiernicy, introligatorzy, przepisywacze i księgarze! Nie dziwmy się więc, że ilość przyjezdnych podczas soboru obliczano w Konstancji na 60 000 osób.

Delegacje polskie wjechały do Konstancji uroczyście dnia 29 stycznia 1415 r. w 800 koni. Spotkali się starzy znajomi z młodych lat, z uniwersytetu w Padwie, biskup poznański Laskarz i Paweł Brudzewski, tymczasem już rektor uniwersytetu krakowskiego, a w Konstancji spotkali dawnego swego profesora padewskiego. Był nim Zarabelli, słynny znawca prawa kościelnego, już kardynał, a na soborze przewodniczący komisji do stosunków polsko-krzyżackich. Przyjechał też bł. Izajasz, jako przedstawiciel polskiej prowincji w delegacji od Augustianów.

Nasz rektor ułożył na sobór umyślnie dwie książki (po łacinie); jedną o "granicach władzy papieskiej i cesarskiej względem niewiernych" i drugą specjalną o "wojnach Polaków z Krzyżakami". Treść tych dzieł miała wywołać niebawem zdumienie całej Europy. Dla bł. Izajasza Bonera niespodzianką nie była, bo w Krakowie latami całymi omawiano to zagadnienie między uczonymi, jakby wprowadzić moralność do polityki europejskiej, czego Krzyżacy byli główną przeszkodą.

Przeciw powszechnemu mniemaniu jakoby ziemia pogańska była "niczyja"; a zatem może ją sobie zagarnąć kto chce – wystąpił nasz rektor bardzo ostro. Również odrzucał rozpowszechnione mniemanie, jakoby godziło się przymuszać pogan do chrztu prześladowaniem i wojną. Doprawdy, dziś trudno nam uwierzyć, że przez całe pokolenia nie widziano nic niewłaściwego w nawracaniu mieczem! Ależ to islam zaleca takie nawracanie i twierdzi, że "giaur" (znaczy: pies niewierny) jest od tego, żeby był podnóżkiem wyznawców Mahometa; Żydzi też uważają za bliźnich tylko swych współwyznawców!

Paweł z Brudzewa wystąpił z twierdzeniem, że wobec pogan obowiązują takie same prawidła uczciwości, jak wobec chrześcijan. Ziemia pogańska jest ich własnością, nie wolno jej rabować, pogan nie wolno tępić, do chrztu nie wolna zmuszać; od nawracania są misje, ale nie wojsko; ani cesarz, ani papież nie mają prawa szafować ziemią pogańską; a więc nieważne są wszystkie nadania, udzielane Krzyżakom. Główna zaś "teza" (tj. twierdzenie) Brudzewskiego brzmiała: "wiara nie ma być z przymusu". Wyrazy te miały stać się hasłem dalszych dziejów Polski. A co do stosunków z Krzyżakami, zaczynał rektor swoje wywody od razu od słów: "Przyjęli Polacy do siebie Krzyżaków, żeby im tarczą byli, a oni zamienili się w drapieżców".

Przykro było, że Brudzewskiemu wypadło wygłaszać swe twierdzenia wobec soboru, kiedy równocześnie sprawa Husa wzięła obrót jak najgorszy. Pozostawiono mu zrazu w Konstancji zupełną wolność; mógł nawet w publicznych przemówieniach, w formie kazań, bronić swych poglądów. Zwalczał je głównie bł. Izajasz Boner, również publicznie. Tak się zaś zdarzyło, że przejął się husytyzmem tamtejszy radca miejski, u którego właśnie Izajasz kwaterował, ale dał się przekonać wiedzy i wymowie swego lokatora. Po dłuższych dochodzeniach i naradach sobór potępił nauki Husa, a gdy ten nie chciał ich odwołać, uwięziono go. Bolała nad tym wielce delegacja polska. Biskup poznański Laskarz odwiedzał go do ostatniej chwili, lecz niczego u niego nie uprosił. Wydał więc sobór Husa do ukarania władzy świeckiej, tj. cesarzowi Zygmuntowi Luksemburczykowi. Cesarz zaś złamał słowo i nie odsyłając Husa do Pragi, kazał go w Konstancji spalić na stosie.

Stało się to w sam raz nazajutrz po mowach Pawła Włodkowica Brudzewskiego (dnia 5 i 6 lipca 1415 r.).

Krzyżacy poczęli walczyć oszczerstwami i ułożyli obelżywe pismo przeciw Jagielle, ale sami pod sobą dołki kopali, bo Kościół uznał to pismo za "fałszywe i błędne, tudzież jawnie do herezji się skłaniające".

