Jak PO trotyl rozbroiła. Komedia w trzech aktach
09/11/2012
510 Wyświetlenia
0 Komentarze
2 minut czytania
Jaki jest bilans afery z artykułem w „Rzeczpospolitej”?
Po pierwsze – rozbito dobrą gazetę. Nie oznacza to, że zupełnie przestanie ona pełnić swoje obowiązki, które spełniała do dobrze tej pory (bo zostało tam trochę niezłych i przyzwoitych dziennikarzy), ale na pewno osłabiono niezły zespół i skłócono ze sobą żurnalistów. Przewaga Platformy Nieobywatelskiej w mediach zwiększy się więc znacząco.
Po drugie – Jarosław Kaczyński, swoimi słowami o tym, że zamordowano 96 osób, że to na pewno był zamach i straszliwa zbrodnia, zniweczył wysiłki swojej partii budowania obrazu poważnej i ciekawej alternatywy dla rządu Tuska. Odstręczył od siebie tych wyborców, którzy nie podzielają jego świętego przekonania o tym, że w Smoleńsku doszło do zaplanowanego zabójstwa. To na pewno musi cieszyć polityków PO.
Po trzecie – sprawa obecności we wraku TU-154 trotylu została skutecznie spalona. Nawet jeśli za pół roku okaże się, że ów trotyl tam naprawdę był (a pokrętne tłumaczenia prokuratury wskazują na to), to nikogo to nie będzie już wówczas obchodziło. Wszyscy i tak już będą mieli wyrobione zdanie i tak ważna informacja nie wpłynie na postawy wyborcze. To na pewno dobra wiadomość dla polityków PO, którzy stali się zakładnikami "teorii niezamachu".
Czy zwrócili Państwo uwagę na to, że wszystkie trzy skutki afery służą PO? I tak to właśnie należy rozumieć. Wszystko świadczy o tym, że na całej sprawie zyskała partia Tuska. Może nie ona to inspirowała, może nie ona wpuszczała w kanał Gmyza i Wróblewskiego, może nie ona manipulowała prokuratorami. Ale to na pewno ona zyskała na aferze. Coś, co mogło tę ekipę wysadzić w powietrze, umocniło ją. Macie jeszcze jakiejś pytania odnośnie tego, kto najlepiej manipuluje świadomością Polaków? Ja nie.