Argument mieli jeszcze jeden. Liczyli na to, te w zachodniej Europie nie wiedzą jeszcze o chrzcie Żmudzi, dokonanym przed dwoma dopiero laty i wystąpili z twierdzeniem, że tam jeszcze pleni się pogaństwo. A gdy w lutym 1416 r. przyjechało do Konstancji sześćdziesięciu rodowitych Żmudzinów przedstawić się soborowi, Krzyżacy wyrażali powątpiewanie, że kto wie co to za jedni, itp. Uprosili Polacy, żeby sobór wyprawił na Żmudź komisję od siebie. Tak się też stało, a komisja wróciwszy podała soborowi wniosek, żeby Zakonowi udzielić publicznie urzędowej nagany.

I tak pozyskała sobie Polska sympatie soboru i uznanie dla swego stanowiska, że polityka ma podlegać moralności tak samo, jak życie prywatne (a czego nie uznawała nigdy cywilizacja bizantyńska, także szerząca się w Niemczech).

(F. Koneczny, "Święci w dziejach Narodu Polskiego")

Warto również przeczytać "Teorię Grunwaldu" Konecznego, w której opisuje m.in. te same wydarzenia:

"Papież wezwał obie strony walczące przed forum soborowe. Polacy wiedzieli, że w Konstancji dużo znaczy i wiele może cesarz Zygmunt Luksemburczyk, Polski wróg największy, że siła biskupów, prałatów i uczonych mężów sympatyzuje z Zakonem. Wiedząc to, pojechali. Przechodzili tam nieraz chwile nadzwyczaj przykre, przez sytuacje najcięższe; zostali, wytrwali całe trzy lata i dzięki temu na koniec wygrali.

Wieźli z sobą broń nowo wynalezioną, która wprawiła w zdumienie zebranych Ojców soborowych, a zgromadzony kwiat inteligencji europejskiej nieraz w osłupienie, zwłaszcza prawników .

Wieźli uczony traktat, scholastyczny: Tractatus de potestate papae et imperatoris respectu infidelium. Autorem był Paweł Włodkowic z Brudzewa, doktor dekretów, rektor uniwersytetu jagiellońskiego, kanonik i kustosz katedralny krakowski, geniusz, godzien, by go stawiać, jako odkrywcę, obok Kopernika, by go czcić i szczycie się nim na równi z tamtym.

Dokonał on dwóch odkryć:

1) że względem pogan obowiązują te same prawa, co względem chrześcijan,

2) że nie wolno przemocą narzucać wiary.

Z tych dwóch tez wypływała już konsekwentnie ruina i teorii imperialistycznej i związanej z nią racji bytu Zakonu.

Twierdzenia Brudzewskiego, tak proste dziś dla nas, a i w poprzednich epokach spotykane, były na owe czasy rewolucyjnymi. Rozbijały pośrednio formę ustroju europejskiego, co też miało się niebawem okazać jawnie.

Strona przeciwna tem bardziej akcentowała zasady imperialistyczne i wysnuwała z nich jak najdalsze konsekwencye. W roku 1916 będą mogli Niemcy obchodzić pięciowiekowy jubileusz hasła ausrotten. Falkenberg głosił bowiem w r. 1416, że nie może być większej zasługi wobec chrześcijaństwa, jak walczyć z Polakami; dla obrony porządku chrześcijańskiego wolno bez grzechu zabić każdego Polaka, dostojnikom zaś polskim i królowi należą się szubienice. Takich rzeczy nasłuchali się polscy delegaci w Konstancji i zostali, (nie myśląc ustępować pola nieprzyjaciołom). Dzisiejsze pokolenie zarzuciłoby im "brak godności narodowej", gdyby się bardziej interesowało historią polską i wiedziało o tych faktach.

Brudzewski zadał Zakonowi klęskę jeszcze cięższą, niż Witold i Zyndram z Maszkowiec. Ludzie dobrej woli poczęli opuszczać sprawę Zakonu. Odtąd mógł Zakon trzymać się już siłami tylko tych, dla których był "szpitalem". Wysychać poczęły źródła, z których płynęły opieka i wsparcia całej zachodniej Europy, Zachód był odtąd neutralnym w dalszych wojnach krzyżacko – polskich.

(…)

Polska ówczesna sprawiała Europie raz wraz niespodzianki. Dnia 15 października 1432 przeprowadził Oleśnicki równouprawnienie schizmatyków. Prosta konsekwencya nauki Brudzewskiego! Skutek był cudowny; całe powiaty wyrzekały się Swidrygiełły. Dzięki temu sojuszowi z husytami można było ukończyć "wielką wojnę", zwłaszcza, że Zygmunt Luksemburczyk, chociaż panował na Węgrzech, nie śmiał już urządzać stamtąd drugiej wyprawy na Kraków, bo Stany węgierskie zawarły poza jego plecami przymierze ze Stanami polskimi!

Wygraliśmy więc "wielką wojnę". Dzięki temu, żeśmy (nie wyrzekając się ani katolicyzmu, ani jak najgorliwiej uprawianej propagandy katolickiej) nie byli wrogiem nikomu za to, że był innej wiary (husyckiej, schizmatyckiej); żeśmy na miejsce poddaństwa państwowego wstawili pojęcie obywatelstwa; żeśmy głosili zasadę, że nie społeczeństwo ma służyć tronowi, lecz tron społeczeństwu i pozyskaliśmy dla tej zasady ościenne ludy; żeśmy burząc imperializm podnieśli sztandar braterstwa narodów, a pozostając sami katolikami, pojmowali to braterstwo bez względu na wyznanie.

I odtąd rośliśmy stale, pókiśmy zostali wierni teorii Brudzewskiego.

(…)

Te rzeczy trzeba dopiero badać. Mówi się, że byliśmy tu w Krakowie epigonami scholastyki. Jakież to epigonostwo, co wydaje nowe teorie, wiodące na wieki całe do nowego, a lepszego ułożenia stosunków społeczeństw. Nigdy z epigonostwa nie wykuje się kultura narodowa, a wszak to stało się na tle naszej scholastyki.

Kultura ta opartą była na tak głębokich podstawach, że nie poruszył jej ani legizm. Przyjęliśmy humanizm oprócz legizmu i u nas nie było recepcji prawa rzymskiego i związanego z tym nowego rozwoju teorii imperialistycznej, przeinaczonej w zmienionych czasach i warunkach na zasady despotyzmu i wszechwładzy państwa.

Rzut, dokonany przez krakowskich scholastyków z początkiem XV wieku, był tak potężny, że starczył na półtrzecia stulecia. Epigonowie nie miewają takiej dużej ręki. W scholastyce naszej kryje się jakaś tajemnica. Mnie nie jest danem więcej, jak wskazać jej istnienie innym, szczęśliwszym, którzy ją odkryją. Ale to zrobione być musi, I jest to obowiązkiem tej Szkoły, której rektor stał się prawdziwym Ojcem Ojczyzny na cały okres jej świetności. Teoria Grunwaldu musi być zbadaną do gruntu.

Wygraliśmy i staliśmy się nie tylko mocarstwem, lecz nowym, samodzielnym czynnikiem kulturalnym, dzięki temu, że czyny nasze nie były ślepe, lecz oparte na wielkiej a pozytywnej teorii. Poruszyliśmy pół Europy do nowego życia, bo mieliśmy w sobie kulturę czynu, mając najpierw dokładnie uświadomione inpotentia, co się ma wprowadzić in actum, w myśl wielkiej tezy św. Tomasza z Akwinu:

Movere nihil aliud est, quam educere aliquid de potentia in actum.

Plemię Brudzewskiego miało czym movere, bo miało teorię, posiadło własny pogląd na świat, pogląd wywołujący postęp, twórczy pogląd.

Dziś pisać o tym ogromnie smutno, w otoczeniu pokolenia, które karmi się teoriami niemieckimi i rosyjskimi i bierze je za własne, gdy po polsku spisane, już nawet rozpoznać nie umie, że to tylko… wolny przekład. Czym my mamy Polskę movere nie mając jej w samych sobie in potentia ? Wszak stając się polską imitacją Prusaków i Moskali, tracimy władzę nad dalszym biegiem sprawy polskiej.

Lęk zdejmuje w smutną rocznicę Grunwaldzką nie dla ustawy o wywłaszczeniu, nie dla nacjonalistycznej reakcji rosyjskiej. Od takich rzeczy my silniejsi. Ale co pomogą serca polskie, gdy mózgi polskie będą zgermanizowane i zrusyfikowane?

Wyrzeknijmyż się w tę rocznicę stosowania do sprawy polskiej pruskich i moskiewskich poglądów na świat, a gdy to nastąpi, będzie można zawołać pomimo wszystko: Sursum corda."

http://www.nonpossumus.pl/biblioteka/feliks_koneczny/swieci/099.php

http://www.rownajwgore.pl/teoria_grunwaldu.htm

0

circonstance

Iza Rostworowska. Crux sancta sit mihi lux / Non draco sit mihi dux Vade retro satana / Numquam suade mihi vana Sunt mala quae libas / Ipse venena bibas

719 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758